Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Harry Gregson-Williams

Martian, the (Marsjanin)

(2015)
4,0
Oceń tytuł:
Paweł Stroiński | 10-10-2015 r.

Burza piaskowa zmusza pracujących na Marsie astronautów do opuszczenia planety. Niestety jeden z nich zostaje uderzony przez fragment sprzętu i, uznany za zmarłego, pozostawiony na planecie. Mark Watney jednak żyje i postanawia zrobić wszystko, by przeżyć i się z Marsa wydostać. Tak pokrótce przedstawia się fabuła wyjątkowo popularnej (i wydanej bardzo tanio) książki Andy’ego Weira, pt. Marsjanin i jej filmowej adaptacji wyreżyserowanej przez wracającego do formy Ridleya Scotta. Watneya zagrał Matt Damon, którego jednak trzeba wpierw było przekonać, że to nie będzie Interstellar, gdzie też grał astronautę pozostawionego samotnie na planecie. Oprócz niego występują takie gwiazdy jak Sean Bean, Chiwetel Ejiofor, Kristen Wiig (znana głównie z komedii, takich jak Druhny), Jeff Daniels, Kate Mara czy Jessica Chastain. Świetnie zrealizowana historia survivalowa może też pochwalić się znakomitymi zdjęciami naszego rodaka Dariusza Wolskiego, który jest stałym współpracownikiem reżysera od czasu nieszczęsnego Prometeusza.

Po zerwaniu współpracy z Hansem Zimmerem, Ridley Scott próbował kilkakrotnie jego byłego kierowcę, Marca Streitenfelda. Niestety w przypadku Prometeusza brakowało nawet dobrego tematu; jakiś stworzył dopiero Harry Gregson-Williams, z którym reżyser pracował przy Królestwie niebieskim. Anglik wspomógł także reżysera przy Exodusie, gdzie kompozytorem głównym był, zapewne z powodu zdjęć i produkcyjnej pomocy Hiszpanii, Alberto Iglesias. Wreszcie przy Marsjaninie współpraca była już pełna. Oprócz muzyki ilustracyjnej w filmie wykorzystano (bardzo umiejętnie) muzykę disco z lat siedemdziesiątych, której bohater wprost nie znosi. Niestety wydanie płytowe zostało ogłoszone dopiero niedawno i jest ekskluzywne dla sklepu Amazon w tzw. wersji deluxe, która łączy ze sobą filmowe piosenki (na pierwszej płycie) i wydany wcześniej wyłącznie cyfrowo album z samą muzyką Gregsona-Williamsa. Jako, że dostęp do tej edycji jest ograniczony, niniejsza recenzja skupiona będzie wyłącznie na materiale ilustracyjnym. Piosenki jednak są, a przynajmniej częściowo powinny być, powszechnie znane.

Album rozpoczyna Mars. Atmosferyczny efekt, jak mówi kompozytor, powoli uderzony gong, otwiera film. Zadaniem tego fragmentu jest tak ważne dla kina Ridleya Scotta stworzenie audiowizualnego świata. Towarzyszy on ujęciom pokazywanej z kosmosu powierzchni Marsa. Lekko niepokojący fortepian i powoli wprowadzana elektronika jeszcze wzmacnia nastrój. Dopiero wtedy wchodzi główny temat, prosta i piękna melodia, w której jednak najbardziej poruszająca jest harmonia, utrzymana w stylu kompozytora. Utwór ten zapowiada stylistykę całej ściezki. Jest wyciszony, delikatnie emocjonalny, a przy tym nie wychodzący poza pewną granicę ekspresji. W ten sposób kompozytor mówi nam, że mimo osadzenia historii na obcej planecie, mamy do czynienia przede wszystkim z osobistą, kameralną historią. Mroczniejsze smyczki jednak zapowiadają późniejsze napięcie, wzmocnione jeszcze w Emergency Launch. Jest to pierwszy w tej ścieżce utwór akcji, oparty na rytmie. W muzyce akcji Gregson-Williams używa przede wszystkim orkiestrowych środków wyrazu i, co ważne, nie kopiuje przy okazji The Battle of Kerak, jak to czynił w przypadku swoich epickich ścieżek. Warto też zwrócić uwagę na dramatyczne zakończenie tego kawałka – z jednej strony charakterystyczne dla stylu Anglika, z drugiej przypominające jego mentora.

Marsjanin jest chyba, co trzeba podkreślić, najlepszym mariażem elektroniki i orkiestry w twórczości kompozytora. Film, który łączy kameralny dramat z prawie wręcz naukowym thrillerem o przeżyciu, można podzielić na dwa światy i oba elementy brzmienia go reprezentują. Z jednej strony mamy orkiestrę, opartą w dużej mierze na smyczkach i waltorniach, które reprezentują ludzki dramat pozostawionego samemu sobie Marka Watneya. Z drugiej zaś bohater i wszyscy, którzy próbują go wydostać z Marsa, są naukowcami. Ten naukowy aspekt filmu ilustrowany jest przez elektronikę. Brzmienia syntezatorów nie są jednak typowe dla twórczości Harry’ego Gregsona-Williamsa. Przykładem tego podejścia jest Making Water, pięknie łączące optymistyczną wręcz elektronikę, napędzającą utwór z pomocą prostego ostinata na harfę i aranżacji głównego tematu. Szybkie syntezatory, połączone z melodyką, nakręcają scenę, w której początkowo bohater tłumaczy swój plan, z reprezentującą jego działania orkiestrą. Można powiedzieć, że kompozytor nadał scenie tyle entuzjazmu, ile się dało, zachowując przy tym swoiste wyciszenie.

Gregson-Williams jest jednym z niewielu kompozytorów zaczynających swe kariery u boku Hansa Zimmera, którzy wykształcili własny charakterystyczny styl. Niestety, wielu fanów nie do końca ceni tę stylistykę ze względu na to, że w dużej mierze opiera się ona na ostrej elektronice. W przypadku Marsjanina ciekawe jest to, że charakteryzująca jego brzmienie ostrość jest praktycznie nieobecna. Wynika to nie tylko z kameralnego charakteru ścieżki, ale też zapewne z preferencji Ridleya Scotta. Ostrości wymagało kino brata reżysera, Tony’ego. Tony Scott bowiem, jak to powiedział kiedyś kompozytor w wywiadzie, nie lubił, kiedy „w punkty synchronizacyjne uderzano subtelnie”. Kino twórcy Łowcy androidów ma jednak inne wymagania. Ponieważ jego filmy oparte są na budowaniu świata, kompozytorzy, tacy jak Hans Zimmer czy Vangelis, musieli przede wszystkim te światy współtworzyć. Stąd ich podejście musiało być bardziej atmosferyczne. Charakterystyczna ekspresja orkiestry jednak pozostaje podobna. Wszelkiego rodzaju szaleństwo, odnoszące się do wyjątkowo dynamicznych pracy kamery i montażu było kontrastowane w przypadku takich dzieł jak np. Deja Vu emocjonalnymi, prostymi tematami prowadzonymi głównie przez delikatne smyczki i fortepian. To Anglik zachował w Marsjaninie. Partie instrumentalne są przede wszystkim ciepłe. Messages from Hermes na przykład zawiera przepiękną partię na waltornię, która wprowadza dodatkowe emocje do szczególnie dla bohatera ważnej sytuacji.

Z tej obserwacji wynika jeszcze jeden wniosek, który pozwala porównać muzykę do Marsjanina z innymi ścieżkami pisanymi do popularnych ostatnio filmów o kosmosie. Wszechświat pokazywany także przecież w Grawitacji i Interstellar charakteryzowany jest jednocześnie poprzez zagrożenie i spokój, wynikający także z obecnej ciszy. W filmie Alfonso Cuarona bohaterka, spytana przez swojego kolegę, co jej się najbardziej podoba w przestrzeni pozaziemskiej, od razu odpowiada, że cisza. Podkreślić trzeba słowo „jednocześnie”. Z jednej bowiem strony wiadomo, że życie w kosmosie jest niemożliwe (Grawitacja mówi to wprost), z drugiej sceny takie jak zorza polarna u Cuarona czy przelot koło Saturna u Nolana pokazują bezpośrednio ten cichy, wręcz metafizyczny, spokój. Film Scotta w żaden sposób nie jest metafizyczny, ale pokazuje też piękno niedostępnego Marsa. W pewnym momencie bohater mówi nawet, że tak naprawdę, to w każdym miejscu jest pierwszym człowiekiem w historii. To pozwala kompozytorowi na bardziej refleksyjne utwory. Pełnią one jeszcze jedną rolę. Matt Damon wyciąga wszystko, co się da z postaci Marka Watneya, ale nie jest też tak, że bohater okazuje jakieś głębsze emocje. Nie jest to wada. Ma swoje „gorsze” momenty psychicznie, ale przede wszystkim przy życiu utrzymuje go optymizm i poczucie humoru. Można podejrzewać jednak, że pewne rzeczy ukrywa nawet przed sobą i właśnie muzyka może je wyciągnąć na powierzchnię. Pięknym przykładem jest Crops Are Dead, gdzie solowy fagot, skądinąd trochę przypominający temat głównego bohatera z Tożsamości Bourne’a Johna Powella, pięknie współbrzmi z solowym wokalem, a potem utwór zyskuje prawie sakralny charakter. Śliczne jest także wcześniejsze Sprouting Potatoes. Gregson-Williams rzadko pozwala sobie na większą intensywność emocjonalną. Przykładem połączenia romantyzmu z wyciszoną, spokojną ilustracją świata przedstawionego jest śliczne Crossing Mars. Jak wspomina kompozytor, takie podejście zaproponował sam Ridley Scott. Warto zwrócić uwagę, że utwór jest w pełni oparty na głównym temacie.

Naukowa strona ścieżki także jest bardzo ciekawa, bo wprowadza brzmienia dotychczas w karierze Harry’ego Gregsona-Williamsa niesłyszane, często porównywane w dyskusjach do Cliffa Martineza. O Making Water już wspominałem. W takich utworach jak ten, Science the S*** Out of This (jeden z najlepszych tekstów filmu) czy Hexadecimals muzyka zyskuje najbardziej dynamicznie optymistyczny charakter. Ostatni z wymienionych zawiera także ciekawe przejście harmoniczne, dzięki czemu nadzieja głównego bohatera jest jeszcze mocniej ukazana. Reap & Sow zaś zawiera podobne brzmienia co temat czarnego charakteru z Deja Vu Tony’ego Scotta. Tutaj jednak, wraz ze słyszaną już wcześniej solową wiolonczelą (być może subtelne nawiązanie do Hansa Zimmera), raczej mówi o działalności naukowej głównego bohatera, który jest z zawodu botanikiem. Elektronika działa tutaj szczególnie dobrze i skutecznie zastępuje inny popularny w Hollywood model ilustracyjny – minimalizm, który, jak się okaże, nie jest jednak w Marsjaninie zupełnie nieobecny.

Trzy ostatnie utwory ścieżki nie tylko stanowią emocjonalnie najwyższy punkt muzyki i samego filmu, ale też wskazują na pewne wpływy, którym Gregson-Williams uległ być może dzięki temp-trackowi. Śliczne See You in a Few rozpoczyna delikatne solo na fortepian, przechodzące w aranżację głównego tematu opartą na ślicznym ostinacie z Messages from Hermes. Ciepła elektronika odsyła trochę do twórczości pracującego wcześniej z Ridleyem Scottem Vangelisa. W drugiej części powraca też sakralne brzmienie. Co ciekawe, kompozytor w jednym z wywiadów stwierdził, że wykorzystał łacińskie słowa przedchrześcijańskiego poematu o świecie (zapewne O naturze wszechrzeczy Lukrecjusza), jednak trudno dokładnie w miksie je usłyszeć. Napięcie powoli narasta. Kolejny kawałek – Build a Bomb jest w dużej mierze wzorowany na Kobiecie w błękitnej wodzie Jamesa Newtona Howarda. Warto podkreślić, że stosowany przez Anglika minimalizm nie nawiązuje bezpośrednio do odpowiedniego nurtu muzyki poważnej, a raczej do współczesnej muzyki filmowej. Nie są to jedyne wpływy, warto wspomnieć o przynajmniej delikatnej obecności twórczości Hansa Zimmera (np. końcówka pierwszego utworu), a nawet podobieństwa rozpoczęcia filmu do pierwszego Obcego Jerry’ego Goldsmitha. Kończące zaś płytę Fly Like Iron Man nie tylko cytuje dwunutowy motyw z… Transformersów Steve’a Jablonsky’ego (tutaj na flet, w oryginale na trąbkę), ale też w środkowej sekwencji akcji odnosi się dość wyraźnie do Matrixa Dona Davisa i to bardziej właśnie do tej ścieżki niż twórczości Johna Adamsa. Warto zwrócić uwagę na większą rolę orkiestry zarówno w tym, jak i poprzednim utworze. Magiczne, Vangelisowskie wręcz zakończenie, wspomagane smyczkami i waltornią, to jeden z najlepszych fragmentów kariery angielskiego kompozytora.

Wielu fanów kina i muzyki filmowej już skreśliło obu twórców – i Ridleya Scotta, i Harry’ego Gregsona-Williamsa. Prawdą jest, że obaj ostatnimi laty nie byli w najwyższej formie. Marsjanin jednak pokazuje do czego są zdolni. Reżyser nakręcił bardzo dobry film, choć może krytyka przesadza, mówiąc, że to jeden z jego najlepszych, jeśli nie w ogóle najlepszy (a Pojedynek, Obcy – ósmy pasażer Nostromo, Łowca androidów, Gladiator czy Helikopter w ogniu?). Na pewno jedno ze swych najlepszych dzieł stworzył kompozytor. Połączenie piękna z napięciem, konsekwencja w prowadzeniu brzmienia i może przede wszystkim piękny, choć wyjątkowo prosty, temat, pozwalają, moim zdaniem, wracać do tej ścieżki regularnie. Gregsonowi-Williamsowi udało się idealnie połączyć swój elektroniczny styl z bardziej tradycyjnymi orkiestracjami, tworząc przy tym charakterystyczny i dość niepowtarzalny klimat. Trzeba jednak zaznaczyć, że muzyka ta trochę lepiej wypada na płycie niż w filmie, gdzie ma jednak świetne momenty – początek, Crossing Mars i ostatni utwór wypadają bowiem znakomicie.

Niniejsza recenzja oparta została na cyfrowym albumie z muzyką ilustracyjną, dostępnym m.in. na Spotify. Wydanie to nie zawiera piosenek, które znajdują się na dwupłytowej wersji deluxe, dostępnej w Polsce od 6.11.2015.

Najnowsze recenzje

Komentarze