Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Tetsuya Takahashi

Appleseed Alpha

(2015)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 24-10-2018 r.

Gdy ogłoszono, że Shinji Aramaki rozpoczyna pracę nad Appleseed Alpha, kolejną częścią popularnej franczyzy bazującej na mandze Masamune Shirowa, spodziewałem się po prostu następnej kontynuacji przygód Deunan Knute i cyborga Briareosa. Okazało się jednak, że film ten na nowo opowie historię nadmienionych w poprzednim zdaniu bohaterów, a zatem nie będzie sequelem, lecz rebootem serii. Jest to sytuacja o tyle bezprecedensowa, że za powstanie pierwszego filmu z 2004 roku również odpowiadał Aramaki. Można zatem powiedzieć, że japoński reżyser sam siebie „zrebootował”, jakkolwiek to brzmi.

Wraz z Aramakim do ekipy realizatorskiej powrócił Tetsuya Takahashi, autor muzyki do poprzednich filmów z serii. Różnica jednak jest taka, że tym razem otrzymał kilku dodatkowych kompozytorów do pomocy. Rzeczeni jegomościowie to: Kuniyuki Morohashi, Naoyuki Horiko i Shogo Ohnishi. Dwóch pierwszych panów współkomponowało z Takahashim jego ścieżkę dźwiękową do filmu Captain Harlock, trzeci natomiast był jednym z aranżerów (ghostwriting?) Applessed: Ex Machiny.

Skoro Appleeseed Alpha na nowo rozpoczyna cykl, to można było domniemywać, że przynajmniej baza tematyczna zostanie stworzona od podstaw i nie będzie nawiązywać do poprzednich filmów. Nic bardziej mylnego. I tym razem usłyszymy bowiem główny temat. Co prawda Takahashi podaje go tylko w subtelnej formie (a nie jak to miało miejsce np. w Ex Machinie), co należy postrzegać głównie jako rodzaj mrugnięcia okiem w stronę fanów franczyzy, niemniej sam zabieg uważam jednak za zbędny. Nowe rozdanie potrzebowało, moim zdaniem, nowego tematu głównego. Ponadto motyw z utworu Engine Ignition Began również powtarza pomysły z pierwszego filmu.

W stosunku do część pierwszej i drugiej nastąpił jednak spory progres brzmieniowy. Na szczęście elektronika nie stara się tutaj na siłę imitować akustycznych instrumentów, co mogło dość mocno doskwierać na wcześniejszych soundtrackach. Ponadto do nagrania zaangażowano instrumenty smyczkowe, co wprowadziło do muzyki „organicznego” pierwiastka. Szkoda jednak, że potencjał wynikający z tych kwestii estetycznych nie został należycie wykorzystany, bo poza w miarę adekwatnym i jednolitym (szpilka wbita w zbyt eklektyczną „dwójkę”) podejściem do ilustrowania filmowego świata, muzyka ta ma niewiele do zaoferowania.

Panowie przyjmują model ilustracyjny dość typowy dla współczesnego kina science-fiction. Jest więc sporo miejsca dla elektronicznych tekstur, pulsujących beatów, samplowanej perkusji i smyczkowej akcji. Miłym urozmaiceniem są tutaj dźwięki pianina i zimnofalowej gitary elektrycznej Morohashiego (trochę jakby inspirowanej Silent Hillami Akiry Yamaoki), która nawet całkiem udanie wprowadza widza w dystopijny świat. Niestety sporo część ilustracji to, przepraszam za to wyrażenie, elektro-brzdąkanie. Brakuje tu też jakiejś rozpoznawalnej, chwytliwej kompozycji, do której chciałoby się wracać, bo niestety przestrzeń albumową (i filmową również) wypełnia w sporej mierze pozbawione jakiejś ciekawszej idei tapeciarstwo. Wyróżnia się niewiele fragmentów, wśród nich należałoby wymienić: Open Your Eyes and See Your Future, czyli muzyczną akcję opartą o syntezatory, gitarę elektryczną i smyczki, You Did Good, Iris, z fajnym, gitarowym motywem, a także stylizowany na brzmienie Media Ventures Horizon.

Ścieżka dźwiękowa ukazała się na typowym dla serii, dwupłytowym wydawnictwie, na którego zawartość składają się piosenki (pierwszy krążek) i score (drugi krążek). Co do piosenek, to podobnie, jak w poprzednich częściach, i te zakorzenione są w takich gatunkach, jak techno czy electro-pop. Mimo że w filmie stanowią mniejszą cześć podkładu muzycznego (na płycie znalazło się ich więcej), to właśnie one głównie wybijają się podczas seansu. Score oddelegowany jest głównie do budowania filmowej atmosfery i raczej tylko bardziej wyczuleni na tym punkcie widzowie zwrócą na niego szerszą uwagę.

Appleseed Alpha wypada w mojej ocenie ciekawiej od słabiutkiej Ex Machiny. Sama muzyka jest bardziej spójna (paradoksalnie, bo wszak mieliśmy tu łącznie aż 4 kompozytorów), tworzy też przyzwoitsze słuchowisko. Wciąż nie jest to jednak soundtrack, który mógłby zainteresować statystycznego miłośnika muzyki filmowej, bo poza umiarkowanie sprawnym tworzeniem futurystycznego świata, jest to głównie ilustracja pozbawiona większych ambicji, a w wielu miejscach do bólu przeciętna.

Inne recenzje z serii:

  • Appleseed
  • Appleseed: Ex Machina
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze