Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Kim Allen Kluge, Kathryn Kluge

Silence (Milczenie)

(2017)
-,-
Oceń tytuł:
Paweł Stroiński | 04-03-2017 r.

XVII wiek. Kiedy pojawiają się plotki, że portugalski jezuita dokonał w Japonii apostazji, dwóch młodych zakonników wybiera się do Kraju Kwitnącej Wiśni, by znaleźć swojego mentora. Jest to czas, kiedy nasilają się prześladowania lokalnych chrześcijan. Powieść Milczenie uznaje się za najlepszą w karierze japońskiego pisarza Shusako Endo. I tę właśnie powieść polecił Martinowi Scorsese episkopalny biskup Paul Moore przy okazji kontrowersji związanych z pierwszym religijnym filmem reżysera – Ostatnim kuszeniem Chrystusa. Przeczytał ją po drodze na plan Snów Akiry Kurosawy, w których grał Vincenta van Gogha. Droga do realizacji była bardzo długa. Reżyser miał się zająć filmem zaraz po Gangach Nowego Jorku, ale z różnych względów w międzyczasie nakręcił jeszcze Aviatora, Infiltrację, Wyspę tajemnic, Hugo i jego wynalazek i Wilka z Wall Street. Zmienili się aktorzy, którzy mieli grać główne role. Początkowo mieli być to Daniel Day-Lewis, Gael Garcia Bernal i Benicio del Toro. W ostateczności zastąpili ich kolejno Liam Neeson, Andrew Garfield (w kolejnej po Przełęczy ocalonych „religijnej” roli) i Adam Driver. Autorem zdjęć jest znakomity meksykański operator Rodrigo Prieto. Film z powodów finansowych kręcono na Tajwanie, choć role Japończyków grali aktorzy z Kraju Kwitnącej Wiśni.

Kiedy ogłoszono, że Scorsese nakręci ten film, spodziewano się, że muzykę skomponuje twórca, z którym reżyser nawiązał trwałą współpracę przy okazji Gangów Nowego Jorku, Howard Shore. W końcu jednak zajęło się nim małżeństwo Kima Allena i Kathryn Kluge’ów. Pełnili także funkcję konsultantów muzycznych. Zaprezentowane na stronie Paramount wydanie promocyjne miało około dwudziestu minut. Wiele osób skarżyło się też, że muzyki w filmie nie ma i przez to uznali dzieło małżeństwa za odrzucone. Około dwukrotnie dłuższy album ukazał się jednak nakładem Warner Classics.

Album otwiera niespełna dwunastominutowe Meditation. Pierwszym słyszanym dźwiękiem jest dron wykonywany przez Francesco Lupicę, kompozytora i wynalazcę, twórcę instrumentu cosmic beam, znanego fanom muzyi filmowej przede wszystkim z utworu Sit Back and Relax z Cienkiej czerwonej linii. Do tych przeciągłych dźwięków dołączają dźwięki natury, które odgrywają szczególną rolę w filmie (co może być nawiązaniem do tradycji japońskiego kina). Już dwunastominutowy utwór otwierający jest trudny, ale pokazuje kierunek, którym podążyło małżeństwo kompozytorów. Wybór brzmienia i też funkcja muzyki Kluge’ów w filmie jest bowiem nieprzypadkowa.

W latach 1522-1524 około trzydziestoletni hiszpański szlachcic, Inigo (później Ignacio) de Loyola (nazwisko zaczerpnął z wioski, w której się urodził) leczył się po operacji trafionych kulą armatnią nóg. W trakcie rekonwalescencji przeżył duchowe przebudzenie i resztę życia postanowił przeżyć jako ten, który nawraca ludzi w Ziemi Świętej. Namówiony na lekturę „ćwiczeń” stworzonych przez myślicieli religijnych z wywodzącego się z Holandii, ale popularnego też w Hiszpanii kręgu devotio moderna, przeczytał słynne, przypisywane Tomaszowi a Kempis O naśladowaniu Chrystusa. Przez długi czas sam opracowywał metodę medytacyjną, wydaną ćwierć wieku później pod nazwą Ćwiczeń duchowych. Ćwiczenia te, oparte na strukturze tygodni poświęconych poszczególnym tematom (grzech, życie Jezusa, Pasja, Zmartwychwstanie), stanowią wymagającą pełnego skupienia i opartą na zaangażowaniu zmysłów (tzw. applicatio sensuum, bez której nie da się zrozumieć np. części katolickiej poezji barokowej). I to właśnie Ćwiczenia duchowe stanowią intelektualną i emocjonalną podstawę wszystkich aspektów filmu Martina Scorsese. Aktorzy, tak Andrew Garfield, jak i Adam Driver, przeszli cały cykl Ćwiczeń z ojcem Jamesem Martinem. Jezuita ten konsultował też scenariusz i, jak wspomina, ucieszyło go, że w pewnym momencie ojciec Rodrigues (Garfield) wręcz cytuje dzieło Loyoli (Cóż zrobiłem dla Boga? Co dziś zrobię dla Boga? Cóż powinienem zrobić dla Boga?).

Sprowadzenie medytacyjnego charakteru filmu i muzyki małżeństwa Kluge wyłącznie do jednego tytułu utworu byłoby, rzecz jasna, niezbyt zabawnym żartem. Zarówno obraz, jak i sferę dźwiękową, cechuje pozorna prostota. W muzyce jest to kilka środków, wykorzystywanych czasem razem, czasem naprzemiennie: śpiew ptaków, prosty motyw na flet, dzwony kościelne, chóralna muzyka chrześcijańska, elementy etniki japońskiej (koto i skahuhachi). Do tego dochodzi jeszcze bardzo cichy miks w filmie. Trzeba się bardzo mocno skupić albo, jak w moim przypadku, przesłuchać cały album przed seansem filmowym, by w ogóle dostrzec, że te dźwięki, które czasem faktycznie trudno muzyką nazwać, przynajmniej w potocznym rozumieniu słowa „muzyka”, są w nim obecne. Dzięki temu jednak nawet proste uderzenie koto, wyjątkowo głośno słyszane, potrafi przy seansie prawie przestraszyć. Podobnie jest z samym filmem. Reżyser zrealizował swój film w sposób wyjątkowo statyczny, wymagający na pewno od niego samego wielkiej konsekwencji. Mówimy tutaj o filmie Martina Scorsese, twórcy, który potrafi z kamerą wprost szaleć. Jednak nie tym razem. Formalnie rzecz biorąc, wszystko podporządkowane jest jednemu założeniu.

Gdyby puścić sobie muzykę małżeństwa Kluge jako zwykłe medytacyjne CD, zapewne można by się przy tej płycie wyciszyć. Paradoksalnie ta muzyka, nie zawsze do końca obecna, słyszana w kontekście na poziomie prawie podprogowym, pomaga mimo wszystkich obecnych w niej elementów awangardowych (jak tytułowe Silence) się wyciszyć. Daje, jak każda szanująca się twórczość metafizyczna, a to metafizyki sięga film Scorsese, przestrzeń, którą widz i słuchacz muszą wypełnić własnym doświadczeniem. Nie jest oczywiście tak, że odsłuch jest lekki, łatwy i przyjemny. Owszem, Milczenie sięga granic pojęcia muzyczności. Jeśli połowa muzyki obecnej w filmie to przede wszystkim niemotywowane fabułą dźwięki natury (np. ptaki z lasu słyszane na plaży czy w mieście), to krytyka takiego podejścia jest zrozumiała, nawet jak nie bierze w pełni pod uwagę kontekstu teologicznego i historycznego. Duchowość ignacjańska, biorąca swą nazwę od Loyoli, oparta na wielkim skupieniu, rozważaniu bardzo zmysłowym swojego otoczenia i życia, w kontekście biblijnym, jest jedną z podstawowych formuł katolickiej mistyki. W filmie ta mistyka bierze się z dystansu i statyczności, pozornego wycofania narracji. Pojawiające się długie, często dalekie plany, oddają doświadczenie bohaterów. Poprzez dystans i pozorny chłód, reżyser buduje u widza skupienie, pokazuje obecność pewnej tajemnicy, tej tajemnicy, do której dotrzeć może tylko mistyk.

Interpretacja interpretacją, jednak należy zadać podstawowe pytanie, które jest przedmiotem recenzji płyty z muzyką. Czy jest to w ogóle muzyka? Biorąc pod uwagę nawet powtarzalność niektórych prostych motywów (choć zaznaczmy, niezbyt pamiętliwych) czy rytmów, owszem. Ścieżkę dźwiękową do Milczenia należy za muzykę uznać. Czy jest obecna w filmie, już mówiłem. Bardzo cicho, fragmentarycznie, ale są nawet wspomniane już motywy. Nie tylko efekty dźwiękowe, jakby co niektórzy chcieli powiedzieć o wsamplowanych odgłosach natury. Czy jest to muzyka dobra? Tu odpowiem pytaniem na pytanie: pod jakim względem? Nie jest to muzyka nadmiernie złożona. Trudno mówić tutaj o jakiejś szczególnej (lejtmotywicznej czy nie) strukturze. Jest to zbiór ascetycznie rozpisanych, prostych, kameralnie aranżowanych melodii, które są uspójniane przez dźwięki natury i czasem cosmic beam Francesco Lupiki. Jak ta muzyka działa w filmie? W dużej mierze psychologicznie, gdzieś w oddali reprezentując psychikę bohaterów. Nie przeszkadza tam (ba, niektórzy nawet jej nie usłyszą!), ale nie jest też aż nadmiernie potrzebna. Inaczej wygląda sprawa albumu, dłuższego niż cokolwiek zostało wmontowane do filmu. Nie jest to muzyka dla każdego, a nawet dla większości słuchaczy. Jest to zrozumiałe, albowiem mowa o dziele trudnym, ledwo słyszalnym czasem, a i James Horner dużo przystępniej wykorzystał dźwięki natury w Podrózy do Nowej Ziemi. Jeśli komuś się spodoba, to tym, którzy chcą spędzić więcej czasu w skupieniu, przedłużyć doświadczenie seansu filmowego. I tylko wtedy można po ścieżkę Kima Allena i Kathryn Kluge sięgnąć.

Najnowsze recenzje

Komentarze