Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Ennio Morricone

Morricone 60 (kompilacja)

(2016)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 25-01-2017 r.

Trudno nie zgodzić się z tezą, że rynek nie potrzebował kolejnej składanki Morricone… Istnieje ich już tak wiele. W fizycznym sklepie nadziejemy się z pewnością na The Very Best of Ennio Morricone, Ennio Morricone: Film Music, niedawno premierę miało Morricone Conducts Morricone (choć to re-edycja albumu sprzed lat o innym tytule). Specjalizująca się w re-recordingach Silva Screen wypuściła niedawno 4-płytowy zbiór The Essential Collection, nie wspominając już o składankach skierowanych niekoniecznie do fanów muzyki filmowej jak We All Love Ennio Morricone itd. Co więc do zaproponowania ma nam najnowszy album związany z włoską legendą gatunku, lakonicznie nazwany Morricone 60? Lekki powiew świeżości przynosi już okładka wydania, na której kompozytor z palcem na ustach zdaje się mówić „cicho, nie narzekajcie, należy mi się trochę szacunku i uznania, może jednak przygotowałem dla Was coś ciekawego”. Bowiem album Decca Records powstał w związku z 60-leciem działalności twórczej Włocha, ale pewnie też z sukcesem nagrodzonej Oscarem ścieżki z Nienawistnej ósemki, którą wydała właśnie Decca. Ennio Morricone: 60 Years of Music (pełna nazwa wydawnictwa) wyróżnia się na tle całego tabunu kompilacji oraz składanek maestro przede wszystkim tym, że nie są to oryginalne nagrania. Materiał wykonany przez Czeską Narodową Orkiestrę Symfoniczną zapisano podczas jego ostatniego tournee po Europie (nagranie zarejestrowano w siedmiu miastach, w tym we Wrocławiu). Fakt ten sprawia, że Morricone 60 posiada nieco odświeżone brzmienie wielu wyświechtanych już tematów, które przecież każdy szanujący się fan gatunku zna na pamięć.

Płytę otwiera stały punkt morriconowskich list przebojów czyli Misja. Muszę przyznać, że wykonanie szczególnie On Earth As It Is In Heaven jest iście spektakularne. Orkiestra brzmi soczyście, wykonanie jest z pasją, chóry są bardzo ładnie wyklarowane i epicko poprowadzone, liturgicznego elementu dodaje brzmienie organów, choć nieco na dalszy tor (względem oryginału) odstawiona jest perkusja. Podobnie ma się rzecz z doskonałą Queimadą, gdzie chór również daje znać o swojej mocy. Sporo miejsca poświęcono również oczywiście muzyce do westernów. Miłym akcentem jest, że nie zapomniano o uroczym Za garść dynamitu, które zazwyczaj jest pomijane pod katem współpracy kompozytora z Sergio Leone. Ale nie oszukujmy się, fani czekają głównie na dwie pozycje – Dawno temu na Dzikim Zachodzie oraz Dobrego, złego i brzydkiego. Genialne Man With Harmonica posiada zaskakującą przestrzeń (bardzo dobrze oddane brzmienie harmonijki) i potężny wydźwięk, rzeczy pod względem jakości nagrania, które oczywiście górują nad oryginałem sprzed niemal już pół wieku, choć ma się wrażenie, że całość została nieco pod względem aranżacyjnym skrócona względem pierwotnej wersji. Nie zawodzi również The Ecstasy of Gold. Żeński wokal (Susanna Rigacci, która często występuje z kompozytorem) staje na wysokości zadania a całość ma nerw i rozmach znany z pierwowzoru. Uwaga należy się jednak dużo mniej znanemu (pod kątem kompilacji) refleksyjnemu utworowi The Fortress, na solową, żołnierską trąbkę, werbel oraz nostalgiczny chór. Na albumie nie mogło zabraknąć oczywiście również wspomnianej Nienawistnej ósemki i to pomysł na tyle dobry, gdyż rekompensuje w kolekcji brak ścieżki dźwiękowej z tamtego filmu, której montaż na soundtracku z dialogami do filmu wołał o pomstę do nieba. Tu dostajemy pamiętną ilustrację pod napisy początkowe a także utwór Bestiality, choć jego obecność na tego typu kompilacji jest nie do końca udanym pomysłem…

Morricone nie zapomniał również o nieco mniejszych pod względem inscenizacji momentach ze swojej twórczości. Niezmiennie piękny jest temat śmierci z Nietykalnych, frywolnością ujmuje przebojowy motyw z Metti, Una Sera a Cena a klasą samą w sobie jest również fragment z La Califfa. Resztę wypełnionego prawie po brzegi wydania stanowią znane i dziesiątki razy omawiane utwory z takich ważnych dla kariery Włocha obrazów jak Dawno temu w Ameryce czy Kino Paradiso a o czymś tak kliszowym jak Chi Mai nie ma sensu chyba nawet wspominać. W większości przypadków mamy do czynienia ze świeżymi nagraniami, które niejako dostosowują historycznie ważne kompozycje do wymagań współczesnego nagrania oraz odbiorcy, ale są jednak dwa zgrzyty na wydaniu Decci. Pierwszy to umieszczenie oryginalnych nagrań z dwóch pierwszych westernów z tzw. trylogii dolarowej Leone – różnica w stosunku do nowych nagrań w związku z ich zaszumieniem jest rażąca… Być może tych utworów nie miało być w ogóle w planach albumu, a dopiero w jakiejś fazie produkcji ktoś zdecydował o ich dołączeniu aby zapełnić płytę? Ponieważ zupełnie nie przystaje to do reszty materiału pod względem jego jakości. Inny rzucający się w uszy problem, to nagła zmiana głośności w jednym czy dwóch utworach na płycie będąca pewnie jakimś błędem związanym z realizacją nagrania (lub może próbą zatuszowania jakiegoś problemu ze sferą audio). Rozczarowaniem jest też bardzo biedna książeczka dołączona do wydania, które szumnie ma podsumowywać ponad pół wieku pracy kompozytora… To zaledwie kilka stron z tytułami utworów i bardzo marginalnymi danymi na temat wykonawców.

Komu i czy polecać Morricone 60. Wydaje mi się, że album ten można postawić bliżej takich tytułów jak Yo-Yo Ma Plays Ennio Morricone czy Cinema Concerto (choć raczej nie od strony edytorskiej). Z prostego względu – autor muzyki czuwał nad nagraniami i oczywiście dyrygował, fakt, który powinien zamknąć usta tym krytykom kompilacji, którzy uważają, że ponowne nagrania „nie przedstawiają zamierzeń twórcy”. Z pewnością niektóre wielkie bez wątpienia dzieła Włocha zyskały nową moc i rozmach, do wykonania czeskiego zespołu i dwóch węgierskich chórów nie można mieć raczej żadnych uwag a sam maestro bardzo ciepło się wypowiada o orkiestrze naszych południowych sąsiadów. Szkoda, że biorąc pod uwagę dosłownie oceany dostępnego materiału z kariery Włocha nie pokuszono się o jakiś bardziej rozległy, choćby dwu-płytowy zestaw, ponieważ przy ograniczeniu do zaledwie jednego krążka i tak czy siak skazani jesteśmy w sumie na ten sam zestaw tych samych, powtarzanych od dawna na takich wydaniach fragmentów. Jest to album skierowany do zwykłego odbiorcy, ale myślę, że i fani kompozytora spojrzą na niego miłym okiem, tym bardziej, że cena nie jest zbyt wygórowana. Jednak pozostawia trochę niedosytu, ale wiadomo – fan zawsze chce trochę więcej. Morricone 60 zostało wydane w wersji podstawowej oraz w tzw. wersji deluxe, gdzie dołączone zostało DVD dokumentujące pracę mistrza nad The Hateful Eight.

Najnowsze recenzje

Komentarze