Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Hans Zimmer

Hans Zimmer: The Classics (kompilacja)

(2017)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 26-01-2017 r.

Pomimo mojej dużej sympatii dla kompozytorskich kompilacji oraz projektów, które wykraczają poza muzykę filmową i dają szansę jej ponownej interpretacji, z lekkim uczuciem nieufności podszedłem do nowego przedsięwzięcia związanego z postacią Hansa Zimmera. Nastrój niepokoju udzielił się również w związku z patetyczną nazwą wydawnictwa (Hans Zimmer: The Classics). Miało ono przybliżyć nowe aranżacje tematów filmowych kompozytora przez słynnych artystów na pograniczu muzyki klasycznej i popularnej. W pewnym sensie chyba również odnosząc się do wielkiego sukcesu jego trasy koncertowej sprzed roku. Tak więc, czy wypuszczony na rynek przez Sony Classical album to tylko zręczny chwyt marketingowy czy też rzecz, która ma też jakieś ambicje odświeżenia muzyki niemieckiego giganta gatunku, który przynajmniej na niwie artystycznej od dobrych kilku lat wydaje się stać w miejscu?

Twórcy tej kompilacji zdecydowali się na dwanaście utworów z dziewięciu filmów, przy których pracował Zimmer. Rzucając okiem na listę utworów, dla każdego choć trochę zorientowanego w filmówce słuchacza jasnym będzie, iż jest to selekcja jego najbardziej popularnych, najsłynniejszych tematów/utworów, które powstały w przeciągu jego 30-letniej kariery z naciskiem na komercyjne sukcesy ostatnich kilkunastu lat. Czy najlepszych, to oczywiście sprawa dyskusyjna. Mówi to nam od razu o grupie docelowej, do której skierowane jest to wydanie. Niekoniecznie do fanów kompozytora, gatunku, ale do przeciętnego słuchacza, który „coś tam kojarzy” na temat Niemca czy też rozpoznaje filmy, z których pochodzi muzyka, lub po prostu do laików (filmówki), którzy być może wyrażą chęć zapoznania się z albumem poprzez udział zaproszonych gości czy też solistów. Czym zatem warto zainteresować się z okazji tej kompilacji a co można spokojnie zignorować?

Jednymi z najciekawszych interpretacji są dwie próby słynnego pianisty Lang Langa (również znanego fanom muzyki filmowej). Jego solowa wersja I Am Not Merciful z Gladiatora, połączona z głównym tematem jest nader interesująca i stanowi ciekawe uzupełnienie do słynnej partytury Niemca. Tym bardziej, że była to naprawdę porządna, zapadająca w pamięci muzyka dramatyczna, i chociaż obdarta z całej swojej wystawności, udanie sprawdza się w tej aranżacji. Druga przymiarka Chińczyka to temat lotu z Człowieka ze stali. To jeden z niewielu udanych elementów tej bardzo przereklamowanej pracy Zimmera, ale emocjonalny wydźwięk tematu ładnie emanuje z wykonania Langa a dodatkowym smaczkiem eleganckie skrzypce Maksima Wiengierowa.

Idąc dalej tropem antycznego herosa, który ośmielił się rzucić wyzwanie cesarzowi spotkamy się z największym kuriozum płyty. To wariacja ilustracji z bitwy otwierającej film również na solowy fortepian. Muzyka w zamierzeniu potężna i brutalna szorstka została sprowadzona do postaci współczesnej muzyki kameralnej. Brzmi niezwykle ascetycznie i w związku z jej charakterem pusto w środku – samotny fortepian nie potrafi oddać jej ekspresyjnej emocji. Gruzińska pianistka być może zachwyci koneserów oraz szukających w muzyce jedynie technicznej formy. Rozumiem też, że twórcom chodziło trochę o odwrócenie do góry nogami oczekiwań, ale ten test kompletnie nie zdaje próby. Z kolei interpretacja Now We Are Free w wykonaniu brytyjskiej gwiazdki Leony Lewis (znanej choćby z piosenki z Avatara) jest dość przeciętna. Lepiej było zatrudnić Kaitlyn Lusk, która tak rewelacyjnie poradziła sobie z materiałem Lisy Gerrard podczas FMF w Krakowie. Wspomniany Wengierow, izraelski skrzypek pochodzenia rosyjskiego odpowiada również za jeden z najbardziej bliskich sercu score’ów Zimmera, czyli Cienką czerwoną linię. Zaskakująco na kompilację nie wybrano nieco już spowszedniałego Journey to the Line, ale Light, fragment, który osobiście cenię wyżej. Piękna, dramatycznie falująca to muzyka, ze swoim spokojem oraz napięciem ma czas na oddech i została bardzo elegancko wykonana tak przez solistę jak i prowadzoną przez Gavina Greenawaya orkiestrę. Z pewnością to wykonanie jest bliskie oryginałowi i nie tak ryzykowne jak większość The Classics, ale po psuć coś, co jest tak dobre?

Wiolonczelą stoją dwa fragmenty z Incepcji. Tina Guo, która często współpracuje z Zimmerem poza nadaniem bardziej klasycystycznej barwy nie wnosi wiele do sławetnego Time. Małą rewelacją jest natomiast Mombasa na dwie wiolonczele chorwackiego duetu o wszystko mówiącej nazwie 2Cellos, które zastąpiły ekspresową perkusję oryginału. Znakomite tempo i brzmienie, a smaczek pierwowzoru pozostaje wraz elektryczną gitarą. Zatrzymując się przy współpracy Niemca z Christopherem Nolanem, nie mogło oczywiście zabraknąć muzyki z trylogii o Mrocznym rycerzu. I tu wprowadzono brzmienie skrzypiec, choć podobnie jak przy Incepcji, solówki Amerykanki Lindsey Stirling grają trochę „drugie skrzypce” w stosunku do ekspansywnego brzmienia orkiestry symfonicznej. Tym bardziej, że wytworne brzmienie skrzypiec tworzy pewien dysonans wobec stuprocentowo poważnej muzyki Zimmera. Ale to ciekawa próba. I wreszcie „scena dokowania” z hitu science-fiction Interstellar, fragment, którego brak na podstawowym wydaniu ścieżki dźwiękowej wywołał wielki, infantylny lament fanów kompozytora. Prawdziwym smaczkiem, chyba niejako w formie zadośćuczynienia im przez Zimmera, jest zaangażowanie tu Rogera Sayera, który wykonywał partie na organach kościelnych na oryginalnej ścieżce. Jest jednak pewien zasadniczy problem – muzyka jest tak zmiksowana, że orkiestra przytłacza unikalny dźwięk organów, którym trudno się przez tą ścianę dźwięku przebić. Cóż, to nie od dziś problem soundtracków Zimmera… Jakby nie patrzeć, to i tak smakowity kąsek i nie dziwne, że zachowano go na finał płyty.

Jeden z najbardziej wyeksploatowanych tytułów w karierze kompozytora, czyli Piraci z Karaibów dał szansę występu The Piano Guys, twórców którzy rozpoczęli swoją karierę na youtube’ie, ale jedyne co mogę powiedzieć ciekawego o tej próbie to to, że można w niej usłyszeć instrumenty dęte drewniane… Kolejny wielki sukces komercyjny Zimmera, czyli Karmazynowy przypływ, dał okazję współpracy z jego rodakiem Tillem Brönnerem. Szczerze mówiąc, jazzujący charakter solowej trąbki jest dziwaczny i trochę muzycznie „z innej bajki”. W podobnych klimatach mamy Króla lwa, w którym usłyszeć możemy saksofon Australijki Amy Dickson. This Land ma silnie emocjonalne podłoże a instrument ten w pewien sposób mile nawiązuje do niezobowiązujących (i jakże uroczych) w wyrazie początków Niemca w stylu Wożąc Panią Daisy, ale podobnie jak przy innych wspominanych powyżej fragmentach, gubi się na tle symfoniki.

Hans Zimmer: The Classics to jak widać dość nierówne słuchowisko. Rzeczy naprawdę udane i ryzykowne występują obok kuriozów oraz solowych interpretacji, które wypadły dość przeciętnie na tle przebojowego charakteru muzyki szefa Remote Control Productions. Niemniej, pomysłodawców albumu pochwalić należy za próby odświeżenia niektórych już evergreenów współczesnej muzyki filmowej oraz prób nadania im bardziej klasycznego połysku. Wydawnictwo ma mocno kosmopolityczny charakter i naturalnie, udział w tym projekcie dla niektórych z zaproszonych muzyków będzie stanowił pewnie platformę do dalszej kariery. Muzykę wykonuje Czeska Orkiestra Filharmoniczna, która oczywiście koncertowała razem z Zimmerem, więc jej obecność tutaj kompletnie nie dziwi. Płyta kontrastów, podobnie jak współczesna twórczość autora, symbolicznie takie trochę „szukanie brzmienia”, czasami eksperymentowanie dla eksperymentowania i mimo tych na poły artystycznych zapędów produkt to jednak nie ukrywający swego komercyjnego charakteru. Tak więc trudno również by aspirował do jakichś wysokich not, gdyż zbyt często dryfuje ku przeciętności i pewnego rodzaju muzycznej cepelii…

Najnowsze recenzje

Komentarze