Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Kenji Kawai

Rinne (Reinkarnacja)

(2005)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 31-10-2018 r.

Reinkarnacja w reżyserii Takashiego Shimizu, znana także pod anglojęzycznym tytułem Resurrection, to trzeci z sześciu obrazów, składających się na tzw. J-Horror Theater, jak sama nazwa podpowiada, serię japońskich filmów grozy. Podobnie, jak w przypadku chociażby kultowego Ringu, poza typowym straszeniem, budowaniem klimatu etc., spory nacisk położony tutaj jest na skrupulatne wgłębianie się w opowiadaną historię i odkrywanie kolejnych elementów układanki. Sama fabuła skupia się natomiast na ekipie filmowej, która chce nakręcić thriller, opowiadający o prawdziwym morderstwie sprzed lat. Wkrótce okazuje się, że duchy ofiar reinkarnują się w członkach zespołu realizatorskiego.

Muzykę do Reinkarnacji napisał Kenji Kawai, autor ścieżek dźwiękowych do łącznie trzech filmów spod znaku J-Horror Theater. Horror sam w sobie rzecz jasna narzuca na kompozytora pewne ograniczenia, a do tego jego stylistyka odpowiadała gustowaniu Japończyka w ambientowych plamach dźwiękowych. Trudno było zatem oczekiwać po Reinkarnacji jakiejś przełomowej i zaskakującej pracy, co też potwierdza seans i lektura oficjalnego soundtracku wytwórni Isla Vista. Nie oznacza to jednak, że nie ma tutaj zupełnie na czym ucha zawiesić.

Solą recenzowanej ścieżki dźwiękowej jest udany temat przewodni, jeśli popatrzymy na J-Horror Theater, to być może jeden z najciekawszych z całej serii. Zbudowany jest na mrożącym krew w żyłach ostinato, a także na posępnej melodii (swoją drogą, mi odrobiną kojarzącą się z… Draculą Wojciecha Kilara), rozpisanej na sekcję smyczkową (lub jej sample). Jest ona głównym nośnikiem muzycznych emocji, do tego dobrze odzwierciedla paranormalne wątki Reinkarnacji. Na przestrzeni filmu nie ma zbyt wiele miejsca do popisu, ale z pewnością potrafi się wyróżnić podczas seansu.

Poza tematem głównym, muzyka Kawai’a nie wykracza jednak poza ramy klasycznego score do filmu grozy. Jest więc tutaj sporo mało frapującego underscore’u, który o ile w ruchomych kadrach radzi sobie w miarę przyzwoicie, to poza nim zwyczajnie nuży i męczy. Jak to ma zazwyczaj miejsce w przypadku prac Japończyka, w tej materii dominuje dark ambient – duszne, mroczne i ponure tekstury syntezatorowe, niezbyt wyszukane i generyczne. Do tych rozwiązań dochodzą jeszcze dysonujące smyczki, niestety i w tym przypadku mocno oklepane w tego typu kinie. Podczas odsłuchu z pomocą przychodzą jednak fragmenty motywu przewodniego, które całkiem sprawnie ubarwiają ścieżkę dźwiękową.

Niewiele to jednak zmienia w kontekście postrzegania Reinkarnacji jako dzieła autonomicznego. Nie ma co ukrywać – nie jest to score stworzony do egzystowania poza filmowymi realiami. Z drugiej jednak strony, mniej więcej takiej właśnie ilustracji wymagała produkcja Shimizu: chmurnej, minorowej, ponurej, odpowiednio budującej filmowy nastrój. Jeśli ktoś ma ochotę na odrobinę gęsiej skórki, to może posłuchać tematu przewodniego. Resztę odradzam.

Najnowsze recenzje

Komentarze