Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Alberto Iglesias

Constant Gardener, the (Wierny Ogrodnik)

(2005)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 15-04-2007 r.

W dobie zamętu i wrzawy oscarowej postanowiłem przyjrzeć się jednemu z nominowanych “dzieł”. Wierny Ogrodnik, bo na nim chciałbym się skupić, to najnowszy film Fernando Meirelles. Co prawda oglądając go nie dowiedziałem się jak postępować z sadzonkami pomidorów, podlewać pelargonię, czy przycinać żywopłot, ale z pewnością spędzony przy nim czas nie uznałbym za zmarnowany. Miłość, bezgraniczna chęć pomocy potrzebującym i kontrastująca z tym żądza wzbogacania się kosztem niewinnych prowadząca do krzywdy i cierpienia – to główne nurty spowijające historię Justina i Tess rozgrywaną na tle malowniczej, ale i śmiercionośnej Afryki. Pozbawiony przesadnej słodkości, bardzo dobrze zrealizowany film, doskonała gra aktorska i fenomenalne zdjęcia – to nie jedyne ale najmocniejsze atuty produkcji, produkcji która poruszy zapewne niejednego widza. Film to ciekawy, ale jaką część jego sukcesu stanowi muzyka Alberto Iglesiasa? Próbując odpowiedzieć na to pytanie warto by wybrać się na początku w podróż po muzycznym zapleczu kompozycji.

Alberto Iglesias tworząc swoją partyturę postanowił oprzeć ją na minimalistycznej orkiestrze, gdzie instrumentom etnicznym nadał specjalny charakter czyniąc zeń niejako podstawę muzyki. I tak na pierwszy plan wysuwają się: nyatiti, turecki klarnet, kawala, zumara, ronroco, marimba i wszelkiego rodzaju instrumenty perkusyjne. Pomimo tej jakże barwnej palety instrumentalnej muzyka Iglesiasa nie sprawdza się w filmie tak jak powinna. Owszem, utwory doskonale podkreślają dzikość i egzotykę “dalekiego” świata, ale brakuje im pewnego spoidła. Spoidła, które zamknęlo by je w pewną logiczną całość. Przysłuchując się muzyce zawartej w filmie nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że jej twórca ograniczył się tylko do czystego ilustrowania. Jak bowiem nazwać można fakt, że nie napisał on żadnego konkretnego tematu, który uczyniłby kompozycję bardziej integralną (jedynym stale powtarzającym się elementem jest tylko dwunutowa przygrywka na flet). Ilustracyjność Wiernego Ogrodnika potęguje wszędobylski underscore, najczęściej okraszony sporą dawką etniki. Etnika ta z kolei z minuty na minutę zdaje się popadać w coraz większą schematyczność.

Owa schematyczność w głównej mierze wpływa na ciężką przyswajalność kompozycji w odsłuchu indywidualnym, pozaekranowym. Przyznam, że dawno już nie dłużył mi się tak bardzo czas jak podczas obcowania z Wiernym Ogrodnikiem. 74 minuty to zdecydowanie za dużo jak na tego typu kompozycję. Innymi słowy, płyta ta jest potwornie monotonna i źle zorganizowana. Wśród całej gamy niepotrzebnych utworów rozsianych jest tylko kilka ciekawszych, które zdołają przykuć naszą uwagę.

Na ogół gdy czegoś jest za dużo, zaczyna to denerwować – tak można by podsumować etnikę i underscore Ogrodnika. Ale tak jak każda zasada ma swoje wyjątki, tak też i ta partytura ma swoje plusy. Takowymi są niewątpliwie utwory opatrzone partiami wokalnymi: Dicholo i Kothbiro – obie wykonane przez Ayub Ogadę. Warto zwrócić uwagę szczególnie na Kothbiro, gdyż według mnie jest to najciekawszy utwór jaki znajdziemy na płycie. Delikatny, męski głos znakomicie koegzystuje z gitarami w tle. Szkoda tylko, że w filmie oszpecono go perfidnym montażem rozdrabniającym ten track na krótkie, stale powtarzające się co jakiś czas fragmenty. Godne uwagi są także utwory dramatyczne przerywające od czasu do czasu monotonię etniczną. Oparte w głównej mierze na sekcji smyczkowej i gitarach akustycznych, wyrywają nas z emocjonalnego dołka kreując chociaż na moment jakiś nastrój (Funaeral, Destruction, Procession).

Kilka utworów to jednak za mało by wystawić tej partyturze dobrą ocenę. Mimo, że z podstawowego zadania ilustratorskiego wywiązuje się względnie możliwie, to czegoś jej jednak brakuje. Brakuje przede wszystkim pomysłu na umiejętne gospodarowanie etniką. Kompozycja ta jest bardzo szorstka, wręcz odpycha swoimi brakami na tle emocjonalnym. Wszystkie te niedociągnięcia uderzają nas ze zdwojoną siłą, podczas obcowania z niezwykle topornym w odsłuchu krążkiem wydanym przez Higher Octave. Aż dziwne, że takie rzemiosło wdarło się do panteonu oscarowych wyróżnień. Raczej nie polecam.

Najnowsze recenzje

Komentarze