Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Krzesimir Dębski

Stara Baśń – Kiedy Słońce Było Bogiem

(2003)
4,0
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 15-04-2007 r.

Kiedy w 1999 roku na ekrany kin w naszym kraju wchodziło Ogniem i mieczem nikt nie spodziewał się, że w ciągu najbliższych lat zaleje nas prawdziwa fala ekranizacji. Jeżeli nawet ktoś domyślał się tego, na pewno nie spodziewał się, że większość z nich okaże się totalną porażką artystyczną i rzemieślniczą. Owej fali uległ również sam Jerzy Hoffman. Zdawać by się mogło, że reżyser co jak co znakomitej Trylogii nie ulegnie tej postępującej tendencji spadkowej w rodzimej kinematografii. Niestety Starą baśnią zawiódł rzeszę swoich entuzjastów i pogrążył gatunek ekranizacji filmowych w jeszcze większym chaosie. Lista błędów jakie popełnił Hoffman w swoim dziele jest długa niczym litania nazwisk tajnych agentów PRL figurująca w IPN. Najbardziej z tego wszystkiego razi jednak brak większej zgodności z dziełem Ignacego Kraszewskiego, strasznie teatralna gra aktorów, mizerny, bardzo chaotyczny montaż, a nade wszystko beznadziejne efekty komputerowe, których tekstury ustępują nawet jakością przeciętnej animacji z gry komputerowej (a tak się nimi reklamowali przed premierą)…

W miarę atrakcyjną częścią tego projektu obok niezłych jeszcze kostiumów (Magdalena Biernawska-Tesławska) i zdjęć (Paweł Lubieszew) była muzyka autorstwa Krzesimira Dębskiego. Hoffman z podjęciem decyzji na obsadzenie stanowiska kompozytora nie miał większych problemów, wszak doskonale wiedział ile jego wcześniejszy obraz Ogniem i mieczem zawdzięczał temu artyście. Sama muzyka cudów jednak nie jest w stanie zdziałać, tym bardziej jeżeli mówimy o Starej baśni. Pomimo wielu zalet jakie z niej wypływają nie jest to żadne dzieło, które w jakiś szczególny sposób poruszy sercami widzów, czy też indywidualnych słuchaczy. Zanim jednak dojdziemy do wypunktowywania poszczególnych błędów jakich dopuścił się kompozytor spójrzmy na zalety partytury, których także nie brakuje.

Na wstępie pochwalić należy tematykę. Po raz kolejny bowiem Dębski udowadnia, że ma wielki talent do kreowania ciekawych i magnetycznych tematów. Takimi są na pewno w Starej Baśni temat główny i miłosny. Pierwszy z nich to nostalgiczna, pełna smutku, ale zarazem bardzo piękna melodia. Oprócz orkiestrowej silnej sekcji smyczkowej znaczącą rolę pełni tu chór mieszany i męski wprowadzający poważny nastrój zaczepiający miejscami o mistycyzm. Doskonałym przykładem jest tu utwór otwierający partyturę – Chram. Drugi temat choć spowity płaszczem nostalgii jest już odrobinę swobodniejszy. Swobodę wprowadzają instrumenty dęte drewniane rozpościerające swoją delikatną grą romantyczną atmosferę. Nie bez znaczenia jest także solowy wokal żeński dramatyzujący utwór Temat Miłosny. Przywodzi on na myśl te jakże często stosowane we współczesnych ścieżkach ilustrujących kulturę antyczną jak Gladiator, czy choćby Quo Vadis. Siłą kompozycji nie jest jednak tematyka tylko poszczególne utwory. Na nich skupia się generalnie uwaga słuchacza. Przyjrzyjmy się zatem kilku, które według mnie prezentują się najciekawiej.

Warto zwrócić uwagę na dwie aranżacje tematu miłosnego, tj: Pogrzeb Wisza i Pieśń Mili. Słuchając pierwszej z nich na myśl przychodzić nam będzie Prowokator Lorneca, gdzie w “identyczny” sposób wykorzystany był góralski flet etniczny. Pieśń Mili to z kolei bardzo łagodny i nastrojowy utwór romantyczny. Przez pierwsze 3 minuty czarować nas będzie bardzo liryczną grą fletu i smyczek po czym dołączy do nich niebiański żeński wokal, który sprawi, że wręcz rozpłyniemy się w fotelu słuchając tego. Niebanalne są również utwory przesiąknięte elementem ludowym, tudzież bojowa pieśń – Pieśń Wojów, oraz ścieżka zdobiąca “wieczorne zabawy” ludu – Noc Kupały. W ucho zapadnie nam również Atak Kmieci. Ten żywiołowy kawałek oparty na głównym temacie zbliżony jest do tego co mogliśmy usłyszeć w Atak Kozaków z Ogniem i mieczem.

Na tym fenomen Starej Baśni się zamyka… niestety. O ile wyżej wymienione utwory na płycie sprawują się wręcz wspaniale, to w połączeniu z obrazem częstokroć się gubią. Gubią się, bo są mało wiarygodne. Dębski pisząc Starą baśń nie miał najwyraźniej pojęcia w jaki sposób rozgryźć problem muzyki charakterystycznej dla tworzącego się w IX wieku państwa Polan. Poszedł więc w stronę ilustracyjności. Tam z kolei chwytał się wszystkiego. Skompilował, więc swój awangardowy warsztat twórczy z powszechnymi obecnie Zimmerowskimi rozwiązaniami w muzyce akcji (np.: w części Ataku Wikingów melodyka kojarzy się z The Battle z Gladiatora), a okrasił to wszystko partiami chóralnymi, przypominającymi bardziej średniowieczne lub renesansowe realia niż pradzieje naszego narodu. Zahacza też miejscami o gotyk, szczególnie w epatowaniu chórami męskimi (Chram, Sumienie Popiela). Słuchając Starej baśni często nachodziło mnie wrażenie, że gdzieś już to słyszałem. Nie myliłem się, bowiem sporo sprawdzonych technik i melodii zostało “żywcem” przeniesionych z Ogniem i mieczem do tej kompozycji.

Innym problemem jest słuchalność poszczególnych utworów. Płyta jest tak skonstruowana, że pierwszych kila utworów zadziwi słuchacza, na którego usta cisnąć się będzie niepohamowane “wow”. Im dalej niestety tym większe rozczarowanie przeżyje. Tak naprawdę dobra muzyka kończy się wraz z utworem Pieśń Mili. Reszta to już czysta ilustracja, przez którą trudno będzie przebrnąć wielbicielowi melodyjnych form. Płytę wieńczy bardzo cienka piosenka Beaty Kozidrak – Stara baśń. Melodyka bazowana na dwóch głównych tematach partytury zaszczepiona jest na popowe podłoże, co brzmi zgoła komicznie. To samo można powiedzieć o tekście jaki wyśpiewuje nam artystka. Ogólnie rzecz ujmując, klimatem utwór ten rozminął się z całą kompozycją, a już najbardziej z filmem. Wielka szkoda, bowiem jak dobrze pamiętamy, poprzednia współpraca Dębskiego z Kozidrak przy okazji W pustyni i w puszczy zaowocowała całkiem przyjemnym utworem promującym obraz.

I to by było na tyle jeżeli chodzi o dodatnie i ujemne aspekty ścieżki. Należałoby teraz jakoś zebrać do kupy… Przede wszystkim widać, że Krzesimir Dębski troszkę “na luzie” podszedł do wyznaczonego mu zadania. Oczywiście nie znaczy to, że nie wywiązał się z niego. Zrobił to, ale na pewno nie w takim stopniu w jakim należało się spodziewać po wyśmienitym Ogniem i mieczem. Płyta pomimo wielu ułomności jakich trzon nadmieniłem powyżej jest raczej przyjemnym wyjściem na spędzenie kilkudziesięciu minut wolnego czasu. Polecam umiarkowanie.

Najnowsze recenzje

Komentarze