Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Fumio Hayasaka, Masaru Sato

Ikiru/Ikimono no kiroku/Donzoko (Piętno śmierci/Żyję w strachu/Na dnie)

(1952/1955/1957/2001)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 21-02-2016 r.

Akira Kurosawa zapisał się w historii X muzy głównie jako twórca wielkich, samurajskich widowisk, takich jak Siedmiu samurajów, Straż przyboczna i Ran. Jednak wcale nie mały odsetek jego twórczości stanowią bardziej kameralne produkcje, kryminały oraz obyczajówki. Do tych ostatnich należy jedno z jego najlepiej ocenianych dzieł, czyli Piętno śmierci z 1952 roku. Niedługo później stworzył jeszcze Żyję strachu (1955) oraz Na dnie (1957), kolejne dramaty, które jednak nie odniosły już tak dużego sukcesu artystycznego i należą z pewnością do mniej znanych projektów w filmografii Japończyka. Czemu wspominam akurat o tych trzech obrazach? Otóż dlatego, że ścieżki dźwiękowe pochodzące z nich ukazały się na jednym krążku nakładem wytwórni Toho Music w 2001 roku.

Album rozpoczyna się od Piętna śmierci (oryg. Ikiru). Jest to inspirowana Śmiercią Iwana Ilijicza Lwa Tołstoja, autentycznie przygnębiająca opowieść o podstarzałym urzędniku miejskim, u którego zostaje zdiagnozowany nowotwór żołądka. Dowiadując się, że nie ma szans na wyleczenie, postanawia ocenić swoje dotychczasowe życie. Z czasem dochodzi do wniosku, że było ono zupełnie bezużyteczne. Wpada zatem na pomysł, aby zbudować park dla dzieci. Co warto zaznaczyć, jest to jedyny film Kurosawy z lat 1948-1965, w którym nie wystąpił Toshiro Mifune. Znany z ekspresji Japończyk zapewne nie poradziłby sobie z rolą schorowanego i styranego żywotem biurokraty, z czego z kolei doskonale wywiązał się inny etatowy aktor słynnego reżysera, Takashi Shimura.

Muzykę do filmu skomponował Fumio Hayasaka, ówcześnie stały współpracownik Kurosawy. Na ścieżkę dźwiękową składają się 22 kawałki trwające łącznie nieco ponad 20 minut. W przeważającej większości jest to muzyka liryczna (jakże mogłaby brzmieć inaczej, patrząc przez pryzmat specyfiki filmu), oparta głównie na rzewnych, dość charakterystycznych dla Hayasaki melodiach (seria utworów Memory), rozpisanych na skromne instrumentarium. Znajdziemy tutaj też nieco underscore’u, a także kilka żywszych fragmentów, takich jak Petition Rotation, w którym nerwowe smyczki i partie klarnetu ilustrują pełną pośpiechu pracę w jednym z tokijskich urzędów.

Sercem tego score jest jednak temat główny zaprezentowany już podczas napisów początkowych. Po krótkim, intensywnym i eksplozywnym wstępie, usłyszymy tę bardzo ładną i delikatną melodię. Jej autorem nie jest Hayasaka, lecz Shinpei Nakayama (1887-1952), jeden z pierwszych kompozytorów japońskiej muzyki popularnej. Motyw pochodzi z jego piosenki zatytułowanej Gondola no uta z 1915 roku. Sięgnięcie do tego utworu nie jest jednak przypadkowe. Song opowiada o przemijającej potrzebie poszukiwania miłości, w subtelny sposób odwołując się do losów bohatera. Usłyszymy go kilkukrotnie, także w wersji śpiewanej. Miłym urozmaiceniem płyty jest z kolei What Can i Do, w którym usłyszymy dobrze znane każdemu nuty Happy Birthday to You. Nie pierwszy już zresztą raz Hayasaka cytuje zachodnie melodie. Chociażby w innym filmie Kurosawy, Skandalu z 1950 roku, możemy usłyszeć popularne Jingle Bells.

Jakkolwiek partyturę z Piętna śmierci należałoby zakwalifikować do szeroko rozumianego rzemiosła. Broni się ona głównie chwytliwym tematem głównym, niemniej nie możemy zapominać, że to przede wszystkim cytat z muzyki źródłowej – pomijając istotę jego wykorzystania w filmie Kurosawy. Montaż płyty również nie napawa optymizmem. Niemniej trzeba sobie jasno powiedzieć, że charakter obrazu raczej nie dawał większego pola do popisu ścieżce dźwiękowej. Jeśli ktoś poczuł się trochę zniechęcony tą częścią albumu, to z pomocą przychodzi następne w kolejności i zupełnie odmienne stylistycznie Żyję w strachu (oryg, Ikimono no kiroko).

Ocena „Piętna śmierci”:

Jest to jeden z tych japońskich filmów, które odnoszą się do poatomowej traumy. Po dekadzie od zniszczenia Hiroszimy i Nagasaki, pewien starzejący się właściciel odlewni wciąż obawia się nuklearnej wojny i skutków radioaktywnego promieniowania. Z czasem zaczyna obsesyjnie rozmyślać o ucieczce z ojczyzny. Próbuje więc przekonać swoja najbliższą rodzinę, aby wyemigrować do odległej Brazylii, gdzie wszyscy będą bezpieczni. Wkrótce bliscy zaczynają podejrzewać u niego chorobę psychiczną.

Produkcja tego filmu ruszyła w momencie, gdy Hayasaka wkraczał już w terminalną fazę gruźlicy. Niedługo potem japoński kompozytor zmarł w wieku zaledwie 41 lat, pozostawiając po sobie nieukończoną partyturę. Sfinalizowaniem ścieżki dźwiękowej zajął się Masaru Sato, który od paru lat pobierał nauki u Hayasaki. Dziś nie jest już do końca jasne, który z Japończyków skomponował poszczególne utwory, choć soundtrack oraz napisy początkowe podpisują cały score nazwiskiem starszego z Japończyków (być może nad niektórymi kompozycjami pracowali razem, zwłaszcza biorąc pod uwagę ciężki stan zdrowia Hayasaki). Jednak zamieszczony na albumie, 17-minutowy materiał pozwala snuć nam pewne domysły.

Siłą tej muzyki są przede wszystkim latynoskie tańce, nawiązujące do niemożliwych w realizacji marzeń głównego bohatera o wyjeździe do Ameryki Południowej. Na soundtrack trafiły dwa mamba i dwie rumby. W każdym przypadku są to bardzo przyjemne, choć może nieprzesadnie oryginalne, utwory. Highlightem jest tutaj zwłaszcza „kacze mambo” (Duck mambo) – doprawdy wpadająca w ucho kompozycja. Ten materiał powstał zapewne przy pomocy pióra Hayasaki, wszak Japończyk z tego rodzaju stylizacji był znany, by wspomnieć chociażby bolero z Rashomona, czy mambo z Siedmiu samurajów.

Na pozostałą ścieżkę dźwiękową składa się już bardziej ilustracyjna muzyka. Mamy tutaj przede wszystkim temat główny, który od strony formalnej jest ciekawym eksperymentem. Gitara, perkusja, saksofon i fale martenota tworzą specyficzną, trochę dziwaczną mieszankę, zapewne próbującą się odnosić do nieco zwariowanego głównego protagonisty. W połączeniu z omawianymi wcześniej tańcami, score z Żyję w strachu dobitnie ukazuje otwieranie się japońskiej kinematografii na zachodnie wzorce. To także najciekawsza część albumu, po której następuje, niestety, wieńczące całość Na dnie.

Ocena „Żyję w strachu”:

Na dnie (oryg. Donzoko) to jeden z najmniej popularnych filmów Kurosawy, co rzuca się w oczy zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że powstał w czasach, gdy japoński reżyser zyskał już międzynarodową sławę, a każdy jego kolejny projekt spotykał się z dużym zainteresowaniem światowej widowni i krytyki. Na dnie to opowieść bazująca na sztuce Maksima Gorkiego. Kurosawa przenosi nas do połowy XIX wieku, do pewnej tokijskiej noclegowni. Któregoś dnia odwiedza ją mnich, który próbuje pocieszać zebranych tam mieszkańców.

O muzyce skomponowanej przez Masaru Sato raczej nie da się zbyt wiele powiedzieć. W zasadzie to nawet określenie „skomponowanej” należałoby wziąć w doprawdy duży cudzysłów. Na score z napisów początkowych nie składa się nic poza rytmicznym i powolnym uderzaniem w gong. Kolejne dwie ścieżki to z kolei dosłownie przeklejone fragmenty filmu, zawierające wkurzające pogadanki i śpiewania. Czy ostatni kawałek odkupi winy poprzedników? Nic bardziej mylnego. End Titles to pojedyncze uderzenie w hyoshigi (tradycyjny, japoński instrument perkusyjny składający się z dwóch bambusowych bloczków). Aż ciężko nie odebrać tego jako osobliwego dowcipu ze strony decydentów z Toho Music.

Ocena „Na dnie”:

Na szczęście Na dnie trwa zaledwie 6 minut, przez co nie stanowi relatywnie dużej części materiału zamieszczonego na albumie. Mimo to pozostawia po sobie pewien niesmak, co jednak nie może przysłonić faktu, że Piętno śmierci i Żyję w strachu to muzyka na innym poziomie. Niemniej recenzowany krążek należy traktować głównie jako pewną ciekawostkę, wszak jego odsłuch nie należy do łatwych, czy przyjemnych. To przede wszystkim jedna z nieobowiązkowych lekcji, poprzez którą możemy wgłębić się w ten mniej znany odłam twórczości Kurosawy.

Najnowsze recenzje

Komentarze