Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Clint Mansell

Doom

(2005)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 15-04-2007 r.

W przemyśle filmowym spustoszenie sieje wiele plag: plaga komercji, nadmiernego wysługiwania się technologią komputerową, nieudanych remake’ów filmowych… w końcu plaga adaptacji kultowych gier komputerowych. Ta ostatnia zapoczątkowana sukcesem ekranizacji Street Fightera i Mortal Kombat, w ciągu 10 lat przyniosła obfite żniwo, głównie dziesiątek tandetnych produkcji, które zamiast stanowić atrakcję dla miłośników elektronicznych rozrywek doprowadzały ich tylko notorycznie do szewskiej pasji (pozdrowienia dla pana Uwe Bolla). Najnowszy produkt z tej dziedziny – Doom dołożył tylko kolejną kartę do stale powiększającej się księgi porażek filmowych. Wyreżyserowany przez naszego rodaka, Andrzeja Bartkowiaka, obraz pokalał grę, którą jako młodzik adorowałem godzinami. Prostacka fabuła, przestudiowane już wielokrotnie zagrywki scenariuszowe, słabe jak barszcz aktorstwo i kompletny brak klimatu to główne, aczkolwiek nie jedyne ułomności obrazu Polaka. Ot kolejny film, który więcej czułości doświadczył w postprodukcji (dopieszczone efekty specjalne, montaż) niż w jego wcześniejszych etapach realizacji.

Czułością w stosunku do swojej pracy nie zgrzeszył również Clint Mansell – kompozytor (nie bójmy się przyznać) jednej z największych porażek muzycznych A.D. 2005. Nie ukrywam, że przesłuchawszy pierwszy raz płyty z soundtrackiem do Doom ciężko mi było przetworzyć myśl “jak twórca co jak co dobrej Sahary mógł zmajstrować taki gniot”. Teorię na wytłumaczenie takiego stanu rzeczy pojawiały się wraz z kolejnymi próbami (podkreślam słowo “próbami”) rozpracowania tego krążka. Po zapoznaniu się z obrazem Bartkowiaka, wysnułem nawet intrygującą hipotezę, jakoby Mansell “chciał” napisać genialny epicki score, tylko bojąc się powtórzenia sytuacji z Troi, gdzie wybitne dzieło muzyczne zastąpione zostało całkiem przeciętnym, postanowił prewencyjnie stworzyć analogicznego przeciętniaka. Gdyby ta zabawna teza choć w małej części okazała się prawdą, to należało by pogratulować Mansellowi, że swoją ambicją w schrzanieniu roboty przebił nawet Hornera. 🙂 Ale żarty żartami, a my skupmy się na bolesnych prawdach.

Jednego nie można odmówić muzyce do Doom. Idealnie koegzystuje z obrazem. Ta sieczka dźwiękowa doskonale uzupełnia się z miernymi dialogami i kiepską grą aktorów. Można więc zaryzykować stwierdzenie, że Mansell wywiązał się ze swojego zadania w sposób zadowalający. Można by było, gdyby na rynku nie pojawiło się coś takiego jak soundtrack. Płyta z 60minutowymi wyczynami Clinta skutecznie obala naciągany zresztą mit o poprawności tej muzyki. Odrywając ją od obrazu otrzymujemy coś o wiele bardziej strasznego niż sam film – godzinną przejażdżkę przez piekło… bardzo ciężką przejażdżkę, którą odbyć zdołają tylko nieliczni “wybrańcy”.

Zaplecze jakim gospodarował Mansell pisząc score do obrazu Polaka było tak ubogie jak Polskie Koleje Państwowe. Inaczej bowiem nie nazwę faktu zaprzężenia do projektu jedynie 4 instrumentów: gitary elektrycznej, basowej, perkusji i syntezatora. Nawet nie wysilając szarych komórek można wydedukować, że żadne dzieło z takiego zestawu nie powstanie. Cóż więc otrzymujemy? Godzinę nudnego jak transmisje obrad Sejmu, ambientowego underscore, okraszanego co chwilę dźwiękami wydobywającymi się z agresywnie wiosłującej gitary elektrycznej i perkusji. Wszystko to tak monotonne i wtórne, że gdyby z płyty “zniknęło” około 45 minut materiału słuchaczowi wyszło by to nawet na dobre. Zgodnie z zasadą “im dalej w las tym więcej drzew”, im dłużej słuchamy, tym bardziej utwory zdają nam się dłużyć i nudzić. Powolne popadanie w letarg przerwą dwa trzymające jako taki poziom tracki: BFG! i First Person Shooter (dobrze brzmią w filmie i na płycie), oraz syntetyczne chóry, którymi Mansell posługuje się w scenach zrealizowanych z duża pompą. O ile filmie chórki te mają rację bytu, to słuchając tego na płycie o mało krzesła nie połamałem ze śmiechu. Ci co zapoznają się z Destroyed zrozumieją w czym rzecz. 🙂

Przesłuchawszy pierwszy raz Dooma odniosłem wrażenie, że więcej znalazło by się tematów do rozmów o tej ścieżce niż tematów muzycznych w niej samej. Nędza na tym polu jest przeogromna, ale co tu się dziwić. Jaki film, taka muzyka. Na co komu tematy jak w 80% filmu nie słychać nic poza ciągle pracującymi giwerami komandosów i mało romantycznym rykiem monstrów. Kompozytor wychodząc jednak naprzeciw tym małym niedogodnościom uraczył nas jednym tematem, którego suita zawarta jest w utworze Doom. Oczywiście rządzą tu niepodzielnie ciężkie melodie okraszone spora dawką elektroniki. Na tle “hałasu” z jakim przyjdzie się nam zmierzyć słuchając dalszej części płyty utwór ten wypada przyzwoicie.

Gdy już dotrwamy do końca (zwycięzcom tego uciążliwego maratonu gratuluję serdecznie) na pożegnanie otrzymamy piosenkę You Know What You Are? zespołu Nine Inch Nails. Chłopcy nie przebierając w słowach zdają się streszczać do 3 minut całe przesłanie i sens filmu. 😛 Ciekawostką jest podpis w nawiasie obok utworu: “Clint Mansell Remix”. Moja wrodzona dociekliwość (:P) zaprowadziła mnie do oryginalnej wersji piosenki i co się okazało, Mansell nie przemęczył się dłubiąc przy tym utworze. Wyrzucił kilka fraz, wkleił parę efektów i dumny z tego co zrobił podpisał się pod tym.

Oto całokształt produktu jaki popełnił Mansell. Pozostaje więc pytanie: po co wydawać taki gniot, który poza obrazem nadaje się tylko do zalegania na półkach archiwum wytwórni? Producenci doskonale znają odpowiedź na to pytanie. Okazuje się bowiem, że takie muzyczne nieporozumienie jak Doom przynieść może większe kokosy niż analogiczne wydanie o wiele bardziej ambitnej partytury. Wystarczy tylko, że obraz zgarnie mniej wymagającą widownię do kin, która podniecając się “zajefajną” muzyką jaka przewijać się będzie pomiędzy scenami, no i następnego dnia płytki sprzedają się już jak świeże bułeczki. Bułeczki te jednak smakować będą tylko prawdziwym wyznawcom filmu Bartkowiaka… no i rzecz jasna ludowi lubującemu się w metalowych brzmieniach. Odradzam jednak spożycie tej bułki miłośnikom dobrej muzyki filmowej, gdyż wiązać to się będzie z problemami trawiennymi…

P.S.: Chętnych zapraszam do zapoznania się z soundtrackami do gier Doom i Doom 2, autorstwa Bobby Prince’a. Ściągnięcie nie wiąże się z jakimikolwiek kosztami. 🙂

Najnowsze recenzje

Komentarze