Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Ilan Eshkeri

Still Alice (Motyl Still Alice)

(2015)
-,-
Oceń tytuł:
Tomasz Ludward | 05-03-2015 r.

W słabo oświetlonym studio nagraniowym role wydają się odwrócone. Panuje zamieszanie, ktoś wchodzi, ktoś wychodzi, zaczyna brakować kawy. Skupiony kompozytor pochyla się nad gammą przycisków i suwaków. Po cichu dyktuje kolejne wskazówki dla ekipy obsługującej ogromne komputerowe urządzenie, które przepuszcza przez swoje elektroniczne macki dźwięki zza ściany. Albo raczej zza szyby, bowiem to co nasłuchują technicy to partie wygrywane przez muzyków skupionych nad swoim pulpitami w pokoju obok. A są to kolejno Tom Bowes, Andy Brown, Richard Harwood, Sally Heath. W słabo oświetlonym studio nagraniowym role wydają się odwrócone. Panuje zamieszanie, ktoś wchodzi, ktoś wychodzi, zaczyna brakować kawy. Skupiony kompozytor pochyla się nad gammą przycisków i suwaków. Po cichu dyktuje kolejne wskazówki dla ekipy obsługującej ogromne komputerowe urządzenie, które przepuszcza przez swoje elektroniczne macki dźwięki zza ściany. Albo raczej zza szyby, bowiem to co nasłuchują technicy to partie wygrywane przez muzyków skupionych nad swoim pulpitami w pokoju obok. A są to kolejno Tom Heath, Andy Harwood, Richard Bowes, Sally Brown…



To jeden z objawów Alzheimera. Pacjenci dotknięci tą straszną chorobą potrafią wyrecytować dłuższą wypowiedź osadzoną w pewnym kontekście, aby za chwile, przy kompletnie innej sytuacji, powtórzyć ją, będąc przekonanym, że tak należało odpowiedzieć. Tej sceny nie ma w filmie. Wyłapać możemy ją w poruszającej powieści Still Alice autorstwa Lisy Genova. Tytułowa Alice uczestniczy w wykładzie. Podnosi rękę komentując wykład swego znajomego prowadzącego. Publiczność przytakuje i notuje jej celną odpowiedź. Kilka zagadnień i slajdów później Alice znów się zgłasza, padają te same słowa. Absurdalne, ale bardzo bolesne.



Wokół ekranizacji tej bestsellerowej powieści zrobiło się głośno za sprawą kreacji Julianne Moore. Za wcielenie się w postać amerykańskiej profesor lingwistyki odkrywającej u siebie wczesne objawy Alzheimera, aktorka otrzymała zasłużonego Oscara. Zagrała traumatycznie, tłumiąc i jednocześnie wyrzucając na powierzchnie całe spectrum emocji, w których zjednała i widzów, i krytyków. Oprócz historii o postępowaniu choroby, Still Alice to opowieść o przełamywaniu barier, relacjach rodzinnych oraz życiowych wartościach, jakie często udaje się ożywić dopiero w momencie zapaści.



Album z muzyką do filmu wydało Nettwerk America. Na krążek składa się score skomponowany przez Ilana Eshkeriego oraz piosenka If I Had a Boat autorstwa Karen Wilson. Do zagrania swojej partytury autor przebojowego Stardust zatrudnił, uwaga, cztery osoby. Angażując trio na smyczki i pianistkę, kompozytor najwyraźniej chciał postawić na siłę klasycznej aranżacji i efekt jaki przynosi użycie absolutnego minimum środków. To jaka jest muzyka, opisuje sam kompozytor w wideo wywiadzie, i trudno się z nim nie zgodzić. Ekspozycja trzech różnych linii melodycznych przygotowanych na trio ma za zadanie określić emocjonalne ramy historii. Asystujące pianino, niczym rejestrator, podnosi lub obniża tę linię. Najważniejszym utworem eksponującym to ekonomiczne instrumentarium jest Running.


Odrobinę barokowym wejściem, na kształt pierwszych dźwięków Wiosny Vivaldiego, Eshkeri wysnuwa solidny temat skrzypcowy. Ci którzy kojarzą scenę biegu Maryl Streep przez pole w August Osage County bez problemu odnajdą wspólną linię melodyczną jaką dzieli Running i tamtejszy Don’t Let Go Adama Taylora. To niezwykle energiczne kompozycje, bardzo wzruszające, choć ukrywające coś smutnego. Utwór ze Still Alice jest bardzo ważny, bowiem pozwala bohaterce na ucieczkę. Wraz z podobnym Beach, podkreśla znaczenie przestrzeni, w której Alice najczęściej biega lub spaceruje. Coś, co w żadnym stopniu jej nie ogranicza, i coś, w czym może oddać się sama sobie, na przekór chorobie.



Jeśli o chorobie mowa to kompozytor przyjął bardzo oczywistą taktykę. Te same piękne partie na kwartet rozproszył i zakłócił muzycznymi zniekształceniami z natury nieprzyjemnymi dla ucha. Załamanie linii i skazanie smyczków na niezwykle ostre, charczące pociągnięcia wypada sugestywnie, bo zabija tok myślowy bohaterki i obnaża postępujące działanie Alzheimera. Co ciekawe, tę stronę muzycznej ilustracji możemy również przełożyć na inne sfery życia Alice. Jej kariera akademicka, wykształcone dzieci, a także mąż naukowiec są potwierdzeniem jej statusu. Muzyka klasyczna, często utożsamiana z pozycją społeczną, stanowi dla bohaterów kulturalne podparcie. Gdy się załamuje, rozpadowi ulega wszystko, czego Eshkeri nie bał się uwypuklić w swojej pracy.



Still Alice to przykład muzyki, która została bardzo skrupulatnie rozmieszczona w obrazie. Zamiast jednak odwoływać się do zamierzeń jego twórców i inteligentnej strategii jaką zastosowali w tym aspekcie filmu, przywołam film inny, o zgoła podobnej tematyce. Ciężko chorą panią profesor podglądaliśmy w jednej z produkcji Mike’a Nicholsa pod tytułem Dowcip. Tam też w tę właśnie rolę wcieliła się aktorka totalna jaką jest Emma Thompson. Również tam przygrywała nam spokojna ilustracja, nie oryginalna, lecz zbudowana na kompozycjach Arvo Parta, zwłaszcza ikonicznym Spiegel im Spiegel. Przy jej ciepłym, bez wątpienia spokojnym charakterze, śledziliśmy walkę bohaterki z objawami raka, jej monologi oraz retrospekcje. Nie trzeba zaznaczać jak głęboko udało się wówczas dotknąć istoty problemu jakim jest choroba i jej oswobodzenie. Nichols przedstawił wszystko brawurowo, z dyskrecją i intymnością jaką oczekuje się od tego rodzaju dzieł, a muzyka Parta w dużym stopniu się do tego przyczyniła. Eshkeri wydaje się pamiętać ten film doskonale, jawnie przenosząc niektóre akcenty Parta na swoje dokonanie.



Czy ten sam tok działania przynosi podobny sukces Eshkeriemu? Ciężko powiedzieć. Przede wszystkim Still Alice okazuje się filmem odrobinę niedojrzałym, uparcie skrojonym pod wymogi widza raczej niewymagającego. Paradujący ze swoją smutną powagą Baldwin, czy trójka pogrążonych w swoich nieprzekonujących rozterkach dzieci to postacie raczej mocno drugoplanowe, żeby nie powiedzieć trzecio-, czwarto- itd. Przepaść jaka dzieli je, a tytułową Alice, osiąga niebotyczne rozmiary, niestety niemożliwe do zakamuflowania podczas seansu. Owszem, w obronie tej dysproporcji można posłużyć się powieścią, która wiernie przenosi postacie z kartek na filmowe klatki. Jednak jeśli obok hiperdramatycznej Julianne Moore stawiamy Aleca Baldwina i Kristen Stewart to nie może się udać, po prostu nie może.



Odbieganie od tematu samej muzyki nie jest przypadkowe. Tak bardzo jak kwartet poważnie podchodzi do powierzonego jej zadania, tak trudno jest to samo powiedzieć o aktorach i bohaterach. Muzyka, którą dostajemy na płycie trwa, uwaga, 18 minut. To stonowana praca, smutna i bardzo dojrzała. Jak na film tak przeciętny to muzyka wręcz zbyt dobra. Z tego też powodu wydaje się być ciągle ponad nim. I choć doskonale rozumiem filozofię Eshkeriego, jest mi trochę przykro, że kompozytor przeskoczył sam obraz. Wydaje się, że ten kaliber wrażliwości jaki zaszczepia jego partytura zupełnie nie przystaje do tak wymuszonej i słabo przygotowanej adaptacji świetnej, przecież, książki.


Najnowsze recenzje

Komentarze