Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Henryk Mikołaj Górecki

Symphony No. 3 (Symphony of Sorrowful Songs) (Symfonia pieśni żałosnych)

(2001)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 01-12-2018 r.

Wpływ muzyki poważnej na kształt muzyki filmowej jest absolutnie niepodważalny. I choć ta druga z czasem zaczęła żyć własnym życiem, inkorporując chociażby elementy muzyki rozrywkowej i elektronicznej, to jednak równocześnie powstające dzieła koncertowe nie pozostawały bez wpływu na ścieżki dźwiękowe. Dwudziestowiecznym utworem, który niezaprzeczalnie odcisnął swój ślad na muzyce filmowej, jest Symfonia pieśni żałosnych Henryka Mikołaja Góreckiego, zwana niekiedy po prostu III Symfonią. Kompozycja ta często jest wykorzystywana przez reżyserów (dla przykładu Peter Weir, Paolo Sorrentino, Terence Malick), wielokrotnie bywa też przedmiotem inspiracji dla kompozytorów (min. Hans Zimmer). Co przesądziło o sukcesie tego dzieła?

III Symfonia zbudowana jest z trzech części, trzech pieśni żałosnych, których wspólnym elementem jet tematyka rozłąki pomiędzy matką a synem. Część obserwatorów doszukuje się tutaj powiązań z motywem kościelnym Stabat Mater, i choć o ile pierwsza pieśń faktycznie oparta jest o lament maryjny, o tyle teksty pozostałych dwóch części odchodzą już od idei religijnych – za libretto posłużyły tutaj kolejno słowa wyryte na ścianie w gestapowskim więzieniu w Zakopanem i śląska piosenka ludowa. Wykorzystanie takowych tekstów nadaje więc III Symfonii szerszego wydźwięku – sam Górecki unikał zresztą klasyfikowania swojego utworu. Podczas odsłuchu trudno nie zauważyć jednak kontemplacyjnego tonu tej kompozycji. Powolne tempo, refleksyjny nastój, liryczne motywy (częściowo wywodzące się z muzyki ludowej), snujące smyczki, oniryczne partie sopranu, nadają III Symfonii głęboko medytacyjny wymiar. Należy więc ją postrzegać jako dzieło o wymowie przede wszystkim żałobnej, w jakiś sposób uniwersalne lirycznie, ale nie religijne sensu stricte. Jestem przekonany, że to właśnie owa uniwersalność, wraz oczywiście z porażającą wręcz sferą emocjonalną, tak zachwyciła audytorium z całego świata.

W swoich pieśniach żałosnych Górecki stawia na prostotę i powrót do tradycyjnej harmoniki, co jak na kompozytora wychowanego i wykształconego w duchu awangardy, zwłaszcza sonoryzmu, może się wydawać dość zaskakujące. III Symfonia nie była jednak utworem całkowicie łamiącym schematy w warsztacie polskiego kompozytora, bo sukcesywne odchodzenie od technik modernistycznych zaczęło się już kilka lat wcześniej – dobrym przykładem jest chociażby II Symfonia. Zresztą w owym czasie wielu innych kompozytorów przeszło artystyczną przemianę, by wspomnieć w tym miejscu chociażby Arvo Parta, który podobnie jak Górecki odrzucił awangardę na rzecz bardziej ascetycznych i symbolicznych form wyrazu, czy też Kilara, którego Krzesany kilka lat wcześniej zrewolucjonizował polską scenę muzyki poważnej („zburzenie awangardowej Bastylii”, jak mówił o nim sam kompozytor). III Symfonia jest jednak swoistym punktem kulminacyjnym metamorfozy Góreckiego, prawdziwym opus magnum, w którym modernistyczne ciągotki z wczesnego okresu twórczości Polaka zostały niemal całkowicie zastąpione maksymalizacją muzycznego oddziaływania poprzez redukcję skomplikowanych technik kompozytorskich.

Nie piszę o tym przypadkowo, bo tonalny i modalny charakter III Symfonii jest być może kolejnym elementem, który sprawia, że upodobali ją sobie reżyserzy i kompozytorzy z całego świata. Prostota muzycznej emanacji, oparcie się na kilku charakterystycznych i chwytliwych melodiach, ograniczenie chromatyki, klarowne instrumentacje, zbliżają w jakiś sposób III Symfonię do filmowych partytur, które również odznaczają się często pewnymi uproszczeniami, mającymi na celu spełnienie określonych potrzeb ilustracyjnych. Oczywiście utwór Góreckiego wciąż pozostaje silnie zakorzeniony w specyfice muzyki poważnej, niemniej tak jak w przypadku wielu słynnych ścieżek dźwiękowych główna idea zdaje się być taka sama – osiągnięcie odpowiedniego poziomu dramatycznego.

III Symfonia, jak przystało na wielkie dzieło muzyki poważnej, doczekała się wielu nagrań. Z początku zastanawiałem się, po które z nich sięgnąć, lecz zachwycony wybornym zinterpretowaniem II Symfonii Góreckiego przez Antoniego Wita, postanowiłem obdarzyć kredytem zaufania tego dyrygenta także przy „trójce”. Nie zawiodłem się. Sopran Zofii Kilanowicz jest doprawdy pasjonujący, a gęsty kanon smyczków z pierwszej części pod batutą Wita brzmi obłędnie, jest w nim jakaś obsesyjność, ale i ogromne pokłady emocji i medytacji. Kolejnym plusem tego wydawnictwa jest jego stosunkowo dobra dostępność, a także bonus w postaci nowego nagrania Trzech utworów w dawnych stylu Góreckiego, około 10-minutowej kompozycji z początku lat 60., która odznacza się względnie chwytliwą melodyką.

Nie będę oryginalny – Symfonia pieśni żałosnych Henryka Mikołaj Góreckiego to partytura wiekopomna i historyczna. Wydaje mi się, że w kontekście powyższych rozważań słowa te mają istotne znaczenie, bo chyba nic tak nie unieśmiertelnia utworu muzycznego, jak właśnie to, gdy staje się on źródłem weny dla kolejnych pokoleń twórców, gdy przenika do innych form sztuki, min. właśnie do świata filmu. Kompozycja Polaka to jednak także cudowne dzieło autonomiczne, dostarczające wprost niesamowitych wrażeń słuchowych. Gorąco zachęcam do kontemplacji z tą niezwykłą muzyką.

Najnowsze recenzje

Komentarze