Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Jonathan Snipes

Starry Eyes (Gwiazdy w oczach)

(2014/2015)
-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Koperski | 22-09-2016 r.

Nieco surrealistyczny i niepozbawiony metaforyki niskobudżetowy film Starry Eyes opowiada o losach początkującej w branży aktorki – Sarah. Młoda bohaterka dla znalezienia dobrej roli gotowa jest na wiele wyrzeczeń i może dla niej zaprzedać nie tylko, jak z początku sądzi, ciało, ale jak się później okaże – także duszę, zatracając się coraz bardziej wokół tajemniczego hollywoodzkiego kultu. Niszowa produkcja łącząca w sobie psychologiczny thriller i okultystyczny horror z elementami gore została całkiem nieźle przyjęta wśród fanów kina grozy, zyskując kilka wyróżnień na „gatunkowych” festiwalach. Chwalono przede wszystkim reżyserski duet, odtwarzającą główną rolę Alex Essoe oraz elektroniczną ścieżkę dźwiękową skomponowaną przez mało znanego ale działającego w branży już od ładnych paru lat Jonathana Snipesa.

Nie mając pieniędzy na orkiestrę i nie zamierzając iść w stronę fałszywie brzmiącego zastępowania jej samplami twórcy filmu od razu zwrócili się w kierunku „typowej” elektroniki. A że spodobała im się muzyka z poświęconego kubrickowskiemu Lśnieniu dokumentu Pokój 237 (podobno częściowo nawet używali jej jako temp-tracku), przeto od razu zwrócili się do jej autora – właśnie Snipesa. Kompozytor w wywiadach wspominał, że filmowcy dali mu dość dużo swobody jeśli chodzi o pisanie ścieżki oczekując jedynie, że chcieli charakterystycznej melodii – tematu dla głównej bohaterki, wskazując, jako kierunek którym chcieli by podążył Snipes, motywy z najsłynniejszych scorów Goblinów, ale także Dziecka Rosemary Komedy czy Poltergeista Godlsmitha. Melodia ta miała mieć w sobie zatem coś niewinnego, dziecięcego niemalże, co jednak dałoby się wraz z rozwojem akcji, poprzez odpowiednie aranże i zmiany, zaburzyć, wprowadzając element niepokoju i straszności.

Snipes, współzałożyciel zespołu Captain Ahab, a z wykształcenia teatralny dźwiękowiec, akurat skończył pracę nad umuzycznieniem sztuki, która wymagała użycia odgłosów pozytywki. Szybko więc zwrócił się w tym kierunku i napisał prostą, chwytliwą melodię na pozytywkowe brzmienia swoich syntezatorów. Okazało się to strzałem w dziesiątkę, a temat główny znakomicie wkomponował się w obraz i przeprowadził widza przez historię i wewnętrzne (i nie tylko wewnętrzne) przemiany głównej bohaterki. Zostaje to zasygnalizowane już w otwierającym album Sarah, gdy po bardzo delikatnym, wdzięcznym początku w drugiej części utworu Snipes zmienia tempo i wprowadza niepokojące współbrzmienia, niczym pierwszy zwiastun późniejszych zdarzeń.

Ta łagodna aranżacja z pierwszego utworu ani na filmie, ani na soundtracku już właściwie nie powróci. Sama melodia będzie jeszcze nie raz intonowana przez „pozytywkowe dzwoneczki” jednak albo to w otoczeniu wzbudzającego grozę underscore albo suspensu jak w We Didn’t See All We Needed (podkreślające wkraczanie bohaterki do mrocznej siedziby tajemniczego producenta), albo będzie grana w taki sposób sugerujący, że coś tu – z melodią, jak i z bohaterką – jest nie tak. Ostatecznie wszystko zakończy wersja z napisów końcowych, mocno dynamiczna, z zupełnie zmienionym brzmieniem syntezatorów, z jednej strony „cool”, z drugiej w jakiś sposób demoniczna, doskonale podsumowująca filmowe zakończenie.

Sporo miejsca poświęciłem kwestii głównego tematu, niemniej – czemu w dobie współczesnej filmówki warto przyklasnąć – jest on faktycznie tym głównym bohaterem ścieżki Jonathana Snipesa. Skoro w filmie kamera niemal nie odstępuje Sarah, przypisany jej temat musiał sprawiać wrażenie równie dominującego. Na pewno ułatwia mu to, że brak mu wyraźniejszej tematycznej konkurencji, choć prawdę powiedziawszy trudno by Snipes komukolwiek innemu powinien tak chwytliwe tematy przypisać (aczkolwiek uważny słuchacz szybko wyłapie kilka pomniejszych, powtarzających się motywów). Kompozytor, spec od sound designu, bez wątpienia potrafi łatwo od melodyjności uciec w swój fach i za pomocą elektronicznych tekstur, czy skromnej liczby dźwięków syntezatora budować mrok i niepokój. Starry Eyes nie kończy jednak jak wiele elektronicznych ścieżek do horrorów zbudowanych ze świetnego tematu i nudnego w diabły albo i męczącego w oderwaniu od obrazu underscore i muzyki do „strasznych scen”. Pomijając kilka cięższych momentów ( He Wants To Meet You) ta nietematyczna część ścieżki Snipesa brzmi bowiem zupełnie przyzwoicie, a kompozytor bardzo rzadko ucieka od tonalności, pozostawiając jeśli nie jakąś melodię, to przynajmniej elektroniczną perkusję wystukującą jakiś rytm. Towarzyszące jej syntezatory otrzymują często charakterystyczny pogłos, czy quasi wokalne sample, co pozwala kompozytorowi roztaczać za ich pomocą na wpoły mistyczną aurę. Świetnym tego przykładem jest Talkers – zdecydowanie najlepszy z utworów nie rozwijających tematu Sarah.

W brzmieniu elektroniki Snipesa nie trudno doszukać się pewnych inspiracji starymi mistrzami nie tylko syntezatorów, ale i ogólnie muzyki do kina, zwłaszcza kina grozy. John Carpenter, Goblin, Fabio Frizzi, Tangerine Dream i wielu innych bez wątpienia kształtowali i inspirowali kompozytora Starry Eyes. Wydaje mi się jednak, że Snipesowi udało się w naśladowaniu wszelakich mistrzów zachować umiar i przede wszystkim zachować swoją indywidualność. Jego praca dzięki temu nie brzmi jak kopia Goblinów czy Carpentera, ale jak utrzymana w niemodnej dziś (a może powinienem napisać: powracającej do łask) elektronicznej stylistyce kompozycja Jonathana Snipesa. Warto też docenić, że mimo prostych środków udało się też oddać w muzyce psychologiczne aspekty obrazu, co tym bardziej stawia Starry Eyes ponad wiele podobnych kompozycji, które ograniczają się do bycia tylko i wyłącznie fajnym nawiązaniem do elektroniki lat 80.

Tym bardziej więc żałuję, że spośród wielu podobnych scorów, ścieżka Snipesa plasuje się raczej w grupie „znanych tylko geekom”. Nikła rozpoznawalność filmu bez wątpienia nie pozwoliła jej dotrzeć do większej grupy odbiorców, a sprawę pogorszyło także wydanie. Minął rok od premiery nim muzyka ujrzała światło dzienne, ale nigdy nie ukazała się na CD, a tylko na winylu (a więc dla geeków wśród geeków), nabywcom którego udostępniono również możliwość pobrania nieco innego (kilka minut dłuższego i inaczej zmontowanego) wydania w formie mp3. Nie zachęca to przeciętnego słuchacza filmówki do choćby rzucenia uchem na dzieło Snipesa, choć dziś, gdy muzyka ta pałęta się już po YouTube, czy wszelakich podejrzanych serwisach z empetrójkami, jak ktoś będzie chciał ją poznać, to sobie da radę. A że wytrawni słuchacze muzyki filmowej nie z takim problemami sobie radzili, to wspomniane przynajmniej „rzucenie uchem” na Starry Eyes jest z mojej strony jak najbardziej polecane.

Najnowsze recenzje

Komentarze