Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
James Horner

33, the (33)

(2015)
-,-
Oceń tytuł:
Paweł Stroiński | 05-12-2015 r.

Piątego sierpnia 2010 roku doszło do tąpnięcia w kopalni złota San Jose koło miasteczka Copiapo w Chile. Pod ziemią zostało trzydziestu trzech górników, znanych potem po prostu jako Los 33. W sprawę zaangażował się rząd, dzięki czemu wszyscy przeżyli. Proces ratowania mężczyzn, który pod ziemią pozostali aż 69 dni, obserwował cały świat. Można było się spodziewać, że w pewnym momencie tematem zajmie się Hollywood. Tak się stało. Reżyserem została Patricia Riggen we wciąż dość rzadkim przypadku, kiedy gatunkowy projekt reżyseruje kobieta. Głównym bohaterem został Mario Sepulveda, który zyskał pseudonim Super Mario a w jego rolę wcielił sie Antonio Banderas. Poza nim w filmie zagrali tacy aktory jak Juliette Binoche (zastępując przy tym Jennifer Lopez), James Brolin, Bob Gunton czy Rodrigo Santoro. Ogólnie całkiem niezły film popada jednak w klisze, czasem niestety (tak jak w pierwszych scenach z rodzinami górników) w lekki kicz.

James Horner nad filmem pracował jeszcze w 2014 roku. Nagrania skończyły się w październiku, jednak w kinach pojawił się dopiero niedawno (w Polsce ukaże się w lutym). Przez to ostatni film z jego muzyką, jaki ukaże się na ekranach, jest tak naprawdę przedostatnim, który napisał (Do utraty sił zostało stworzone później). Już po śmierci kompozytora, Riggen wspominała współpracę bardzo dobrze, mówiąc, że nigdy wcześniej nie widziała, by muzyka powstawała na jej oczach (podobnie było w przypadku Pola marzeń). Nawet jeśli nie doskonały, można sobie wyobrazić, dlaczego ta historia zainteresowała kompozytora tak selektywnego pod koniec życia jak Horner. Oparta jest w dużej mierze na postaciach i, być może, przede wszystkim niezłomności ludzkiego ducha. Nie jest to też pierwszy raz, kiedy kompozytor zderzył się z muzyką Ameryki Południowej. Ścieżki takie jak Tam, gdzie rzeka staje się czarna, Wibracje czy Domek z kart pokazały już fascynacje kompozytora muzyką Andów. Riggen zresztą zażądała nawiązań, choć wprowadzenie jednego z ukochanych fletów, keny, było już pomysłem samego Hornera.

Album, wydany niestety wyłącznie w formie cyfrowej lub „CD-R na żądanie” amerykańskiego Amazon, rozpoczyna The Atacama Desert. Znajome rytmy na fletnię Pana zapowiadają znany z Maski Zorro trzynutowy motyw na gitarę, który jednak przechodzi w zupełnie inny śliczny temat. Kiedy kamera wjeżdża w środek kopalni i pojawia się tytuł, utwór ponownie staje się mroczniejszy. Na tej melodii jest oparty też następny utwór, dość typowa delikatna ilustracja, oparta na gitarze i połączeniu żywych smyczków z elektroniką.

Mroczniej zaczyna się robić od To the Heart of the Mountain. Utwór ten, niezbyt zresztą sensownie (co mogło być wymysłem reżyser) zostaje powtórzony w filmie później. Proste smyczkowe ostinato doskonale wprowadza poczucie zagrożenia w kopalni, nim jeszcze dojdzie do wypadku. Podobnie jak praca kamery, co chwila informująca o poziomie, na którym znajdują się bohaterowie, prowadzi on znakomicie przez scenę, zapowiadając to, co się ma zdarzyć. The Collapse to dramatyczny, bardzo dobry utwór akcji, korzystający przy tym trochę z osiągnięć takich ścieżek jak Niesamowity Spider-Man czy nawet Karate Kid. W muzyce dramatycznej Horner nie miał sobie równych i właśnie takie utwory pokazują dlaczego. Warto zwrócić uwagę na obecność w ścieżce elektroniki, która świetnie współpracuje z żywą sekcją smyczkową, jedynym orkiestrowym zespołem w dyspozycji kompozytora. Jest to jeden z highlightów albumu, choć w filmie czasem trochę ginie w natłoku efektów dźwiękowych, jednak wciąż podskórnie działa.

Po wypadku film, na poziomie emocji, gra między nadzieją a rezygnacją. Do tej pierwszej Amerykaninowi służy nowy temat, oparty na andyjskiej muzyce tanecznej. Pierwszy raz słychać go dopiero w Drilling, the Sweetest Sound!. Jest to radosna melodia wykonywana przez kameralny zespół oparty głównie na kenie. Reprezentuje on nie tylko radość uwięzionych górników, ale i ich oczekujących na jakiekolwiek wieści rodzin (niestety, jest to najsłabsze ogniwo filmu Riggen). Horner oczywiście wchodzi tutaj w znany sobie świat – gitary, flety, delikatna perkusja i specyficzna indiańska melodyka, którą w zbanalizowanej wersji można chociażby usłyszeć pod warszawskim metrem Centrum średnio kilka razy w miesiącu. Brzmi to jednak autentycznie i oparte jest wyłącznie na żywych instrumentach. Warto zwrócić uwagę też na Prayers – Camp Hope gdzie wariacja zaczyna nieco przypominać słynne El Condor Pasa, choć oczywiście nie jest to żadna wada. Melodia ta jest piękna i byłaby chyba w stanie wyciągnąć z największego doła, który jednak nie wymaga interwencji farmakologicznej.

Z drugiej strony muzyka wiązana z wszelkiego rodzaju rezygnacją czy utratą nadziei oparta jest w dużej mierze na underscore. Pod względem aranżacji bliżej tym utworom do Domu z piasku i mgły czy Życia przed oczyma, jednak pod względem nastroju i melodyki przypomina bardziej Apollo 13, czyli wpisuje się raczej w wymiar kina katastroficznego. Jest to zrozumiałe. Ciekawym zabiegiem jest w The Drill Misses (and dreams fade…) (oprócz muzyki będzie nam brakowało także i charakterystycznych dla Hornera tytułów utworów) włączenie trzynutowego motywu z początku ścieżki także w jego wariacji mollowej, choć tym razem grany jest nie na gitarze, a na harfie. Do tego mroczniejszego materiału należy także bardzo ciekawe, oparte na magicznym brzmieniu kompozytora Aiming to Miss, gdzie pojawia się także fortepian. Dialog między tym instrumentem a harfą należy do najbardziej interesujących elementów, nie mówiąc o wykorzystanej przez Hornera skali, do której jeszcze dołącza gitara z tematem pustyni Atacama. W ten sposób kompozytor zbudował nastrój oczekiwania, który rozwiązany został już w We are all well in the refuge, The 33, w którym znany już andyjski temat zostaje uzupełniony drugą częścią, która może się kojarzyć z takimi ścieżkami jak Bobby Jones.

Historia, ścieżka bowiem wydana została w kolejności chronologicznej, ma się powoli ku końcowi. Oparty na harfie i smyczkach Fenix buduje, podobnie, jak Aiming to Miss oczekiwania, choć jest przy tym bardziej melodyjne dzięki motywowi na harfę, a samo zakończenie przypomina magiczne fragmenty Avatara. Zupełnie inne w brzmieniu jest First Ascent, drugi na albumie utwór akcji. Nastrój budują początkowo smyczki, potem samotna kena. Powoli jednak Horner zaczyna tworzyć napięcie, przy pomocy niektórych mistycznych brzmień z Titanica, słyszanych także w Avatarze. Pod koniec pulsująca elektronika (brzmiąca raczej jak wczesny Hans Zimmer) buduje tempo, kontrastowana mroczną i powolną harmonią. Pojawia się też elektroniczna perkusja, nadająca utworowi desperackiego charakteru. Zupełną zmianą nastroju jest natomiast świetne Celebrations, które przypomina oczywiście Bravehearta, Glory, a także, biorąc pod uwagę zwłaszcza chór, Bez granic.

Ostatnie dwa utwory zbierają materiał tematyczny ścieżki – oparte na radosnym temacie nadziei The 33, do którego dochodzą smyczki i, wreszcie, wyciszone Hope Is Love podsumowują muzykę w pigułce. Na płycie są także dwie piosenki z filmu – Gracias a la Vida Cote de Pablo i Al Final de Este Viaje en La Vida zespołu Los Bunkers. Obie złe nie są, ale burzą trochę nastrój muzyki ilustracyjnej, zwłaszcza ta ostatnia. Trudno uwierzyć, że 33 to ostatnia nowa muzyka w pełni skomponowana przez Jamesa Hornera. Nie jest to może jego najlepsza praca w karierze, ale jako podsumowanie kariery, skończonej przecież przedwcześnie, jest bardzo dobre. Połączenie etniki ze smyczkami i elektroniką jest przykładem „Hornera w pigułce” – zarówno w kwestii oryginalności (choć nie jest to zbiór kopii w żadnym razie!), jak i melodyki i, choć wyciszonych, prezentacji emocji. Szkoda, że nie dane nam będzie usłyszeć innych ścieżek jego autorstwa. Pod koniec życia James Horner wrócił bowiem do formy.

Najnowsze recenzje

Komentarze