Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
James Newton Howard

Waterworld (Wodny świat)

(1995)
4,0
Oceń tytuł:
Łukasz Wudarski | 15-04-2007 r.

Czy świetna muzyka może uratować słaby film? Do niedawna uważałem, że tak. Dziś wiem, że raczej jest to niemożliwe. Owszem może go nieco polepszyć, złagodzić klęskę, ale nigdy nie sprawi, aby owiany nudą scenariusz stał się arcydziełem sztuki filmowej. Klasycznym przykładem jest tutaj spektakularna klęska, jaką ponieśli dwaj Kevini: Costner i Reynolds, kręcąc w swoim czasie najdroższy film w historii kina. Wydając ponad 170 milionów dolarów stworzyli „Wodny świat”, pełen spektakularnych popisów kaskaderskich, monumentalnych dekoracji (atol, tankowiec!!!) nudny gniot, w którym żenująca nieoryginalność (kopie z „Mad Maxa”) mieszała się z patosem i fatalną grą aktorów. Muzykę do tej superprodukcji napisał ściągnięty niejako w ostatniej chwili (zastąpił Marka Ishama, którego fragmenty partytury możemy usłyszeć w pozytywkowych motywach słyszalnych w Swimming) James Newton Howard. Chociaż powstała sprawna, momentami wręcz błyskotliwa partytura, nie była ona w stanie uratować filmu, który spektakularnie poszedł na dno.

Mimo kiepskiego obrazu, to co stworzył James Newton Howard jest kompozycją ponadprzeciętną, która choć w wielu miejscach nazbyt eklektyczna i tak wybija się swą jakością techniczną i bardzo interesującym łączeniem partii symfonicznych z nowatorską elektroniką. Już od pierwszego przesłuchania zwraca uwagę bardzo dobry materiał tematyczny. Mamy więc dwa typowo hollywoodzkie tematy (motyw Marinera – Escaping The Smokers, Helen Frees the Mariner, Main Credits – oraz motyw suchego lądu – Prodigal Child, National Geographics a przede wszystkim Dry Land), tematy zagrane świetnie technicznie kreujące atmosferę wysokobudżetowego, patetycznego dzieła. Z pewnością warta zauważenia jest też muzyka akcji (Escaping The Smokers, Smokers Sighted, The Skyboat). Choć nie unika ona typowych dla tego typu produkcji błędów (zbytnia ilustracyjność większości utworów, w których częstokroć błyskotliwa tematyka poddana jest orkiestrowemu drenażowi „pod obraz”) to jednak nie można dostrzec wyjątkowo udanego mariażu symfoniki z całą gamę przeróżnych instrumentów elektronicznych i perkusyjnych. Paradoksalnie to właśnie elektronika jest moim zdaniem najlepszą rzeczą jaką otrzymujemy w „Wodnym świecie”. Elektronika, która potrafi być nie tylko subtelna (mistrzowskie Swimming idealnie opisujące moment nauki pływania małej, niewinnej dziewczynki będącej nadzieją ludzkości), ale także energetyzująca (Main Titles). Mimo tych moich zachwytów nad elektroniką (która lepiej prezentuje się podczas kreowania atmosfery niezwykłości, niż w scenach akcji) zupełnie inny utwór należy uznać za gwiazdę tegoż soundtracku. Deacon’s Speech nie zawiera w sobie instrumentów sztucznych, a jednak posiada niezwykłą dozę dynamiki, która zapewne sprawiła, iż temat ten stał się wzorcem (często niemal dosłownym) dla wielu innych kompozytorów (m.in. Jamesa Hornera w „Titanicu”The Sinking -, Hansa Zimmera w „Królu Arturze” i „Ostatnim Samuraju”: The Way of the Sword). Istnieją zresztą pokątne plotki jakoby to właśnie Zimmer był współautorem Deacon’s Speech (Newton Howard dziękuje w książeczce twórcy „Gladiatora”, co dla niektórych stanowi dowód udziału Hansa w tym przedsięwzięciu). Dodajmy tylko, że plotki nie mają żadnych oficjalnych potwierdzeń.

Mimo tej ogromnej ilości pozytywów „Waterworld” ma też sporo minusów, na które nie możemy pozostać ślepi. Pierwszą niedogodnością jest zbyt mała ilość głównego tematu. Nie chodzi nawet o to, że pojawia się on niezbyt często, lecz rzeczą szczególnie drażniącą jest ów ilustracyjny drenaż motywów. Jest to typowa hollywoodzka maniera, stworzona dawno temu w czasach złotej i srebrnej ery, maniera polegająca na dokładnym, muzycznym odwzorowaniu każdego niemal ruchu jaki podziwiamy na ekranie. James Newton Howard na całe szczęście łagodzi korngoldowskie pomysły poprzez wprowadzenie owej uzupełniającej elektroniki oraz silne wsparcie tematyczne, co nie zmienia faktu, że na płycie materiał mocno cierpi. W filmie też niestety są sceny, w których muzyka spisuje się nie najlepiej. Obok iście genialnej sceny zwiedzania umarłego, zatopionego miasta, mamy tak wspaniałe na albumie Deacon’s Speech, które wraz z dialogami zupełnie traci swoją motorykę i zamienia się w zupełnie nieczytelne, przytłumione efektami dźwiękowymi tło.

Czym jest zatem partytura do „Wodnego świata”? W mojej opinii to kolejna bardzo sprawna muzyka do wysokobudżetowego kina. Muzyka nienaganna technicznie, pełna eklektycznych zapożyczeń z gatunku marynistycznego, a jednocześnie muzyka zachwycająca kilkoma iście niespotykanymi pomysłami (perkusjonalia, elektronika, no i oczywiście Deacon’s Speech), muzyka w której paradoksalnie każdy znajdzie coś dla siebie. I tradycjonalista i nowator.

Najnowsze recenzje

Komentarze