Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Yoshihisa Hirano, Hideki Taniuchi

Death Note

(2006)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 15-03-2018 r.

Anime bez wątpienia posiada wierną rzeszę fanów na całym świecie. Jednocześnie jest to jednak gatunek, którego wielu osób nie ogląda i nie zna. Motywy takiego postępowania są trudne do uchwycenia. Czasem mamy styczność z klasycznym „bo nie”, innym razem przeszkodą nie do przejścia jest, jakby nie patrzeć, nietypowa stylistyka tych produkcji, np. kreska lub ekspresja postaci. Są jednak takie tytuły, czy to powstałe na potrzeby telewizji, czy też kina, które są w stanie zaintrygować tych, którzy z anime nie mają do czynienia na co dzień. Jedną z nich jest serial Death Note.

Serial ten, powstały na podstawie mangi Tsugumiego Ōby i Takeshiego Obaty, z pewnością zalicza się do najpopularniejszych i najbardziej cenionych tytułów spod znaku anime. Historia magicznego pamiętnika niedługo po premierze stała się czymś kultowym w tym gatunku. A jak to często bywa, wraz z popularnością produkcji rośnie także zainteresowanie ścieżką dźwiękową, która zresztą jest integralną częścią japońskiego widowiska. Ukazała się ona na trzech osobno wydanych woluminach. Któż zatem odpowiada za to, co możemy na nich znaleźć?

Death Note zilustrowało muzycznie dwóch twórców. Pierwszym z nich jest Yoshihisa Hirano, który pracuje głównie na rzecz telewizji. Druga osoba w kompozytorskim duecie, to Hideki Taniuchi, twórca generalnie trochę mniej znany. Co ciekawe, jest on kojarzony jednak nie tylko z owym serialem, ale także ze względu na konflikt z prawem. Otóż w 2012 roku został zatrzymany z powodu posiadania narkotyków (sic!). O całym zdarzeniu możecie się więcej dowiedzieć pod tym linkiem. Wracając natomiast do meritum – materiał obydwu artystów należy koniecznie rozróżniać, ponieważ pracowali oni osobno, a poza tym każdy z nich przygotował odmienne stylistycznie utwory.

Muzyka Taniuchiego, która przeważa ilościowo nad kompozycjami Hirano, z grubsza rzecz biorąc, czerpie głównie z muzyki rockowej. Daleko jej jednak do bezmyślnego walenia w gary; nie ma tu żadnego przeszarżowania, co słychać chociażby w efektownym i przebojowym Death Note Theme. Generalnie Japończyk umiejętnie buduje klimat za pomocą środków typowych dla tego gatunku (gitary, gitary elektryczne, perkusja), wspomagając je nierzadko syntezatorami i fortepianem, co nadaje mu, że tak powiem, progresywnego posmaku. Większość utworów kreuje nieśpieszną, posępną, trochę mroczną, a czasami nawet mistyczną aurę. Zarówno ze względu na wydźwięk niektórych kompozycji, jak i stosowaną instrumentację, podczas zapoznawania się z tym materiałem często będą przychodzić nam do głowy, w pewnych kręgach kultowe, prace Akiry Yamaoki na rzecz serii Silent Hill (zwłaszcza z późniejszych części). Większość kompozycji wydaje się bardzo przemyślana i zadbana od strony brzmieniowej oraz koncepcyjnej. Możemy się doszukać też inspiracji min. Pink Floydami, Angelo Badalamentim i Mikiem Oldfieldem.

Tego ostatniego należałoby przywołać zwłaszcza w kontekście bazy tematycznej, którą przygotował Taniuchi. Jeden z najważniejszych motywów recenzowanych soundtracków, czyli melodia dla genialnego detektywa L, wyraźnie nawiązuje do najsłynniejszego utworu Oldfielda, Tubular Bells. Warto też zwrócić uwagę, choćby zresztą patrząc na samą tracklistę, że Taniuchi przygotował również muzykę dla innych postaci. Nie są to może jakieś szczególne zapadające w pamięć motywy, niemniej wraz ze wspomnianą dbałością brzmieniową, potrafią skutecznie zaintrygować odbiorcę poza kontekstem.

Materiał skomponowany przez Hirano jest jednak całkowicie inny. Młodszy z Japończyków przygotował agresywne, chóralne i gotyckie kompozycje, które dodają serialowi iście apokaliptycznego wymiaru, najczęściej wiążąc się z postacią Ryuka, Kiry lub z tytułowym pamiętnikiem. Czasem utwory odnoszą się też do chrześcijańskich liturgii (np. Kyrie, Requiem). Jednak są to ścieżki tyleż epickie, co wtórne i pozbawione niemal jakichkolwiek znamion oryginalności i kompozytorskiej kreatywności. Czemu?

Hirano czerpie bowiem garściami z muzyki poważnej. Silne nawiązania do muzyki gregoriańskiej to pikuś przy tym, w jaki sposób Japończyk kradnie pomysły z Carminy Burany Carla Orffa. Death Note Theme to plagiat słynnego O Fortuna, utworu i tak przecież dziesiątki (jeśli nie setki) razy wałkowanego przez innych twórców. Z marazmu muzycznej kreatywności wyróżnia się jedynie liryka, zwłaszcza motyw z Light Lights Up Light. Nigdy nie feruje wyroków, zanim nie znajdę odpowiedniego potwierdzenia, ale wcale nie byłbym zdziwiony, patrząc na pozostały materiał Hirano, gdyby ów kompozycja była kolejną, nazwijmy to delikatnie, inspiracją muzyką klasyczną.

Choć chóralne kompozycje radzą sobie w ruchomych radzą doprawdy nieźle (można nawet powiedzieć, że bez nich serial straciłby na sile oddziaływania), o tyle w domowym zaciszu rażą swoją wtórnością i pozostawiają niesmak. Za to rockowy materiał to bez dwóch zdań porcja dobrej i efektownej muzyki, do której wrócę jeszcze nie raz. Oczywiście dla własnego dobra najlepiej by było, gdybym wystawił ocenę co najmniej bardzo dobrą, co by nie rozsierdzić niezliczonych fanów tego anime. Mam nadzieję jednak, że ostatecznie wystawione trzy i pół gwiazdki uchroni moje nazwisko od wpisania do tytułowego pamiętnika.

Inne recenzje z serii:

  • Death Note: Notatnik śmierci
  • Death Note: Ostatnie imię
  • L’ Change the World
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze