Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Nobuo Uematsu

Final Fantasy V

(1993)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 29-05-2019 r.

Końcem 1992 roku na półki sklepowe trafiło Final Fantasy V, kolejna odsłona jednej z najpopularniejszych serii gier RPG. W przypadku „piątki” zaznacza się pewien postęp technologiczny, zwłaszcza w kwestii ścieżki dźwiękowej. W stosunku do poprzedniej części mamy tu lepszą jakość dźwięku, do tego zarejestrowane zostało dużo więcej muzyki. Score z Final Fantasy V autorstwa Nobuo Uematsu to zresztą pierwsza część cyklu, z której soundtrack ukazał się na wydaniu wielopłytowym. Początkowo Japończyk zakładał, że stworzy około 100 utworów. Ostatecznie skończyło się na, wcale i tak nie małym przecież, ponad dwugodzinnym soundtracku, składającym się z około 60 tematów. Japończyk, do czego zresztą nas przyzwyczaił, napisał 99% muzyki zupełnie od postaw. Ten 1% procent to stali bywalcy serii, czyli motyw przewodni serii, zwycięstwa i rubasznych ptaszków Chocobo. Metodyka pracy w przypadku FF V była jednak na swój sposób wyjątkowa – Uematsu najpierw przeczytał scenariusz gry, następnie wymyślił odpowiednie tytuły utworów, a dopiero na samym końcu skomponował muzykę.

Nawet biorąc pod uwagę, że kilka utworów powtarza niektóre idee muzyczne, to na soundtracku z FF V znajdziemy około, bagatela, pół setki skomponowanych specjalnie na potrzeby tej gry motywów i motywików. Ogrom pracy, jaki włożył Uematsu jest o tyle bardziej imponujący, że „piątka” wyszła zaledwie kilkanaście miesięcy po „czwórce”, do której przecież również napisał bardzo dużo zupełnie nowego materiału. Omawianie wszystkich nie ma oczywiście większego sensu, choć z pewnością warto zwrócić uwagę na kilka z nich, a także na inne elementy nieznane wcześniej w uniwersum Final Fantasy.

Wspomniany dwa akapity wyżej motyw przewodni serii nie jest motywem głównym gry. Za ten służy zupełnie nowa melodia, zatytułowana po prostu Theme from Final Fantasy V, jak to w przypadku Uematsu, łatwo wpadająca w ucho. Składa się ona w zasadzie z dwóch części: właściwego tematu przewodniego, który przewija się później w niektórych kawałkach, oraz z motywu Lenny Tycoon, jednej z najważniejszych postaci gry. Ze względu na swoje liryczne wydźwięki, obydwie melodie się ze sobą ładnie uzupełniają, tworząc godnego reprezentanta recenzowanej ścieżki dźwiękowej.

Na soundtracku znajdziemy również świetne Clash on the Bridge, znane także pod tytułem Battle with Gilgamesh. To w mojej ocenie jeden z najlepszych kawałków akcji z całej serii, częściowo dlatego, że pomimo kipiącej energetyki jest utworem składnym i świetnie balansującym pomiędzy kilkoma różnymi motywami (pomijając, że otwierające utwór pasaże Uematsu pożyczył z utworu Edward, the Mad Shirt Grinder zespołu Quicksilver Messenger Service). W rzeczonym kawałku nie brakuje dynamiki, agresji, heroizmu, a przy tym również chwytliwych i łatwych do zanucenia fraz. Clash on the Bridge, Theme from Final Fantasy V oraz urokliwe Dear Friends możemy usłyszeć podczas popularnych tras koncertowych grających muzykę z Final Fantasy.

Obok typowych dla serii motywów miast, lochów, czy ilustracji sekwencji bitewnych, Uematsu w „piątce” inkorporuje do świata „ostatniej fantazji” kilka nowych elementów. Jednym z nich są elementy etniczne: imitacje bębnów w Cursed Earth czy stylizacje na muzykę celtycką w Harvest. Poza tym mamy jeszcze walczyk Tycoon Waltz, Pewną ciekawostką jest natomiast Sealed Away, w którym usłyszymy złożony z trzech nut motyw, przypadkowo lub nie, niemal identyczny z jednym z utworów z Nausicii z Doliny Wiatru Joe Hisaishiego. Zresztą również w kilku innych miejscach na myśl mogą się nasunąć muzyczne eksperymenty z pierwszej współpracy Hisaishiego z Miyazakim.

Przyznam się szczerze, że gdy zabierałem się za niniejszą recenzję, soundtrack z Final Fantasy V wspominałem jako dzieło niezbyt angażujące, zwłaszcza w porównaniu do innych prac Nobuo Uematsu. Może dlatego, że omawiany soundtrack rzeczywiście nie posiada jakichś prawdziwych „zgniataczy”, tematów, które znałby każdy, kto miał styczność z franczyzą FF. Jakkolwiek ponowny kontakt z tą muzyką okazał się całkiem fajną przygodą, pozwalającą odkrywać niektóre już trochę zapomniane melodie Japończyka. I myślę, że podobnie będzie uważał statystyczny odbiorca, o ile ten oczywiście nie będzie miał problemów z dość archaicznym brzmieniem zarejestrowanego materiału. Zdaję sobie sprawę, że dla wielu może się on okazać zaporą nie do przejścia, zwłaszcza, jeśli nie miało się styczności z grą. Tak czy owak, najważniejsze, że Uematsu najlepsze prace do serii Final Fantasy miał dopiero napisać.

Inne recenzje z serii:

  • Final Fantasy I & II
  • Final Fantasy III
  • Final Fantasy IV
  • Final Fantasy: Symphonic Suite
  • Distant Worlds: Music from Final Fantasy
  • Final Symphony
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze