Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Thomas Newman

War, The (Wojna)

(1994)
-,-
Oceń tytuł:
Tomasz Ludward | 04-03-2016 r.

Bogatą twórczość Thomasa Newmana lubię wyobrażać sobie w formie wykresu kołowego. Jeśli przyjmiemy skalę od ogółu do szczegółu wówczas największe koło, podpisane czarnym markerem jako 'dramaturgia’, skupia większość prac kompozytora, od zapomnianego już Less Than Zero poprzez przełomowe American Beauty aż do Brothers z roku 2009. Mniejsze kółeczko to prace romantyczne. Do środka wpisuję Up Close and Personal, Oscar and Lucinda, How to Make an American Quilt i popularne Joe Black. W notatkach przy kolejnych, dużo mniejszych kręgach, umieszczam 'animacje’, 'relacje rodzinne’, i tak dalej. Radosne bazgranie kończę dopiero na 'thrillerach sensacyjnych’. I gdy tak powoli zapełniam swoje zbiory, wyłania mi się obraz jeszcze jednego nurtu. Utkany z większych zbiorów, często przenikający się nawzajem z innymi, okazuje się być niezwykle istotny w kontekście całości. To nurt dzikiego i malowniczego południa Stanów Zjednoczonych, bez którego twórczość Thomasa Newmana nie byłaby tym, czym jest dzisiaj.

Wojna jest właśnie taką kompozycją. No więc dopisuję. Na mojej liście, idąc rocznikowo, jest trzecia po Zielonych smażonych pomidorach (1991) i Krew z krwi, kość z kości (tłumacz!) (1993). Dobry początek, myślę. W obsadzie Kevin Costner Ojciec, dużo później był Kevin Costner Trener, ale ja chyba wolę tego pierwszego. Tym bardziej jeśli towarzyszy mu akurat jakieś duże wydarzenie, jakim trzeba nazwać wojnę w Wietnamie. Tutaj jako Stephen Simmons, Costner próbuje znaleźć pracę po powrocie ze szpitala dla cierpiących na zespół stresu pourazowego. Jego dwójka dzieci Stu and Lidia korzysta tymczasem z uroków życia w małym amerykańskim miasteczku. Biegają tam, gdzie jest im zakazane, urządzają bójki, a ponad wszystko, planują zbudować domek na drzewie. Na przeszkodzie do spełnienia szczytu dziecięcych marzeń staje im wrogo nastawione rodzeństwo Lipnickich.

Na wstępie warto wyjść z pokornego założenia, że istotniejszy dla filmu Jona Avneta jest songtrack. Jemu przypada określenie czasów, w których toczy się fabuła. Doskonale wypadają zatem leniwe i klimatyczne melodie Arethy Franklin oraz Janis Joplin. Obie panie rządziły przecież w latach siedemdziesiątych, sprawnie nakręcając amerykańską popkulturę. Dla młodocianych bohaterów Wojny to zapewne jedne z pierwszych melodii, które będą wspominać już jako dorośli. Zanim to jednak nastąpi, w ciągle beztroskiej rzeczywistości, w której jedyne prawa to te ustalone na podwórku, muzyczny dodatek w postaci klasyki soulu, definiuje nastroje i ducha stanu Missisipi. Mając na uwagę jak dużo z technicznej konsystencji spoczywa na barkach muzyki źródłowej, ta część oprawy muzycznej otwiera krążek, a po niej rozbrzmiewa już tylko czysto ilustracyjny pierwiastek spod ręki Thomasa Newmana.

Żeby nie pozostać w tyle, Newman bardzo szybko odnajduje nić porozumienia z pierwszą częścią albumu. Juliette, a więc temat miasteczka, dopada nas kobiecą wokalizą i optymistyczną nutką na pianino odzianą w tamburyn i stonowanym obojem. Po udanym wprowadzeniu, muzyczny pazur zaostrza się, oddając specyfikę regionu Juliette. Napotykamy dziko rytmiczną perkusję w dziwacznie chaotycznym instrumentarium, będącym odzwierciedleniem nieprzychylności południa. W podobną, ale zdecydowanie bardziej złowrogą nutę uderza Newman w Junkyard Billy i 2nd Vietnam. Najpierw pogłębia narracje niskim kontrabasem, a potem schodzi jeszcze głębiej, kierując batutę w stronę wspomnień Simmonsa o wojnie. Nie grzeszy przy tym oryginalnością. Wietnam odbija się w poważnej, bardzo płaskiej tonacji smyczków, przy których nie mogło zabraknąć dodających nutkę wschodu dęciaków. Dużo lepiej ten zabieg wyszedł kompozytorowi przy późniejszym Red Corner lub w Zielonej mili, w której de facto początek 2nd Vietnam da się nawet usłyszeć. Gdy fragment dramatyczny zmierza ku końcowi, napotyka twardego lirycznego oponenta zamykającego utwór. Co ciekawe podobny zabieg Newman przeprowadził dużo później przy okazji Aniołów w Ameryce. Tam analogiczny podział na dobro i zło towarzyszy przejmującemu fragmentowi Quartet, w którym po odrobinę mrocznym, utkanym z półśrodków underscorze, dosięga nas krucha, ale wyrazista melodia na pianino i skrzypce. Moim zdaniem, bardzo udana zagrywka.

Przewrotnie zatytułowana War (Main Theme) to melodia przygrywająca pod napisy początkowe filmu, ale także go zamykająca. Tego rodzaju tematu nie mogło w tamtych czasach zabraknąć w szanującej się „newmanowskiej opowieści”. Brzmi raczej sztandarowo – koi zmysły i przypomina o dziecięcym wymiarze historii. Stanowi też mocny kontrapunkt do bardziej dramatycznej sekcji kompozycji. Najwyraźniej odczujemy to w przytoczonym już 2nd Vietnam, w którym tłumiąca pierwsza część utworu zostaje zreanimowana dużą dawką świeżych dźwięków w postaci zalążka z War (Main Theme). Jego nieśpieszne tempo i muzyczna dosadność sprawia wrażenie przestrzenności. Dlatego też pewnie słyszymy go na samym początku seansu, gdy kamera wędruje przez las, by po chwili zastygnąć na jednym z drzew. Na własnej skórze czujemy, że ta historia o wojnie niesie ze sobą pewnego rodzaju ckliwość, a już w ogóle nie ma się czego bać, bo oto kolejna ciepła opowieść o dorastaniu i filmowa pacyfistyczna laurka. Jeśli w taki sposób reżyser i sam Thomas Newman zamierzają otworzyć nad nami parasol filmowego bezpieczeństwa, to ja jestem jak najbardziej na tak.

Ten epizod z amerykańskiego południa może nie zaliczam do największych osiągnięć autora American Beauty; wszak potem jeszcze dużo z Wojny, ale także z innych dzieł, Newman rozwijał w Zielonej mili, Zaklinaczu koni czy Służących. Tutaj jednak jesteśmy świadkami ilustracji porządnej, nacechowanej muzycznym językiem swojego twórcy. Ładny to przystanek, choć może patrząc z perspektywy czasu, przeznaczony dla bardziej zagorzałych fanów. Dobrze, że jest, ale bez niego też nic by się nie stało. I piszę to świadomie, z uwzględnieniem całego muzycznego portfolio syna wielkiego Alfreda Newmana. Bo nagle zdałem sobie sprawę, że jego muzyka praktycznie zawsze dorasta do filmu. A Wojna to nic obowiązkowego, można się zatrzymać, ale można też pójść dalej.

Najnowsze recenzje

Komentarze