Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Hans Zimmer, Stephen Schwartz

Prince of Egypt, the (Książę Egiptu)

(1998)
-,-
Oceń tytuł:
Paweł Stroiński | 15-04-2007 r.

Wytwórnię Dreamworks założyli słynny reżyser Steven Spielberg, producent filmów animowanych Jeffrey Katzenberg i producent muzyczny David Geffen. Debiutem kinowym było tradycyjne kino akcji, choć zrealizowane przez kobietę, czyli Peacemaker Mimi Leder. Rok później przyszedł czas na pierwszą animację. Na warsztat wzięto opowieść biblijną, zresztą jedną z częściej adaptowanych. Historię ucieczki Żydów z Egiptu kręcono już kilka razy, z czego najbardziej znane adaptacje to Dziesięć przykazań Cecila B. DeMille’a. Twórcy postanowili jednak zmienić nieco historię i inaczej porozkładać akcenty, tak, że z jednej z najbardziej epickich opowieści wszechczasów zrobiono historię konfliktu dwóch mocno zżytych ze sobą braci, których podzieliło przeznaczenie. Przyznam, że należy on do moich ulubionych filmów animowanych chociażby z tego właśnie powodu.

Tak jak w przypadku wcześniejszego Peacemakera o stworzenie muzycznej ilustracji poproszono Hansa Zimmera, dyrektora muzycznego wytwórni. Piosenki zaś skomponował znany ze współpracy z Disneyem (Katzenberg produkował Króla lwa) Stephen Schwartz. Za ich aranżacje odpowiadał Niemiec i członkowie wtedy jeszcze Media Ventures – Harry Gregson-Williams i John Powell. Partie wokalne wykonywali sami aktorzy, z małymi wyjątkami, np. Vala Kilmera zastąpił znakomity Amick Byram. Popową piosenkę opartą na When You Believe zaśpiewały Mariah Carey i Whitney Houston i nagrodzono Oskarem. Samą partyturę tylko nominowano, co wraz z Cienką czerwoną linią uczyniło Zimmera największym (obok dramatu Malicka) przegranym tamtego roku. A szkoda.

Wydany przez Dreamworks Records album rozpoczyna promująca film (i podłożona pod napisy końcowe) piosenka Carey i Houston. Trzeba powiedzieć, że jest zupełnie niezła, a wykonaniu klasowych wokalistek nie można nic zarzucić, zwłaszcza jeśli porówna się do innych tradycyjnych popowych utworów. Następnym utworem jest znakomita pieśń Deliver Us. Zaczyna się od solowej trąbki, ale przechodzi w mroczny chóralny temat. W aranżacji widać rękę samego Zimmera, który być może sam stworzył środkową sekwencję, podczas której Mojżesz prawie ginie w łódce, nim zostaje znaleziony przez córkę egipskiego faraona. Żeńskie partie wokalne (co ciekawe także w wersji polskiej) wykonuje znana izraelska wokalistka Ofra Haza, która niestety kilka lat później zmarła na AIDS. Piękną piosenką jest All I Ever Wanted, wykonane bardzo emocjonalnie przez Amicka Byrama, który, zapewne na szczęście, zastąpił w piosenkach Vala Kilmera (bo nie wiem, czy chcielibyśmy usłyszeć Mojżesza śpiewającego jak Jim Morrison). Through Heaven’s Eyes jest bardzo radosne i należy do moich ulubionych piosenek z filmu. Dość zabawne jest Playing with the Big Boys (z jazzującym Martinem Shortem), do najlepszych należy na pewno dramatyczne Plagues.

Najlepszą piosenką wydaje mi się śpiewane przez Michelle Pfeiffer i Sally Dworsky When You Believe. Obie mają zupełnie dobry wokal (muszę się zgodzić z jednym z zachodnich recenzentów Króla lwa, że pod tym względem jest w przypadku Księcia dużo lepiej, bo nie mamy próbek wokalnych Patricka Stewarta czy Jeffa Goldbluma). W przypadku tego utworu warto zwrócić uwagę na piękną melodię, aranżację, a także znakomitą część środkową z dziećmi śpiewającymi po hebrajsku. Za aranżację najprawdopodobniej odpowiada sam Hans Zimmer, zresztą jedna zagraniczna strona podaje Niemca jako współautora tekstu (!).

Album został wydany zgodnie z kolejnością pojawiania się w filmie, co w przypadku Hansa Zimmera jest wielką rzadkością. Niestety na oryginalnym albumie brakuje jednego z podstawowych i uważanego (skądinąd słusznie) za najlepszy utwór akcji Chariot Race. Przechodzimy od razu do dość poważnego egipskiego tematu (ściągniętego co ciekawe z Dziesięciu przykazań Elmera Bernsteina, interesujące, biorąc pod uwagę identyczną tematykę obu filmów). Tematy te są oczywiście dość kliszowe. Po chwili powagi przechodzimy do zabawy, kiedy Mojżesz i Ramzes przygotowują się na imprezę, na którą chcą wejść niepostrzeżeni, ale… (tu koniec utworu :D). Można się zastanawiać, czy instrumenty etniczne nie zastępują (jak to u kompozytora jest w zwyczaju) sekcji dętej drewnianej. Kolejnym godnym bliższej uwagi utworem Zimmera jest Goodbye Brother. Zaczyna się bardzo podobnie jak Deliver Us, potem jest bardzo dramatycznie. Ale po dość desperacko brzmiącym dramatyzmie mamy to, co przynajmniej niektóre tygrysy lubią, czyli akcję w czystym brzmieniu Media Ventures. Emocjonalny, neoklasyczny w brzmieniu fragment wypada dużo bardziej przekonywająco niż bardzo podobne fragmenty Króla Artura, gdzie było to zdecydowanie komponowane na siłę. Pod względem emocjonalnym ten motyw wypada bardziej satysfakcjonująco w Death of the First Born.

Można by muzykę Zimmera analizować wzdłuż i wszerz, bo każdy utwór ma coś do zaoferowania słuchaczowi, jak chociażby bardzo dramatyczne chóralne krzyki w Cry. Są jednak dwa utwory, które należy uznać za szczytowe osiągnięcia niemieckiego kompozytora. Pierwszy to przepiękny Burning Bush, który opisuje spotkanie Mojżesza i Boga (krzak gorejący). Twórca bardzo umiejętnie stworzył atmosferę oscylującą gdzieś pomiędzy cudownością a, jednak, napięciem i poczuciem niepewności. Przy tym całość jest (na razie) bardzo kameralna. Osiągnął to bardzo prostymi środkami, delikatną elektroniką (potem zostanie wzmocniona, kiedy Bóg okazuje swoją moc), smyczkami i solowym sopranem chłopięcym. Zimmer mówi, że cały kawałek (tak jak Króla Lwa) pisał pod czarno-białą scenę, którą dopiero później pokolorowali. Ten utwór doskonale pokazuje jak Zimmer potrafi dozować intensywność emocjonalną, od dużej subtelności po wręcz patos. Sam temat Boga należy do najpiękniejszych w jego karierze, nawet jeśli jest przeróbką jednego z motywów z Dziewięciu miesięcy. Idealne jest także połączenie elektroniki i instrumentów żywych. Poza tematem Boga (w mojej ulubionej aranżacji pod koniec utworu), Zimmer wprowadził tu nowy, bardziej tradycyjny temat z wokalem Hazy. Drugim wybitnym utworem jest Red Sea. Zaczyna się od tematu Boga, potem staje się mroczny. Ilustracja przejścia przez Morze Czerwone może zamknąć usta wielu krytykom kompozytora, bowiem jest to chyba najlepszy epicki utwór dramatyczny w jego karierze. Sposób aranżacji tematu musi robić wrażenie (świetne partie na róg), po patetycznej aranżacji przechodzimy do nieco magicznego, ale także i kameralnego motywu. Widać po raz kolejny, że relacja między orkiestrą a elektroniką jest tu wręcz wzorowa. Muzyka akcji, nawiązująca w oczywisty sposób do wcześniejszego Peacemakera, zapowiada Gladiatora, a może nawet zaryzykowałbym stwierdzenie, że w pewnych względach jest lepsza (chociażby orkiestracja), a ostatnie powtórzenie tematu to czysta muzycznofilmowa magia.

Oficjalne wydanie Dreamworks Records kończą niestety popowe przeróbki piosenek z filmu, które spokojnie można by zastąpić dwoma bardzo ważnymi utworami Zimmera. Są to Chariot Race, chyba najlepszy utwór akcji w karierze kompozytora, świetnie łączący elementy jego stylistyki (chociażby rytm i orkiestracje) z etnicznymi inspiracjami, potem przechodząc w triumfalne zakończenie filmu, co robi wielkie wrażenie na płycie (wydano to na tzw. Collector’s Edition), różni się trochę od wersji filmowej, gdzie powtórzono koniec Deliver Us. It Is Only the Beginning to dramatyczny utwór zawierający powtórzenie drugiego tematu z Burning Bush i dramatyczną aranżację tematu Boga. Brakuje jeszcze obecnego na promocyjnym wydaniu utworu ilustrującego koszmar Mojżesza. Nightmare zebrał od fanów gatunku bardzo dobre recenzje, ale mimo wielkiej wartości ilustracyjnej, niestety nie należy on do najbardziej słuchalnych.

Mogę wywołać wielkie kontrowersje, ale sądzę, że właśnie Książę Egiptu jest najwybitniejszą ścieżką epicką Hansa Zimmera. Kompozytor miał poważne problemy z tą partyturą, bowiem nie wierzył w jej funkcjonalność (a co dopiero sukces). Jak się okazało niesłusznie. Tego roku niemiecki kompozytor, obok Cienkiej czerwonej linii był największym przegranym Oscarów. Skomponował dwie najlepsze ścieżki w karierze, które przez Akademię zostały tylko nominowane, a sądzę, że zasłużyły na nagrodę (mimo, w przypadku Księcia bardzo poważnej konkurencji w postaci genialnej muzyki Goldsmitha do Mulan). Piosenki Stephena Schwartza moim zdaniem też należą do najlepszych, jakie skomponowano kiedykolwiek do animowanego filmu, jeśli nie na samym poziomie melodycznym (poważną konkurencją jest tutaj Król Lew i zapewne niektóre prace Alana Menkena), to na pewno aranżacyjnym i wokalnym (gdzie Król lew zdecydowanie przegrywa, Jeremy Irons to jednak NIE jest Ralph Fiennes :D). Szkoda tylko popowych piosenek na końcu. Wszystko, co najważniejsze znajduje się na promo, tam także wydano muzykę z trailera, która niestety nie należy do najlepszych. Świetna, godna polecenia partytura, nawet dla wielkich krytyków kompozytora.

Najnowsze recenzje

Komentarze