Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Yann Tiersen

Amelie (Amelia)

5,0
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 15-04-2007 r.

Każdy kto widział ten piękny film na pewno był/jest nim nadal oczarowany. Bo Amelia (zjawiskowa Audrey Tautou w roli tytułowej) to kino czarujące, szczere i przepiękne wizualnie. Reżyser Jean-Pierre Jeunet, który sam mówi, iż chciał zrealizować film całkowicie inny od jego poprzednich obrazów, które były mniej więcej o potworach i maszkarach wszelakich, zrobił bajkę dla dorosłych, pełną zapomnianej atmosfery paryskich uliczek i bulwarów (nawet komputerowo zostało poprawione niebo nad Paryżem). Do tak niezwykłej scenerii i historii należało znaleźć odpowiednią muzyczną oprawę. Do tej pory Jeunet współpracował głównie z Angelo Badalamentim oraz epizodycznie z Johnem Frizzellem przy Alien: Resurrection. Tym razem wybór padł na Francuza Yanna Tiersena, który do czasu ogólnoświatowego sukcesu Amelii skomponował muzykę do zaledwie 8 obrazów (w tym telewizji).

Kompozycja Tiersena, składająca się na albumie z 20 ścieżek jest tak kolorowa i różnorodna jak sama okładka i strona wizualna filmu, co oczywiście pozwala wypadać muzyce w filmie znakomicie. Twórca posługuje się również bardzo barwną paletą instrumentalną, nie wspominając już o tym, iż na większości tych instrumentów wykonuje partie solowe. Cecha charakterystyczna Amelii to oczywiście akordeon, który jest wykorzystywany w przecudny sposób. Chyba jedynie Luiz Bacalov w Il Postino wykorzystał go z równą klasą i inspiracją (sorry John Williams i Terminal…). Poza tym, mamy tu przeróżną, bardzo lekką perkusję, skromne, trochę takie przypominające w brzmieniu jarmarczne, smyczkowe tło a także harmonijki. Dodatkowo pojawiają się również min. gitara czy mandolina. Orkiestracje są naprawdę wyborne, muzyka jest kilku-warstwowa (tzw. polifonia), przypomina to w bardziej dynamicznych utworach tryby jakiejś maszynerii. Oczywiście maszyneria nie posiada ducha, a ta muzyka jak najbardziej ;-).

Tiersen jest bezsprzecznie minimalistą. Choć mamy tutaj wspaniałe rozwinięcia melodyczne, są to tak naprawdę te same powtarzane w różnym tempie i metrum akordy, ale w tym przypadku ta powtarzalność tylko pomaga w odbiorze ścieżki dźwiękowej. Bo jak może być inaczej, gdy motywy/melodie tutaj zaprezentowane są lekkie, czasami skoczne, zadziorne, doskonale wpływają na nastrój. Czasami łapię się na tym, iż słuchając Amelii niechybnie pojawia się na mojej twarzy uśmiech (dzięki panie Tiersen!). Taka jest to muzyka. Można wyróżnić w Amelii temat główny, tzw. walc („Valse d’Amelie”), temat „działań” Amelii (szczególnie zapada w pamięci scena gdy bohaterka opowiada niewidomemu staruszkowi jak wygląda świat, a że robi to w niesamowitym tempie, nie dłużny pozostaje jej Tiersen) i piękny, melancholijny temat poboczny. A największym skarbem tej ścieżki są według mojego skromnego zdania emocjonalne solówki fortepianowe samego kompozytora. Wziąść fortepian i zagrać główny temat to nic wielkiego, chyba każdy szanujący się kompozytor muzyki filmowej i nie tylko może to zrobić. Jednak chyba nie każdy to potrafi w sposób magiczny. Emocjonalne oddziaływanie fortepianu przede wszystkim w utworze 4 i 19 (wersja walca na fortepian) mogą rywalizować z przepiękną muzyką Michaela Nymana właśnie z Fortepianu. Nic dziwnego, że Tiersen oparł na tym instrumencie swoją ostatnio głośną kompozycję do Good Bye Lenin! – to trzeba umieć zrobić!

Struktura tej ścieżki nie pozwala się ani na chwilę nudzić. Po utworach dynamicznych następują liryczne, wyciszające i na odwrót. Choć to zbiór raczej aranżacji głównych melodii na różne instrumentarium, album ten ani chwili nie nudzi a tego chyba szukamy najbardziej w wydawnictwach związanych z muzyką filmową. Muzyka zawiera w sobie dużo takiego klimatu odrealnienia i komizmu, pozwala przenieść się jeszcze szybciej w bajkowy świat Amelii. Kompozycja Tiersena to w skali dzisiejszej muzyki filmowej pozycja unikalna i nie dająca się łatwo zaklasyfikować. Doskonale wypada w samym filmie i poza nim. Jedyne co troszkę gryzie się z brzmieniem całej ścieżki to wstawienie dwóch piosenek z lat 30-ych, prawdopodobnie specjalnie „przyszumionych”. Jednak trzeba przyznać – dodają całemu albumowi jeszcze więcej uroku. Płyta z Amelii słusznie do dzisiaj pozostaje bestsellerem. Yann Tiersen za tą muzykę zdobył Cezara, World Soundtrack Award dla najlepszego soundtracka roku oraz nominację do nagrody BAFTA. Wydana została w kilku wersjach: międzynarodowej, francuskiej (tam wykorzystuje oryginalny tytuł filmu Le Fabuleux Destin d’Amélie Poulain) czy niemieckiej. Gwarantuję – dacie temu szansę, a raczej tej muzyki nie zapomnicie.

Najnowsze recenzje

Komentarze