Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Danny Elfman

Nightmare Before Christmas, the (Miasteczko Halloween)

(1993)
-,-
Oceń tytuł:
Marek Łach | 15-04-2007 r.

Kompozycja ta w moim prywatnym rankingu ścieżek dźwiękowych lat dziewięćdziesiątych znajduje się niemal na samym szczycie. Choć niejeden miłośnik muzyki filmowej słysząc to złapie się za głowę, The Nightmare Before Christmas personalnie cenię wyżej nawet niż powszechnie uznane arcydzieło Elfmana – Edwarda Nożycorękiego. Nie ulega wątpliwości, że dziwaczny musical opowiadający dzieje mieszkańców miasteczka Halloween i ich przywódcy – dyniogłowego Jacka Skellingtona – to jeden z najlepszych, o ile nie najlepszy film Tima Burtona, bardzo oryginalny, okraszony dużą dozą czarnego humoru, fantastyczny wizualnie (tzw. claymation, animacja poklatkowa), a przede wszystkim dźwiękowo. Był to chyba najodważniejszy projekt zakręconego reżysera, ponieważ wymagał perfekcji nie tylko od strony technicznej, ale zwłaszcza aktorskiej. I tutaj doskonale znalazł się Danny Elfman. Były lider zespołu Oingo Boingo co prawda nie zagrał żadnej z głównych ról, jedynie dwie poboczne role upiorów, oprócz tego jednak zdecydował się samemu wykonać wszystkie wokalne partie Jacka Skellingtona, na które złożyło się aż pięć różnych piosenek. Rezultat jest doprawdy imponujący, a odpowiedni wybór aktora odgrywającego właściwą rolę Jacka zniwelował teoretyczną różnicę w barwie i wysokości głosów jednej postaci. Elfman, zaprawiony w piosenkarskim fachu, okazał się gwiazdą musicalu.

Niełatwo porównywać The Nightmare Before Christmas z klasycznymi ścieżkami dźwiękowymi do filmów Disneya, gdyż w przypadku obrazu Burtona kompozytor nieco inaczej niż chociażby Alan Menken zastosował się do relacji piosenki-score. Dzieło Elfmana jest o wiele bardziej spójne, niż większość konkurencyjnych ilustracji muzycznych do animacji. The Nightmare Before Christmas to istna kopalnia tematów i lejtmotywów, które przewijają się zarówno przez partie wokalne, jak i sekwencje wyłącznie instrumentalne, czego sztandarowym przykładem jest temat Sally, pojawiający się w niemal każdej scenie z udziałem tej postaci, będący również osią melodyczną wykonywanych przez nią piosenek. Elfman technice lejtmotywów pozostaje wierny od początku do końca swojej kompozycji, ale jednocześnie nie staje się ich więźniem (jak to zdarzyło się chociażby Howardowi Shore we Władcy Pierścieni), stosując je oszczędnie i często zastępując motywami dla konkretnych scen, nie bohaterów. Temat Jacka nie jest zatem jedynym, który dotyczy dyniogłowego króla Halloween, a kolejne struktury melodyczne pojawiają się wraz z rozwojem akcji i kolejnymi wydarzeniami. Elfman bawi się tematyką z dużą swobodą, dzięki czemu większość powtórek – za wyjątkiem może wykorzystywanego nagminnie wspomnianego tematu Sally – nosi znamiona bardziej przypadku niż przymusu. Kompozytor bez przerwy panuje nad sytuacją.

Album pomyślany został jako równoległa obrazowi opowieść i tak też działa, od początku, poprzez rozwinięcie, aż do zakończenia. Siła narracyjna muzyki jest olbrzymia, score instrumentalny w tym kontekście jest jedynie uzupełnieniem dla piosenek, gdyż to one nadają przebiegowi narracji tempa i to one właśnie zaznaczają najważniejsze wydarzenia. Oprócz tego służą wprowadzeniu licznych bohaterów, począwszy od całej miejskiej społeczności (This is Halloween), poprzez Jacka (Jack’s Lament), Locka, Shocka i Barrell (Kidnap Mr. Sandy Claws), wreszcie po złowrogiego pana Oogie Boogie (Oogie Boogie’s Song). Dominacja piosenek jest tak wyraźna, że konserwatyści bez wahania ponad tę kompozycję postawią Edwarda Nożycorękiego, który w partiach instrumentalnych ma niekwestionowaną przewagę. Jednak score w The Nightmare Before Christmas nie wypada wcale blado, w licznych momentach bowiem zostaje mocno wyeksponowany i dodaje opowieści baśniowej atmosfery. Wartość jaką dla Elfmana przedstawia muzyka instrumentalna potwierdzona zostaje już na samym początku, w doskonałej uwerturze zapowiadającej główne tematy filmu, a następnie w magicznym podkładzie pod narrację Patricka Stewarta (The Opening). Wyżyny emocjonalne osiąga natomiast w potężnym, dramatycznym początku Christmas Eve Montage, gdy Jack w Noc Bożonarodzeniową wyrusza z prezentami dla dzieci na całym świecie. Nieco strachu, sporo humoru i groteski czynią score satysfakcjonującym przerywnikiem – tak, przerywnikiem, uzupełnieniem narracyjnym, gdyż nie wszystko można oddać za pomocą wokalu – dla piosenek. Znakomita muzyka.

Piosenki natomiast zachwycają od ekspresyjnych partii Elfmana, który w swoich dwóch głównych solowych popisach – Jack’s Lament oraz What’s This? – jawi się jako doskonały interpretator tekstu, za pomocą modulacji głosu uzyskujący zarówno autentyczny smutek, zachwyt, jak i komiczną grozę, poprzez perfekcyjne rozpisanie kompozycji, po genialne orkiestracje (End Titles) czołowych dziś nazwisk muzyki filmowej: Steve’a Barteka oraz Marka McKenzie. Podobnie znakomity efekt dają dynamiczne, szaleńcze wręcz zmiany wokalistów, czym błyszczy zwłaszcza zapadający w pamięć, prezentujący wszystkich mieszkańców miasteczka This Is Halloween. Majstersztyk. Trudno wybrać spośród wszystkich małych arcydzieł zawartych na albumie to jedno najlepsze, choć wiadomo, że największą popularność zdobyło radosne, świąteczne What’s This?, dzięki pięknemu tematowi i inspirującemu wykonaniu Elfmana – cóż za kontrast dla subtelnego mroku pozostałych piosenek. Każda kolejna prezentuje właściwie nowy temat: pojawia się więc charakterystyczne dla stylu kompozytora, nieco psychodeliczne, przezabawne Kidnap Mr. Sandy Claws (łobuzerskie!) i niespodziewane, jazzoweOogie Boogie’s Song. Ten ostatni utwór jest o tyle ciekawy, że zapewnia śpiewającej go postaci bardzo wyraziste tło muzyczne, właśnie ze względu na nagłą zmianę gatunku. Ów pojedynek słowny między potworem Oogie Boogie a Świętym Mikołajem to prawdziwa gratka aktorska dla uszu. Nie sposób zagłębić się we wszystkie utwory musicalowe, nie sposób również wymienić zalet każdego z nich. Bo w Jack’s Obsession trafia się magiczny temat smyczkowy, Town Hall Meeting to kolejny popis całej rzeszy wykonawców, wreszcie Finale/Reprise okazuje się być… powtórką What’s This?, ale autorstwa upiorów z miasteczka. Co za piękna klamra…

Oprócz kompozycji i partii wokalnych, Elfman odpowiedzialny jest również za teksty, którymi idealnie uchwycił ducha burtonowskiej produkcji, a pojawiające się w nich od czasu do czasu gry słowne to prawdziwe mistrzostwo komizmu. Spójność ścieżki dźwiękowej jako musicalu wynika z odpowiedniego dopasowania piosenek do fabuły, będących nie dodatkową atrakcją, ale niezbędnym dla narracji elementem. I tutaj ujawnia się perfekcjonizm duetu Elfman-Burton. Jedyna znana mi partytura z filmu animowanego, którą postawiłbym na równi z The Nightmare Before Christmas to Książę Egiptu Hansa Zimmera i Stephena Schwartza, choć opowieść o miasteczku Halloween cenię ponadto za niezwykłą oryginalność, podczas gdy historia Mojżesza wierna jest klasycznym założeniom muzyki filmowej. Czy więc niekonwencjonalne dzieło Elfmana miłośnik tradycyjnych ścieżek dźwiękowych zdoła docenić? W większości przypadków nieodzowna zapewne będzie znajomość obrazu, choć z własnego doświadczenia wiem, że i bez tego można się w ów muzyczny fajerwerk bez reszty wciągnąć. A wówczas The Nightmare Before Christmas dostarczy Wam jeszcze więcej zabawy i radości niż kultowy Edward Nożycoręki. Kocham tą kompozycję. To bezdyskusyjnie największe osiągnięcie Danny’ego Elfmana w jego dotychczasowej karierze, a ponadto dzieło potwierdzające regułę, iż cierpliwość procentuje. Klasyka.

(tekst opublikowany na Dyrwin’s OST)

Najnowsze recenzje

Komentarze