Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Dustin O'Halloran, Hauschka

Lion (Lion. Droga do domu)

(2016)
4,0
Oceń tytuł:
Daniel Aleksander Krause | 17-02-2017 r.

Życie pisze najlepsze scenariusze. Są jednak historie, które nawet obudowane filmową formą i sprzężone z ekranową umownością jawią się nam jako nieprawdopodobne. Opowiedzenia jednej z nich podjął się Garth Davies w Lion. Droga do domu. Historia Saroo, pięcioletniego chłopczyka z Indii, który na skutek nieszczęśliwego zbiegu zdarzeń zostaje odgrodzony od swojej rodziny, a następnie zaadoptowany przez parę z Australii to materiał idealnie wręcz skrojony pod ckliwy wyciskacz łez. Jednak dramatyczność i świadomość prawdziwości przedstawionych zdarzeń powodują, że film mimo pewnych wad scenariuszowych potrafi autentycznie poruszyć. Wydatnie pomaga w tym dopracowana sfera audiowizualna – zdjęcia Greiga Frasera oraz muzyka autorstwa Dustina O’Hallorana i Hauschki.

Nieczęsto spotyka się przy jednym filmie duet takich muzycznych osobistości. Zarówno O’Halloran jak i Hauschka (vel Volker Bertelmann) są bowiem artystami, którzy od lat realizują się w solowej twórczości, filmy traktując co najwyżej jako urozmaicenie własnej artystycznej ścieżki. Davis kręcąc film, myślał o obu twórcach. Na jego szczęście nie musiał dokonywać wyboru, gdyż panowie okazali się długoletnimi przyjaciółmi. Tym ciekawszego efektu można więc było oczekiwać.

Lion to przedsięwzięcie z kompozytorskiego punktu widzenia niebywale ryzykowne. Dramatyczna nośność historii jest tak duża, że film prawdopodobnie działałby nawet bez obecności ścieżki dźwiękowej. Bardzo łatwo w takiej sytuacji o nadmiar emocji. Obecność dwóch pianistów, specjalizujących się w raczej oszczędnej formalnie muzyce wydaje się więc być bardzo trafnym wyborem. Owa oszczędność objawia się nie tylko w instrumentalnej skromności wykorzystanych środków, ale również w melodycznej wstrzemięźliwości kompozycji.

Film fabularnie podzielony jest na dwie, różniące się realiami, narracją i płaszczyzną czasową części – pierwszą dziejącą się w Indiach i drugą mającą miejsce w Australii. Wobec znacznej rozbieżności pomiędzy członami to muzyka musiała objąć rolę swoistego budulca spajającego obie części. Kompozytorzy szczęśliwie oparli się pokusie wzbogacenia swojej muzyki o odwołujące się do obu miejsc akcji stylizacje etniczne, unikając tym samym pogłębiania istniejącej dychotomii. Miast tego, jakkolwiek standardowo to zupełnie trafnie postawili na uniwersalny język minimalizmu, skupiając się na kluczowych w fabule wątkach – miłości, tęsknocie i poszukiwaniu domu.

Sercem partytury jest zaprezentowany w Lion Theme temat główny. Prosty, nieustannie zapętlający się motyw podejmowany przez fortepian bardzo dobrze koresponduje z naturą głównego bohatera oraz z jego historią. Wznosząco-opadająca melodia, która w zasadzie nigdy się nie rozwiązuje działa jako swoiste odwzorowanie odbywanej przez Saroo wędrówki i cechującego go uporu. Temat stanowi podstawę do prawie wszystkich melodycznych wynurzeń w partyturze, będąc emocjonalnym i narracyjnym spoiwem całej historii.

Choć wiodącą rolę naturalnie odgrywa tu fortepian, O’Halloran z Hauschką wcale nie unikają innych środków wyrazu. Przede wszystkim nie stronią od ambientowej elektroniki oraz wspomagających emocjonalny ton smyczków. Instrumenty smyczkowe są używane jednak bardzo wstrzemięźliwie, w większości przypadków pełniąc rolę podkreślającego nastrój tła, z kilkoma bardziej sugestywnymi wyjątkami (Train, Searching for Home). Swoistą ciekawostką jest wykorzystanie przez Bertlemanna znanych z jego solowej twórczości dźwięków preparowanego fortepianu. Choć niemiecki pianista korzysta tutaj z doskonale sobie znanych eksperymentów, „łopoczące” dźwięki wydatnie urozmaicają bardziej konwencjonalne ambientowe struktury, a niekiedy intrygująco wzbogacają melodyczne kompozycje (River).

Film promuje piosenka Sii Never Give Up. Niestety, do tego się jej rola nie ogranicza. Tradycyjnie umieszczono ją na albumie (kuriozalnie jako pierwszy utwór), a w filmie towarzyszy ona końcówce, zawierającej fragmenty nagrań archiwalnych. Abstrahując od walorów czysto muzycznych tegoż utworu, stylistycznie całkowicie odbiega on od filmu i muzyki ilustracyjnej. Swoim popowym brzmieniem całkowicie niweczy misternie zbudowany nastrój, również na albumie pasując jak pięść do nosa. W obu kontekstach obecność piosenki należy potraktować jako nieporozumienie.

Lion. Droga do domu O’Hallorana i Hauschki nie jest może kompozycją, która na trwałe zapisze się w pamięci słuchaczy. Zarówno od strony koncepcyjnej, jak i brzmieniowej jest to bowiem dzieło na dłuższą metę bardzo konwencjonalne. Biorąc jednak pod uwagę jej rolę w filmie, ilustracja ta idealnie wręcz trafia w punkt. Kompozytorzy bardzo dokładnie przemyśleli jak rozłożyć czynniki, by dodać historii optimum treści. Muzyka z lekkością niesie widza przez emocjonalną wędrówkę bohatera, a dzięki rozsądnie skrojonej prezentacji albumowej, również poza kinem potrafi ująć swoją niewątpliwą urodą.

Najnowsze recenzje

Komentarze