Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Jerry Goldsmith

Star Trek: Final Frontier (Star Trek: Ostateczna Granica)

(1989)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 15-04-2007 r.

W 1989 roku, w dziesiątą rocznicę premiery The Motion Picture na ekranach kin pojawiła się piąta część przygód załogi statku kosmicznego “Enterprise” pod tytułem Final Frontier. Rozbudzone apetyty producentów po komercyjnym sukcesie poprzedniego filmu – Powrót na Ziemię skłoniły ich do powierzenia reżyserskiego krzesła i pieczy nad scenariuszem Williamowi Shatnerowi, który jak dobrze wiemy gra w serii kapitana Kirka. Pomysł okazał się niewypałem, tak samo zresztą jak film który nakręcił Shatner. Oficjalne kręgi fanowskie nie kryjąc swojego niezadowolenia okrzyknęły go szybko najgorszym filmem pełnometrażowym spod znaku Star Treka. Tak się niefortunnie złożyło, że wraz z tym “niewypałem”, po dziesięcioletniej przerwie do serii powrócił Jerry Goldsmith. Jako iż na obrazie postawiono już krzyżyk, partytura także poszła w zapomnienie, a szkoda, bo w sumie była jedyną pozytywną wartością wypływającą z tej produkcji. Przekonać się o tym możemy sięgając po soundtrack wydany przez Epic Records. Zawarty nań około 40 minutowy “original score” to wystarczający materiał, by coś z niego wynieść nie zanudzając się przy tym…

Spore zamieszanie narobiło się w tematyce Star Treka podczas tych 10 lat nieobecności Goldsmitha. Najpierw całkowicie “wymienił” ją James Horner, potem swoje dziwactwa wprowadzał Leonard Rosenmann, czyniąc z „ballady” kosmicznej… komiczną. Goldsmith będąc jednak wiernym swojej pierwotnej koncepcji muzycznego Star Treka oparł się na tej solidnej bazie pisząc Ostateczną Granicę. Zatem tak jak w pierwszym filmie kompozycję otwierają i zamykają fanfary jego batuty, a przez całą długość płyty pojawiają się mniejsze lub większe nawiązania do The Motion Picture. Na samych nawiązaniach oczywiście kompozytor nie poprzestał. Stworzył na potrzeby Ostatecznej Granicy dwa nowe, całkiem ciekawe tematy. Pierwszy z nich to bardzo przyjemna, ale zarazem nostalgiczna melodia charakteryzująca się powściągliwym liryzmem bardzo odmiennym od tego jaki na przykład mogliśmy usłyszeć w temacie Ilii. W pełnej okazałości usłyszymy go w utworze A Busy Man, dalej już tylko jako urozmaicenie dla underscore. Drugi temat jest z kolei bardzo żywy, rytmiczny (Open The Gates, Let’s Get Out Of Here). Nic dziwnego, że Goldsmith wcielił go do muzyki akcji.

Action-score to zdecydowanie najistotniejsza część tej partytury. Pełni ważną funkcję w ożywianiu całości, choć nierzadko grzeszy zupełnym brakiem oryginalności. Pomimo specjalnie dlań stworzonego tematu często odnosiłem wrażenie, że action-score kręci się wokół nadmiernie wykorzystywanego, wręcz aż do znudzenia, motywu klingonów z The Motion Picture. Zdobi on nawet napisy końcowe (Life Is A Dream), gdzie w normalnych okolicznościach powinna znaleźć się suita zestawiająca tematy z Ostatecznej Granicy. Jeszcze ciekawszym zjawiskiem jest utwór Open The Gates. Oceniając go od strony technicznej nie można nic zarzucić Goldsmithowi, co najwyżej można mu pogratulować tych trzymających w napięciu fantastycznych 3 minut akcji. Nie trzeba być jednak dokładnym słuchaczem, by wychwycić w nim pewną analogię stylową do Rambo 2. Na czym miała by owa analogia polegać? Przede wszystkim na wręcz identycznym schemacie rytmicznym, oraz pokrewnych rozwiązaniach orkiestracyjnych. Być może zbieżność jest przypadkowa, ale nie usprawiedliwia to faktu, że słuchając Open The Gates na myśl ciśnie się John Rambo z gnatem w rękach cięższym niż ja sam. 😛

Pewną rekompensatą tych perturbacji tematycznych jest utwór The Mountain. Wyłączając znajome nam fanfary jakie go otwierają, przez następne dwie i pół minuty raczeni jesteśmy przyjemnym motywem, którego fragmenty niejako ewoluują w Star Trek: Rebelii do miana tematu głównego.

Ogólnie rzecz biorąc Final Frontier to dobry score, który jednak posiada pewne wady. Do poziomu Star Trek: The Motion Picture brakuje mu wiele, zwłaszcza gdy porówna się te dwie kompozycje pod względem bogactwa tematycznego i sposobu gospodarowania tymi dobrami. Najważniejsze jest to, że muzyka dobrze sprawdza się w filmie, a i odsłuchując jej indywidualnie nie najdziemy powodów do narzekań. Raczej polecam.

Inne recenzje z serii:

  • Star Trek: The Motion Picture
  • Star Trek: The Wrath of Khan
  • Star Trek: The Wrath of Khan (expanded)
  • Star Trek: The Search for Spock
  • Star Trek: The Search for Spock (expanded)
  • Star Trek: The Voyage Home
  • Star Trek: Final Frontier (expanded)
  • Star Trek: The Undiscovered Country
  • Star Trek: The Undiscovered Country (expanded)
  • Star Trek: Generations
  • Star Trek: Generations (expanded)
  • Star Trek: First Contact
  • Star Trek: First Contact (expanded)
  • Star Trek: Insurrection
  • Star Trek: Insurrection (expanded)
  • Star Trek: Nemesis
  • Star Trek: Nemesis (Deluxe Edition)
  • Star Trek: The Next Generation
  • Star Trek: Voyager
  • Star Trek: Deep Space Nine
  • Star Trek: Enterprise
  • Star Trek: Enterprise (Canamar, Regenerations)
  • Star Trek (2009)
  • Star Trek: The Deluxe Edition
  • Star Trek Into Darkness
  • Star Trek Into Darkness: The Deluxe Edition
  • Star Trek Beyond
  • Star Trek Beyond: The Deluxe Edition
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze