Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Patrick Cassidy

Calvary

(2014)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 12-11-2014 r.

Katolicki ksiądz na odległej placówce w Irlandii w konfesjonale dowiaduje się od jednego z wiernych, iż za tydzień zginie za krzywdy, których tamten doznał ze strony Kościoła (niestety pedofilia…). Grany przez charyzmatycznego Brendana Gleesona główny bohater, jak przystało na człowieka Boga, nie panikuje a przyjmuje tą wiadomość ze spokojem, toteż w ciągu następnych siedmiu dni postara się uporządkować sprawy związane z parafią, niewydarzoną grupą dewiantów oraz dziwaków z miasteczka a także ze swoim życiem osobistym. Taką historię w skrócie opowiada Kalwaria, irlandzki dramat obyczajowy z elementami czarnej komedii, w którym reżyser Michael McDonagh do fabuły przemycił symbolikę chrześcijańską (min. tytułowa kalwaria, droga krzyżowa). Na uwagę w filmie zwracają jego dwa aspekty – warstwa wizualna i dźwiękowa. Ta pierwsza za pomocą zdjęć irlandzkich wzgórz, klifów, nabrzeży oraz palety barwnej stara się zbudować wyciszoną, uduchowioną atmosferę. Jeszcze bardziej stara się ją uwypuklić dość unikalna ścieżka dźwiękowa Patricka Cassidy. Kompozytor ten, fanom muzyki filmowej znany jest głównie z przepięknej arii Vide Cor Meum, użytej w dwóch filmach Ridleya Scotta, Hannibalu oraz Królestwie niebieskim. Irlandczyk współpracował ściśle również z Lisą Gerrard przy dwóch albumach, w tym wybitnym Immortal Memory. Na koncie ma także inne przedsięwzięcia z pogranicza muzyki współczesnej, klasycznej i chóralnej, min. Famine Remembrance (praca koncertowa na wspomnienie 150-lecia wielkiego głodu w Irlandii). Tak więc, jeżeli tego kalibru twórca bierze się za muzykę filmową, efekty powinny być co najmniej interesujące.

Cassidy na koncie ma już pracę przy kilku filmach, ale to Calvary zdaje się być pracą, którą ma szansę dotrzeć do największego grona odbiorców muzyki filmowej. Irlandczyk postawił na mocno klasyczne, organiczne brzmienie muzyki, która oczywiście ma sporo elementów zbieżnych z jego twórczością poza filmową. Ścieżkę dźwiękową określa harmonia, wyciszenie oraz mocno kontemplacyjny charakter. Calvary kreuje w wielu momentach niemal sakralną aurę, znaną z twórczości takich twórców klasycznych jak John Tavener czy Gabriel Faure. Z muzyki bije emocjonalny ton oraz wewnętrzny spokój i można odnieść wrażenie, iż nie jest to ilustracja stworzona „pod” film oraz konkretne sceny, ale raczej działająca w warstwie intelektualnej filmu, w stanach emocjonalnych, uczuciach i psychice bohaterów filmu. Znamienna dla filmu, jak już wspominałem, jest jego irlandzka sceneria, którą praca Cassidy’ego pięknie podkreśla. Muzyka również asystuje głównemu bohaterowi w kilku scenach, w których ukazana jest rutyna i wyciszenie jego życia jako duchownego.

Score oparty jest przede wszystkim o piękny, skąpany w zadumie temat emocjonalny, który ma nieco wspólnego z tematami, które Hans Zimmer tworzył na przełomie lat 90-ych i pierwszej dekady XXI wieku. Grany jest w różnych konfiguracjach, w większości przez kameralną sekcję smyczkową ale też min. solową wiolonczelę. Calvary ujmuje szczególnie w swoich partiach wokalnych, poprzez zaangażowanie dwójki solistów, wykonujących eteryczne, uduchowione wokalizy w języku irlandzkim gaelickim. Głos Ayi Peard występuje częściej, będąc min. synonimem postaci córki głównego bohatera. Pojawia się również wysoki, męski wokal (Iarla Ó Lionáird), głównie w otwierającym oraz wieńczącym soundtrack utworze The Beatitudes (błogosławieństwo). Partytura w warstwie instrumentalnej jest dość stonowana. Oprócz przeważającej sekcji smyczkowej, można usłyszeć wspomnianą solową wiolonczelę, solowe skrzypce w wykonaniu Odhran O’Casaide, a także ascetyczny fortepian. Dość zaskakujący jest brak typowego etnicznego instrumentarium, do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni (prace Hornera czy Williamsa) w związku z filmami, które rozgrywają się w irlandzkim kręgu kulturowym, ale decyzję o ich nie użyciu podjął sam kompozytor.

W pamięci zapada szczególnie zachwycająca, uduchowiona atmosfera stworzona w utworze Teresa, kiedy to Cassidy korzysta z usług subtelnego chóru, w filmie będąc komentarzem do sceny rozmowy w kościele pomiędzy księdzem a religijną kobietą, której mąż zapadł w śpiączkę po wypadku. Treść rozmowy w połączeniu ze scenerią (przygaszony kościół) i muzyką tworzą wzruszający moment filmu McDonagha. Podobnie mocne oddziaływanie, przy współudziale wokalu Peard i wiolonczeli, ma muzyka w scenie przebaczenia (Third Act Revelation). Tu Cassidy zbliża się z pewnością do poziomu swojej kolaboracji z Lisą Gerrard przy Immortal Memory.

Kalwaria jest trochę jak concept-album, jak projekt solowy, niż typowy score filmowy. Właściwie oprócz kilku momentów elektronicznego underscore’u oraz dwóch utworów, które działają jako typowa ilustracja filmowa (Your Church is on Fire, A Lone Figure), Cassidy roztacza przed nami melancholijną, nieco rozmarzoną, zachęcającą do skupienia oraz wyciszenia się przestrzeń dźwiękową, która jakby nie patrzeć, ujmuje i daje szansę obcowania z czymś bardzo nietuzinkowym we współczesnej muzyce filmowej. Sporą zaletą Calvary jest jego krótki czas trwania (poniżej 50 minut), co przy małej różnorodności muzyki jest trafnym posunięciem. Dłuższy czas odsłuchu mam wrażenie, „rozwodniłby” tę pracę i nie miałaby ona takiego emocjonalnego oddziaływania. Muzyka do kontemplowania, przeżywania, mały, piękny a w momentach zachwycający score, który sprawdza się tak w filmie jak i w oderwaniu od niego. Nie pozbawiony znamion oryginalności a przede wszystkim pokazujący wysoką technikę użytkową i klasę kompozytorską jego twórcy. Cechy te składają się w sumie na jedną z najlepszych pozycji 2014 roku.

Najnowsze recenzje

Komentarze