Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Yuji Ohno

Rupan sansei: Kariosutoro no shiro (Zamek Cagliostro)

(1979/1983)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 27-08-2016 r.

Arsène Lupin III, wnuk słynnego złodzieja Arsène’a Lupii­na z cyklu powieściowego Maurice’a Leblanca, to jedna z najpopularniejszych postaci japońskiego komiksu. Bohater ten zadebiutował w sierpniu 1967 roku w mandze autorstwa Kazuhiko Kato, podpisującego się pod dość dziwnym pseudonimem Monkey Punch. Cztery lata później Lupin III trafił również do telewizji. Na podstawie jego przygód zrealizowano kilka seriali animowanych. Mało tego, począwszy od lat 70. do kin trafiło wiele filmów pełnometrażowych, opowiadających o potomku francuskiego rzezimieszka. Spośród wszystkich tych obrazów dziś najbardziej wyróżnia się Zamek Cagliostro z 1979 roku (Lupin the Third: Castle of Cagliostro, oryg. Rupan Sansei: Kariosutoro no Shiro). Czemu akurat ten? Otóż dlatego, że był to reżyserki debiut najsłynniejszego twórcy anime w historii gatunku, Hayao Miyazakiego. Nie był to jednak zupełnie przypadkowy angaż. Twórca Spirited Away: w krainie bogów pracował wcześniej nad niektórymi odcinkami serialu o Lupinie.

Zamek Cagliostro jest jedynym pełnometrażowym filmem Miyazakiego, do którego ścieżki dźwiękowej nie napisał Joe Hisaishi. W swoim debiucie japoński reżyser połączył siły z Yuji, Ohno, ówcześnie popularnym w Kraju Kwitnącej Wiśmy jazzmanem i autorem muzyki filmowej. Należy nadmienić, że Ohno napisał wcześniej score do jednego z seriali o Lupinie, co można przypuszczać zapewniło mu posadę kompozytora przy Zamku Cagliostro. Jak łatwo się domyślić, obydwa projekty od strony muzycznej są do siebie bardzo podobne. Ohno czerpie przede wszystkim z bliskiego mu jazzu, rozpisując swój score głównie na typowy, bigbandowy skład. W niniejszym tekście weźmiemy na warsztat podstawowy soundtrack, który na rynku ukazał się po raz pierwszy w 1983 roku dzięki wytwórni Nippon Columbia. Światło dzienne ujrzał również complete score, ale za tę edycję powinni zabrać się jedynie najzagorzalsi miłośnicy franczyzy (ogrom materiału i bardzo wiele krótkich ścieżek).

Na płytę trafiło łącznie 17 utworów. Nie oddaje ona w pełni ścieżki dźwiękowej, którą możemy usłyszeć podczas seansu. W przeciwieństwie do wspomnianego wcześniej complete score, decydenci z wytwórni Nippon Columbia postanowili zaprezentować na krążku tylko najbardziej reprezentatywny materiał. Ponadto utwory mają charakter nieilustracyjny (w filmie wykorzystano głównie ich fragmenty oraz trochę dodatkowych kompozycji). Rezultatem tego powstał przystępny, zgrabnie skrojony image album, podobny do innych filmowych wydań Japończyka. Tylko jeden kawałek nie został skomponowany przez Ohno. Wedding to bowiem aranżacja tematu muzycznego z Pastorale in F-Dur (BWV 590) Jana Sebastiana Bacha.

Choć Ohno nie był pierwszym kompozytorem, który pisał dla franczyzy Lupin III (wcześniej swoją cegiełkę dołożyli min. Norio Maeda i Takeo Yamashita), to jednak właśnie jego nazwisko należy przede wszystkim przywołać, gdy mówimy o muzyce z japońskich filmów i seriali o wnuku legendarnego, paryskiego włamywacza. Wynika to z tego, że Ohno jest autorem najbardziej rozpoznawalnego tematu serii – Lupin 80’s Theme, którego zresztą często grywa na swoich koncertach. Co ciekawe, nie znajdziemy go na rzeczonym soundtracku w ani jednej kompozycji, co dziwi tym bardziej, że ów motyw znalazł się w produkcji Miyazakiego.

Na potrzeby Zamku Cagliostro Ohno skomponował nowy temat, który przybrał formę piosenki promującej obraz. Fire Treasure prezentuje się jako jeden z najciekawszych motywów Japończyka. Punktuje tutaj zwłaszcza chwytliwa, romantyczna melodia i intrygujący aranż, utrzymany w typowym dla lat 70. brzmieniu. Ohno przedstawia go w kilku wariacjach – zasadniczej (piosenkowej) oraz w trzech dodatkowych (instrumentalnych), gdzie temat wiodący prowadzi min. flet poprzeczny, skrzypce, obój i smyczki. Rzeczone aranżacje to z pewnością najjaśniejsze fragmenty partytury Ohno.

Reszta kompozycji pod względem tematycznym wypada już gorzej. O ile nie możemy powiedzieć, że Ohno stroni od pisania melodii, o tyle większość z nich nie ma już po prostu takiej siły przebicia. Tym bardziej, że Japończyk nie powtarza poszczególnych motywów. Praktycznie wszystkie ścieżki, poza kilkukrotnie przypominanym Fire Treasure, prezentują odrębne idee muzyczne. Myślę, że zamiast rozwodzić się nad każdymi z nich z osobna, lepiej będzie, jeśli podejdziemy do muzyki Ohno bardziej ogólnie. Zamieszczone na płycie kawałki zasadniczo możemy podzielić na dwie grupy: liryczne oraz przeznaczone do budowania underscore’u. W pierwszym przypadku mamy do czynienia z lekkimi, sympatycznymi kompozycjami, raz bardziej żywiołowymi, a raz nieco bardziej stonowanymi. Ohno wykorzystuje w tej materii typowe, bigbandowe środki wyrazu, z zaznaczeniem wibrafonu, elektronicznego pianina, saksofonu oraz rozmaitych perkusjonaliów, które budują warstwę rytmiczną. Takowe utwory, nawet jeśli nie są one żadnymi oryginalnymi, czy zapadającymi w pamięć dziełami, potrafią na pewno odprężyć słuchacza. Inaczej ma się już rzecz z mniej licznie występującymi ścieżkami zawierającymi underscore, gdzie Japończyk idzie w stronę awangardy, posługując się min. bębnami i syntezatorowymi eksperymentami. Niestety psują one trochę odbiór całości, wnosząc do albumu niepotrzebny chaos.

Gdybyśmy porównali soundtracki z pełnometrażowych filmów Miyazakiego, to na pewno ten z Zamku Cagliostro wypada najsłabiej. Nie dlatego, że jest to zła muzyka. Po prostu w porównaniu z partyturami Hisaishiego jest mniej przebojowa i pamiętna. Ohno wydaje się być też dość przewidywalny i ostrożny w tworzeniu swoich jazzowych stylizacji, nie rewolucjonizuje swojego warsztatu, nie stara się być szczególnie kreatywnym. Z drugiej strony w omawianej ścieżce dźwiękowej możemy znaleźć sporo funu, albowiem wiele kompozycji pozostawia po sobie miłe wrażenie. Sadzę zatem, że niecałe trzy kwadranse z soundtrackiem z Zamku Cagliostro powinny się okazać przyjemnie spędzonym czasem dla każdego, kto lubi jazz. Pozostałym słuchaczom polecałbym tę płytę jednak z dużo większą ostrożnością.

Najnowsze recenzje

Komentarze