Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Thomas Newman

Bridge of Spies (Most szpiegów)

(2015)
-,-
Oceń tytuł:
Paweł Stroiński | 14-12-2015 r.

W 1957 roku Amerykanie aresztują radzieckiego szpiega Rudolfa Abla Iwanowicza. Do jego obrony sąd wyznacza adwokata specjalizującego się w ubezpieczeniach, Jamesa Donovana. Prawnikowi udaje się uchronić klienta od kary śmierci, choć wszelkie próby wykorzystania błędów formalnych śledztwa nie powodzą się, nawet na poziomie Sądu Najwyższego, gdzie Donovan powołał się na klauzulę uczciwego procesu (due process clause) czwartej poprawki do konstytucji USA. W tym samym czasie Rosjanie zestrzelili amerykański samolot szpiegowski U-2. Pilot, porucznik Francis Gary Powers, zdołał się katapultować i trafił do niewoli. Kiedy Sowieci próbują zorganizować wymianę, kontaktują się z Donovanem… Ta prawdziwa historia stała się tematem najnowszego filmu Stevena Spielberga, Most szpiegów. O tym dziele dużo mówiono w Polsce, ponieważ zdjęcia wschodniego Berlina powstawały, między innymi, we Wrocławiu. Po raz kolejny reżyser koncentrował się nie tyle na widowisku (choć kilka scen jest wprost świetnych, jak sam początek), a na aktorstwie, a tu do pomocy zaangażował Toma Hanksa (już po raz czwarty) i angielskiego aktora Marka Rylance’a. Autorem rewelacyjnych zdjęć jest, jak zwykle, Janusz Kamiński.

Do współpracy nie wrócił jeden, ale jakże ważny, ze współpracowników reżysera. Kiedy ogłoszono, że pierwszy raz od Koloru purpury, gdzie Quincy’ego Jonesa wymusiła producentka Oprah Winfrey, nie wróci John Williams, i to z powodu „małego, już wyleczonego (corrected) problemu zdrowotnego” na fanów muzyki filmowej padł blady strach. Potem okazało się, że chodziło o wszczepienie rozrusznika. Zastąpił go Thomas Newman, z którym (i z którego rodziną) przyjaźnił się Williams. Jak wspomina Spielberg, „wszystko zostało w rodzinie”. Na pytanie, czy Spielberg wymusił na nowym kompozytorze znane z innych jego filmów brzmienie, odpowie wydany elektronicznie album Hollywood Records.

Rozpoczyna go oparte na rosyjskim chórze Hall of Trade Unions, Moscow. Utwór ten zapowiada przede wszystkim mroczny nastrój ścieżki. Jeden z głównych tematów wprowadza natomiast już czysto amerykańskie Sunlit Silence. Jest to śliczna melodia, jednocześnie przypominająca mocno twórczość Aarona Coplanda, bardziej niż zwykle u kompozytora. Przez to może budzić skojarzenia z takimi ścieżkami Johna Williamsa jak Lincoln czy Amistad. Przykłady te podaję nie tylko dlatego, że pochodzą z filmografii Stevena Spielberga. Wydaje się jednak, że chodzi wyłącznie o jeszcze większe niż zwykle nawiązanie do amerykańskiej tradycji muzycznej. Stylistycznie bowiem, jak wykazuje dalsza część utworu, jest to czysty Thomas Newman.

Muzyka odnosząca się do amerykańskich wartości (a przecież i o to się w filmie rozchodzi) jest jednym z dwóch nurtów obecnych w ścieżce. Nieporównanie częściej kompozytor musi natomiast budować napięcie. Jeden, nieco marszowy temat, pojawia się już w Ejection Protocol. Trudno powiedzieć, czy twórca American Beauty tu lekko nie ironizuje, choć doszukiwać by się raczej należało nawiązań do tradycji ilustrowania thrillerów szpiegowskich z opisywanej epoki. Warto bowiem podkreślić, że Sunlit Silence ilustruje właśnie moment, w którym reżyser zmienia gatunek z dramatu sądowego (i ten wątek podsumowuje patriotyczny początek) w dreszczowiec ze szpiegami i zimną wojną w tle. Po raz kolejny należy podkreślić też, że album nie jest wydany chronologicznie. Rozpoczynająca film scena obserwacji radzieckiego szpiega pozbawiona jest bowiem jakiejkolwiek ilustracji i muzyka pojawia się dopiero w scenie z deszczem. Fortepian rozpoczynający Rain jeszcze mocniej przypomina, że jest to zdecydowanie ścieżka Thomasa Newmana, a marszowy temat budujący napięcie (a w zasadzie „temat akcji” Mostu szpiegów). Lt. Francis Gary Powers jest ze wszystkiego chyba najmroczniejszy. Dysonujący chór, najbliższy chyba eksperymentom Williamsa z Wojny światów, utwór nie jest też pozbawiony desperackiej wręcz, ostrej perkusji. Swoją drogą, z tego powodu posłuchać go powinni przede wszystkim ci, którzy uważają, że w swoich Bondowskich ścieżkach kompozytor za bardzo podąża za twórczością Johna Powella. Jest to chyba najtrudniejszy w odbiorze utwór ścieżki, ale w swych rozwiązaniach formalnych bardzo ciekawy.

W początkowej części albumu wyróżnia się przede wszystkim kilka utworów. Oprócz wspomnianych, The Article zawiera wprost narzucającą się partię na waltornie, po raz kolejny przypominającą amerykańskie brzmienie. Najbliżej do twórczości Williamsa, zwłaszcza w jej Spielbergowskim wydaniu, zbliża się wprost rozdzierająco dramatyczny finał The Wall. Spielberg zapewne nie byłby sobą, gdyby taka scena (choć, co ciekawe, zwykle nie są one u niego ilustrowane) się nie pojawiła. Moim prywatnym highlightem jest bodaj najbardziej typowy dla kompozytora Private Citizen, delikatny, smutny i z prostym acz ślicznym nowym tematem na fortepian, który powróci w innej nieco formie dopiero pod koniec. Miłośnicy stylu takiego, jaki zaprezentował między innymi w Foolishment z Zielonej mili czy Grave Drive z Drogi do zatracenia będą ukontentowani.

W momencie, kiedy Donovan trafia do Berlina, by wynegocjować zwrócenie dwóch (nie tylko Powersa) Amerykanów w zamian za swojego byłego klienta, zwiększają się stawki i intensywność, także muzyczna. Wskazuje na to mocniejsza, oparta na dętych blaszanych, aranżacja marszowego tematu w West Berlin czy powtórka z Rain w Friedrichstraße Station. W ten sposób jednak zbliżamy się do znakomicie umuzycznionego finału. Glienicke Bridge rozpoczyna się delikatnie, z dość typowym jest dla kompozytora fortepianem. I tu należy powiedzieć, że choć Most szpiegów i współpraca ze Spielbergiem niewątpliwie była dla Newmana wyzwaniem, tak reżyser pozwolił mu zachować własny styl i nie narzucił mu stylistyki Johna Williamsa. Przez chwilę wraca dość delikatnie intonowany motyw z Private Citizen. Napięcie budowane jest głównie poprzez ostrożnie budowany nastrój oczekiwania. W ten sposób działają też nieco Herrmannowskie (z podobnej techniki korzystał też np. Jerry Goldsmith) smyczki. Cała sekwencja rozwija się powoli, co ma sens w niespiesznie realizowanej scenie. Newman, na co często zwracano uwagę, rzadko tworzył tak długie utwory. Glienicke Bridge jest jedną z niewielu możliwości na zbadanie narracyjnego stylu kompozytora. Wielu innych mogłoby stracić spójność, jednak na to twórca sobie nie pozwala, nawet jeśli przez chwilę dynamizuje zdarzenia fragmentem opartym na fortepianie i pizzicato. Potem jednak oczekiwanie znów budowane jest powolnymi, nieco rwanymi frazami, czemu towarzyszy temu delikatna elektronika. Powoli narasta intensywność emocjonalna, jednak kompozytor pewnej granicy nie przekracza. Warto zauważyć, że w tym utworze ważniejszy niż gdziekolwiek indziej jest fortepian. Ostatnie dwie minuty przynoszą ulgę, a na koniec nawet pojawia się element triumfu.

Oprócz tego zdecydowanymi highlightami ścieżki są dwa ostatnie utwory. Najpierw wybitnie melodyjne Homecoming rozpoczynające się od ładnego solo na trąbkę, a potem przechodzące w prześliczne i czysto Newmanowskie (obój!) rozwinięcie amerykańskiego tematu z Sunlit Silence. Nie ma co analizować – trzeba po prostu posłuchać. Napisy końcowe są łączą ten temat z materiałem marszowym, do którego kompozytor dokłada wzmacniający napięcie werbel, którego trochę, przyznam, brakuje mi we wcześniejszych wersjach. Tak czy siak, z filmu Spielberga, moim zdaniem dobrego, Newman wyszedł obronną ręką. Działa zarówno jako ilustracja, pomagając przy budowaniu nastroju paranoi, jak i całkiem nieźle jako album, choć trzeba przyznać, że pod względem odsłuchu, z wyjątkiem świetnego zakończenia, może być trudniej. Wciąż jednak, jak się zdaje, pozostaje jedną z najbardziej przystępnych w ostatnich latach ścieżek Thomasa Newmana. Z nastrojem spełnienia czekam więc na powrót Johna Williamsa przy The BFG.

Najnowsze recenzje

Komentarze