Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Akira Ifukube

Kaijű Daisenso (Inwazja Potworów)

(1965/1993)
-,-
Oceń tytuł:
Wojtek Wieczorek | 16-08-2016 r.

Kosmici z Planety X potrzebują pomocy Ziemian w walce z Potworem Zero – Gidhorą. Proszą więc o możliwość przetransportowania Godzilli i Rodana do walki z nim na swoją planetę, w zamian oferując cudowne lekarstwo leczące wszystkie ziemskie choroby. Niestety, cała umowa okazuje się podstępem, a cudowny lek – kłamstwem. I ja osobiście bardzo tego żałuję, bo ten film dał mi raka.

Niewiele lepiej musiał czuć się twórca muzyki, Akira Ifukube, bo na płycie nie uświadczymy zbyt wiele ciekawego materiału. Wprawdzie album zaczyna się entuzjastycznym marszem, który pojawił się m.in. w pierwszym filmie z cyklu, a następnie znajdziemy całkiem sporo nowej muzyki, budującej suspens i atmosferę grozy, wykorzystującej głównie theremin i tremola smyczków, jednak już po jakichś dziesięciu minutach płyty powracają znane leitmotywy Gidhory, Rodana i Godzilli. Co prawda w Washigazawa and Lake Myojin uświadczymy coś na kształt zalążku marsza, niestety, Ifukube nie rozwija tego tematu i utwór szybko się kończy. Na nowy materiał składają się też ryki dysonujących blach, ilustrujące wiele ze scen walk i zniszczenia. Pojawiają się tutaj też nieco bardziej pompatyczne dramatyczne fanfary, które są miłym urozmaiceniem płyty.

Niestety, mimo kilku przyjemnych fragmentów i dość dużej ilości nowych kompozycji, trudno jest wystawić płycie wysoką ocenę – ente repetycje znanych tematów męczą słuchacza, a nowy materiał to w przeważającej większości monotonny i powtarzający się suspens. Dość powiedzieć, że jednym z najciekawszych elementów są utwory klasyczne, wykorzystane jako muzyka źródłowa. Ponadto wiele do życzenia pozostawia jakość wykonania – np. w Leaving Planet X wyraźnie można usłyszeć fałszowanie waltornisty (może akurat walczył ze śmiechem lub ziewaniem?).

Pod wieloma względami soundtrack ten powinien być łatwiejszy do przełknięcia dla większości słuchaczy, niż poprzedni score z serii – na ten fakt składa się stosunkowo krótki czas trwania prezentacji albumowej, więcej spokojnego materiału, a mniej przytłaczającego ryku blach znanego z serii i miłe zwieńczenie w postaci muzyki źródłowej. Z drugiej strony, nie ma on też wiele do zaoferowania słuchaczowi – pomijając może wpadki wykonawcze, bo to jednak stosunkowo rzadkie zjawisko na tego typu nagraniach. Również w filmie ilustracja sprawdza się dość nijako – niespecjalnie mu pomaga, ale też w niczym mu nie szkodzi. Po prawdzie jednak trudno sobie wyobrazić, żeby cokolwiek było w stanie. Reasumując – recenzent się poświęcił, słuchacz już nie musi.

Inne recenzje z serii:

  • Gojira
  • Gojira No Gyakushu
  • Godzilla: The Best of 1984-1995
  • Kingu Kongu tai Gojira
  • Gojira tai Mosura
  • San daikaijû: Chikyû saidai no kessen
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze