Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Dario Marianelli

V for Vendetta (V jak Vendetta)

(2006)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 15-04-2007 r.

Jaki jest najskuteczniejszy przepis na podbicie Hollywood? Ciężka, okupiona potem i krwią mozolna praca? A może znajomości otwierające wszystkie furtki, które dla innych w normalnych warunkach byłyby zamknięte? Na pewno oba przepisy są skuteczne, aczkolwiek mówiąc o tej jakże specyficznej komórce showbiznesu należy uwzględnić jeszcze coś takiego jak szczęście. Na brak owego włoski kompozytor Dario Marianelli narzekać nie może. Któż bowiem zaprzątał sobie nim głowę jakieś 2 lata temu? Ano nikt! Wystarczyło tylko że na jego stosunkowo krótkiej jeszcze drodze kompozytora filmowego pojawili się Bracia Grimm oraz Duma i Uprzedzenie, by cały świat krzyczał o nim, a krytycy rozdzierali wręcz szaty z podziwu dla jego talentu. Trochę zresztą na wyrost, bo choć faktycznie utalentowany to muzyk, to jednak wielkiej rewolucji w gatunku nie poczynił. Sukces jakim nosiła się jego muzyka do Dumy, liczne nagrody i nominacje jakich Marianelliemu nie szczędzono, ugruntowało jego pozycję w ścisłej czołówce hollywoodzkich kompozytorów młodego pokolenia. Dobra passa zdaje się także dotykać najnowszego projektu Włocha, V jak Vendetta.

Równie błyskawicznie jak Marianelli swoje triumfy w “Fabryce Snów” rozpoczęli bracia Wachowscy. Co prawda przymierzając się do szturmu na nią w 1995 roku popełnili falstart w postaci kiepsko przyjętego przez widownię Bound ale cztery lata później nadrobili tą stratę w błyskawicznym tempie zdobywając serca widzów, okładki kolorowych magazynów oraz zbijając niezłe kokosy za kultowego do dziś Matrixa. Opowieść o Neo była jednak eksperymentem. Tak na prawdę po głowach Andy’ego i Larry’ego od dawna kołatała się mroczna sceneria totalitarnej Anglii zarysowana na kartach komiksu Alana Moore’a. Fascynacja powieścią niczym wino w ciemnej piwnicy przez wiele lat dojrzewała w Wachowskich, aż w końcu znalazła swoje ujście na celuloidowej taśmie filmowej. Taśma ta podzieliła jednak krytyków na dwa skrajne obozy: narzekających na stosunkowo małą integralność obrazu z pierwowzorem i drugich, chwalących to dzieło za jego niezwykły klimat, porównywalny z groteskowym Matrixem. Jakby nie patrzeć film ten pochwalić się może dojrzałą grą aktorską, zwłaszcza pokazującej z produkcji na produkcję coraz wyższą klasę Natalie Portman (Evey) oraz Hugo Weavinga wcielającego się w tajemniczego i na wskroś inteligentnego V. Swoją niesamowitą atmosferę V jak Vendetta zawdzięcza jednak w głównej mierze specyficznej, obskurnej scenografii oraz muzyce…

Ilekroć rozmyślam nad muzyką do filmu V jak Vendetta nurtuje mnie problematyka współpracy Wachowskich z Donem Davisem. Skoro współtworzyli razem od bardzo dawna, czemu i do tego projektu nie zaangażowano tegoż kompozytora? Odpowiedzią na to pytanie może być (choć nie musi) postać Jonesa McTeigue, reżysera Vendetty, który najprawdopodobniej sam podjął decyzję co do zaangażowania Marianelliego. O ile muzyka Włocha skutecznie sprawdza się w obrazie, o tyle nie ma podstaw by negować tą decyzję, wszak reżyser wyszedł na swoje. Marianellii w dosyć sprawny sposób oplata groteskowe, filmowe sceny melodiami balansującymi swoją klimatyką pomiędzy smętami totalitarnego państwa, dramatem zagubionej w tym świecie jednostki, a idealizmem popychającym samotnego bojownika do walki o wolność ludu.

Już pierwsze minuty utworu Remember, Remember uświadomią nam, że godzina jaką przyjdzie nam spędzić z Vendettą będzie postawiona pod znakiem podniosłej muzyki akcji oraz dramatycznego, rzadko kiedy melodyjnego underscore. Muzyka Marianelliego opiera się na trzech silnie rozbudowanych sekcjach: dętej blaszanej, perkusyjnej oraz smyczkowej. Monumentalne dęciaki z ryczącymi puzonami na czele kreują w obrazie McTeigue nastrój powagi. Instrumenty te pojawiają się najczęściej w ścieżkach zdobiących działalność zamaskowanego człowieka np. w …Governments Should Be Afraid Of Their People…, czy England Prevails. Metaforą muzyczną aparatu totalitarnego są instrumenty perkusyjne, tudzież werble wybijające militarystyczne rytmy. Przewijające się przez każdy utwór smyczki ubierają kompozycję w niewidzialny, dramatyczny płaszcz. To właśnie na nich kompozytor generuje gro emocji: strach znajdujący swoje ujście w nerwowych szarpnięciach smyczków (The Red Diary), nostalgię (Evey Reborn), oraz nadzieję wyrażaną poprzez liryczne i piękne melodie (Valerie). Niewątpliwie do pogłębienia owych emocji przyczynia się naturalny lub samplowany chór. Bardzo często towarzyszy on muzyce akcji (np. w Knives And Bullest (And Cannons Too)), choć kilkakrotnie kompozytor buduje na nim apokaliptyczne finały (Valerie, Evey Reborn). Równie często jak chórem… a nawet częściej epatuje elektroniką wrzucając to tu to tam przeróżne fantazyjne sample, lub po prostu wspierając elektronicznymi zabiegami instrumenty perkusyjne. W Evey Reborn wprowadza nawet na krótko gitary elektryczne. Wszystko to rzecz jasna ubogaca stylistykę Vendetty wpływając w znacznej mierze na jej atrakcyjność.

Pomimo wielu atrakcji wypływających z tej muzyki nosi ona w sobie znamię innych dosyć znanych kompozycji z ubiegłych lat. Nie chodzi tu bynajmniej o nawiązania do wcześniejszych prac Marianelliego, choć i tych nie zabraknie, na przykład w postaci charakterystycznych dla Braci Grimm monumentalnych dęciaków z czającymi się w tle instrumentami szarpanymi. Przyglądając się konstrukcji niektórych utworów, a nade wszystko tematyce dostrzec możemy inspiracje ubiegłoroczną pracą Newtona-Howarda i Zimmera, Batman Początek. Tak jak ów panowie, kompozytor Vendetty poszedł w ostry minimalizm tematyczny ograniczając się tylko do cyklicznego powtarzania kilku dźwięków. W takiej formie zbudowane są dwa główne tematy: akcji i Evey. Marianelli nie omieszkał również wciskać drobne nawiązania w pojedynczych utworach. W Valerie na przykład usłyszymy rytmiczne smyczki, podobne bardzo do tych jakie skomponował Williams dla The Mecha World w A.I. Swoistego rodzaju ewenementem jest utwór Lust At The Abbey, gdzie na samym jego początku przywita nas gregoriański chór łacińskim odpowiednikiem pieśni “O Stworzycielu Duchu Przyjdź”. Ów track zdobi scenę klasztorną, gdzie Evey wystawia pokrętnego biskupa w “niosące sprawiedliwość” ręce V.

Na płycie oprócz “original score” znajdziemy również kilka innych utworów. Cry Me A River, I Found Reason oraz Bird Grhl to piosenki, które w filmie wydobywały się z szafy grającej w domu zamaskowanego bohatera, tworząc muzyczny grunt po jego rozmowy z Evey. Z jednej strony tracki te rozbijają kumulowaną przez muzykę Marianelliego atmosferę grozy ale z drugiej strony stanowią chwilę wytchnienia pomiędzy stale atakującymi nas, nie zawsze sympatycznie brzmiącymi dźwiękami. Ciekawość wzbudzi również ostatni utwór na płycie Knives And Bullest (And Cannons Too), a raczej jego końcówka. Marianelli zaaranżował “Uwerturę 1812” Czajkowskiego i ozdobił nią dwie spektakularne i kluczowe zarazem sceny w filmie. Zarówno sceny jak i muzyka robią niesamowite wrażenie! 🙂

Ale czy cała płyta zrobi takie samo wrażenie na słuchaczu jak wspomniana wyżej uwertura? Niekoniecznie. Gdy Marianelli zabiera się za eksperymenty z atonalnymi formami Vendetta przeobraża się w istną kakafonię dźwiękową. Rzecz jasna w filmie “smakuje” to wyśmienicie ale na krążku zadowala już w mniejszym stopniu. Szczególnie we znaki dać się nam może środkowa część płyty, bowiem opiera się na stricte ilustracyjnym underscore. Wszystko to sprawia, że miłośnicy sztampowych, melodyjnych kompozycji mogą mieć trudności w przebrnięciu przez te 63 minuty. Pomimo tego, warto polecić V jak Vendettę wszystkim, a szczególnie miłośnikom niespokojnej muzyki filmowej, muzyki usłanej eksperymentami dźwiękowymi i atonalnymi formami wyrazu. Swoją drogą… ciekawe co by w tej kwestii miał do zaprezentowania Davis?

Najnowsze recenzje

Komentarze