Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Joe Hisaishi

Tonari no Totoro (Mój sąsiąd Totoro) – image song collection

(1987)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 21-01-2016 r.

Przepiękne tematy muzyczne, rasowe orkiestracje i eklektyzm gatunkowy – to chyba najważniejsze cechy twórczości Joe Hisaishiego, dzięki którym zyskał fanów na całym świecie i zapisał się na kartach historii muzyki filmowej. O ile dwa pierwsze wymienione przez mnie elementy dla statystycznego odbiorcy wydają się mniej lub bardziej oczywiste, o tyle na różnorodność stylową Japończyka zwracamy uwagę zdecydowanie za rzadko. Blues, jazz, minimalizm, awangarda, rap (sic!), muzyka elektroniczna – to tylko jedne z wielu gatunków, w których Hisiashi próbował swoich sił. Specyficznym odłamem jego dorobku są popowe piosenki. Najlepszym na to przykładem jest powstały w 1987 roku image album z Mojego Sąsiada Totoro Hayao Miyazakiego.

Muzyka rozrywkowa była bliska Hisaisiemu już od początków kariery. Od lat 70. do połowy następnej dekady napisał wiele piosenek, głównie dla telewizji, w których czasem użyczał własnego głosu. Na tym się jednak jego przygoda z muzyką masową nie skończyła. W 1987 roku stworzył szereg songów do filmu That’s Love Story, a niedługo po premierze Mojego sąsiada Totoro wydał także pierwszy studyjny album z piosenkami, Illusion. W te trendy wpisuje się właśnie recenzowany tutaj album.

Image album ze słynnego filmu Miyazakiego wyróżnia się na tle pozostałych tego rodzaju wydań przede wszystkim dwoma aspektami. Po pierwsze, styl, w którym zostały napisane poszczególne tematy. Różnorodne, instrumentalne utwory zostały tym razem zastąpione przez wspomniane wcześniej popowe piosenki. Decydenci postanowili zmienić nawet nazwę krążka. Tak też nie jest to „image album”, a tak naprawdę „image song collection”. Można uznać, że określenie to dobrze oddaje charakter płyty.

Po drugie, tradycyjny image album składał się z wstępnych wariacji tematów muzycznych, które miały ostatecznie trafić do filmu. Tymczasem zamieszczone na płycie kompozycje możemy podzielić na trzy grupy: odrzucone podczas pracy nad właściwą ścieżką dźwiękową, przearanżowane w jej toku, i wykorzystane w niezmienionej formie. Do tych ostatnich zalicza się kultowa piosenka tytułowa oraz równie cenione The Path of Wind. Ponadto Hisaishi użył w obrazie Miyazakiego także pochodzące z tego albumu liryczne Mother oraz A Lost Child, skądinąd przypominające motyw główny z Laputy – podniebnego zamku.

Przeobrażeniu uległ natomiast charakterystyczny temat pamiętnego Kotobusa. Na potrzeby filmu Hisaishi zrezygnował z wokalu Taku Kitahary i postawił nacisk na uwypuklenie brzmienia orkiestry. W mojej ocenie, finalna wersja jest dużo lepsza od pierwotnej, nieco irytującej aranżacji. Japończyk ponadto pozbawił partii wokalnych temat „węglowych duszków”, tzw. sasuwatari. W tym przypadku jednak dziecięcy chór wypada na tyle uroczo, że kompozycja z pewnością może się podobać.

W odstawkę poszło natomiast niepasujące do reszty materiału, pop-rockowe A Wondrous Play Song. Osobiście trudno mi wyobrazić sobie, w jaki sposób tego rodzaju utwór, skądinąd bez najmniejszych problemów wpadający w ucho, mógłby odzwierciedlać wizję Miyazakiego. Podobny los spotkał A Little Picture (do którego jeszcze nawiążę) i Dondoko Festival, w którym możemy doszukać się wpływów muzyki country. Reasumując, na oficjalny soundtrack trafiły nie tylko te bardziej pasujące do filmu kompozycje, ale też, po prostu, te zwyczajnie najlepsze.

Małą perełką tego albumu jest wspomniane A Little Picture, trzeci temat, który nie załapał się na oficjalny soundtrack. Nie mam tutaj na myśli jednak wartości czysto muzycznych, wszak jest to ładna i przyjemna, ale dość schematyczna piosenka. W czym więc tkwi jej sekret? Otóż utwór ten śpiewa sam Joe Hisaishi! Choć Japończyk wykorzystywał swoje zdolności wokalne wielokrotnie, to jednak niemal zawsze w mało znanych partyturach filmowych lub albumach studyjnych, dlatego też jest to jeden z mniej znanych elementów twórczości Japończyka, jakkolwiek potwierdzający jego imponującą wszechstronność. Gdyby ktoś szukał więcej piosenek, w których śpiewa Hisaishi, to powinien sięgnąć po album Private, gdzie znajdziemy wiele utworów przez niego skomponowanych i wykonywanych.

Image song collection z Mojego sąsiada Totoro poleciłbym głównie zagorzałym fanom twórczości Hisaishiego lub legendarnego filmu Miyazakiego. Nie dlatego, że jest to muzyka zła, wszak znów mamy do czynienia z chwytliwymi melodiami i wieloma fajnymi pomysłami aranżacyjnymi. Obrana przez Japończyka konwencja dziecięcego popu po prostu nie leży w kręgu zainteresowań statystycznego miłośnika muzyki filmowej. Tym bardziej, że większość najlepszych kompozycji trafiła niemal w identycznej postaci na oficjalny soundtrack.

Inne recenzje z serii:

  • Mój sąsiad Totoro (soundtrack)
  • Mój sąsiad Totoro (orchestra stories)
  • Mei and the Kittenbus
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze