Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Michał Lorenc

Zabić Sekala

(1998)
5,0
Oceń tytuł:
Łukasz Wudarski | 15-04-2007 r.

Zabić Sekala to czesko-polska koprodukcja w reżyserii Vladimira Michalka. Osią całej historii są tutaj przygotowania do zabójstwa tytułowego bohatera (Bogusław Linda), bękarta który terroryzuje malutką miejscowość gdzieś w sercu Czech. Jego katem, nie z własnej woli, zostaje protestant, zmuszony do tego czynu przez starszyznę miasteczka. Ta z pozoru banalna, przypominająca nieco słynny film Freda Zinemanna „W samo południe”, historyjka przy wnikliwym spojrzeniu urasta do rangi moralitetu, piętnującego powierzchowność wiary, hipokryzję i fanatyzm. Moralitetu świetnie sfotografowanego i błyskotliwie zagranego (polscy aktorzy z Bogusławem Lindą i Olafem Lubaszenką na czele spisali się tutaj na medal), pełnego dosyć czytelnej symboliki. Symboliki nie tylko wizualnej ale i muzycznej, stworzonej przez Michała Lorenca

Co ciekawe kompozytor po nagraniu partytury, był z niej szalenie niezadowolony. Doprowadziło go to do kolejnej już depresji (wcześniej ciężkie momenty przeżywał przy tworzeniu muzyki do Bandyty). W wywiadzie dla Izabeli Górnickiej – Zdziech sam kompozytor tak oto opisuje te chwile:

W trakcie nagrań [płyty] słyszałem zupełnie inną muzykę od tej, którą napisałem. Przeżyłem głęboki upadek. Byłem pewien, że napisałem coś zupełnie koszmarnego. Coś, co nie tylko nie ma związku z filmem, ale jest jeszcze nie do przyjęcia dla nikogo. Przez kilka lat nie byłem w stanie wysłuchać tej muzyki. Było to, jak okazało się, wyłącznie subiektywne doświadczenie, bo płyta dostała liczne nagrody, została przyjęta nawet z zachwytem, a dla mnie była czymś zupełnie niewypowiedzianym. Tajemnicą.

Krytykowi trudno zrozumieć, dlaczego kompozytor miał tak skrajnie negatywną opinię na temat swojej pracy. No ale być może taka jest już mentalność jednostek twórczych, osób dla których tworzenie jest rodzajem zaklinania ułamka boskiego absolutu w tak piękne nuty.

„Zabić Sekala” to 17 nastrojowych utworów, które po raz kolejny udowadniają, że Michał Lorenc w sposób genialny potrafi zrozumieć film. Jego muzyka jest intuicyjna i to się czuje. Nie ma tu wyliczeń, chłodnych kalkulacji, jest za to ogromna chęć narracji. To niesamowite w jaki sposób ta ilustracja potrafi oddziaływać. Nie tylko przywołuje bohaterów, czy sytuacje znane z filmu, lecz potrafi je stwarzać na nowo, nie tracąc przy tym nic ze swej słuchalności. Byłoby jednak błędem nazwanie twórcy tylko prostym „klimacistą”. Autorem muzyki może i uduchowionej, ale pozbawionej zabarwienia intelektualnego. „Zabić Sekala” jest właśnie dowodem na to, iż Michał Lorenc potrafi tworzyć muzykę „ikonograficzną”. Rozpoczynające płytę chóralne Sanctum Sanctuorum odwołuje się do „świętego świętych”, miejsca w Świątyni Jerozolimskiej uznawanej za największe sacrum, miejsca gdzie przechowywano Arkę z Dziesięcioma Przykazaniami. Mimo iż sam motyw pełen jest bizantyjskiej szlachetności, w istocie mówi nam coś więcej. Kluczem interpretacyjnym jest druga cześć utworu, gdzie pojawiają się znamienne słowa „Sancta Simplicitas” – święta naiwności. Każdy kto zna historię konfliktów religijnych bez trudu rozpozna aluzję, bardzo zresztą błyskotliwą. Łaciński tekst odwołuje się tutaj do słynnego okrzyku wzniesionego przez Jana Husa w 1415. Reformator płonąc na stosie ujrzał chłopa w fanatycznym ferworze dokładającego drew pod palenisko, i właśnie wtedy wykrzyczał wykorzystane przez Lorenca słowa. Słowa będące mistrzowskim komentarzem do przedstawianych na ekranie wydarzeń. Mamy tutaj bowiem takie „święte świętych” (kościół) do którego co niedziela biegają wszyscy mieszkańcy, łącznie z samym Sekalem, miejsce które w istocie zupełnie nie jest przez nich zrozumiane, gdyż ich wiara jest wybiórcza i pełna dojmującej hipokryzji. Dlatego właśnie chór wznosi okrzyk „święta naiwności”, złowrogo komentując ślepą dewocyjność mieszkańców.

Ci, których męczą intelektualne gry, nie powinni się jednak zupełnie martwić, ponieważ muzyka z „Zabić Sekala” mimo intelektualizmu ma w sobie duży walor emocjonalny. Lorenc osiąga go typowymi dla siebie środkami (przejmujące smyczki w rewelacyjnym Który Jesteś, cymbały w Tancu Noży, czy copelandowska trąbka w Spotkaniu. Ale muzyka przynosi też chwyty zaskakujące, których próżno szukać we wcześniejszych dokonaniach artysty. Dobrze egzemplifikuje się one w utworze Świt, jednym z najciekawszych na albumie. Kompozytor w sposób mistrzowski wizualizuje tu skwarny poranek, pokonując chyba nawet słynną kompozycję Edwarda Griega. W „Zabić Sekala” bogata jest również tematyka. Nie tylko mamy tu wspominane motywy, ale Lorenc raczy nas także świetnym tematem Sekala. Przypomina on nieco Taniec Eleny, ale jest bardziej dramatyczny i więcej w nim jakiejś takiej niepokojącej nieuchronności.

Choć wszystkie te peany są jak najbardziej zasłużone „Zabić Sekala” nie ustrzegło się wad. Oczywiście nie są one tak potężne jak przedstawiał je sam kompozytor, niemniej jednak, wnikliwi mogą je dostrzec. Chyba głównym minusem jest zbyt duża zależność od poprzednich dzieł artysty. Mimo iż w kilku elementach Lorenc stara się to przełamać to jednak i tak czujemy tu piętno „Bandyty”, „Psów” (Chmury, W ogniu, Za naszą i waszą wolność), czy nawet „Prowokatora” (Który Jesteś). W mojej opinii niezbyt dobrze wypadają też utwory takie jak „Zabić Sekala” i „Rada Starców”. Oba noszą piętno nachalnej, nieco wymuszonej ilustracyjności, ilustracyjności z gruntu obcej Lorencowi.

Mimo tych wad płyta z „Zabić Sekala” jest bez wątpienia godna polecenia. Nie tylko ze względu na swoją sugestywność, ikonograficzność, czy emocjonalność, ale także z uwagi na świetną słuchalność, która może nie przewyższa Bandyty, lecz na pewno znacząco nie ustępuje mu pola. Zawsze zastanawiałem się w czym tkwi tajemnica partytur Lorenca. Wydaje się, że chyba w pewnej takiej „naiwności kompozycyjnej”, w nieskażeniu akademickimi, wydumanymi schematami, które może i zbliżają kompozytora do wielkich klasyków, lecz z pewnością zabijają jego naturalność. W jednym z wywiadów twórca tak oto scharakteryzował to co robi:

Pisanie muzyki jest dla mnie abstrakcyjną, nierealistyczną wędrówką po pomysłach. To nie matematyka. Wielu moich przyjaciół komponuje muzykę matematycznie i logicznie, ja — wyłącznie intuicyjnie.

Panie Michale, dziękujemy za tę intuicję.

Najnowsze recenzje

Komentarze