Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Max Richter

Congress, the (Kongres)

(2013)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 15-09-2014 r.

Pięć lat minęło od wysoce ocenianego i nagradzanego debiutu reżyserskiego Izraelczyka Ari Folmana pt. Walc z Baszirem, który zaproponował nietuzinkowe wykorzystanie animacji do opowiedzenia poważnej historii o ogarniętym wojną Bliskim Wschodzie. Folman w swoim drugim pełnometrażowym obrazie – luźnej adaptacji Kongresu futurologicznego Stanisława Lema – ponownie korzysta z dobrodziejstw animacji, jednak tym razem dzieli ona czas z żywymi aktorami. Utrzymany w onirycznym, filozoficznym klimacie Kongres używa konwencji science-fiction jako sztafażu, opowiadając o naszych uzależnieniach, poszukiwaniu tożsamości i totalitarnym świecie rządzonym przez farmaceutyczne koncerny i…filmowe studia. Intryguje post-apokaliptyczna atmosfera oraz bardzo specyficzne sekwencje animowane i mimo, że film Izraelczyka ma pewne problemy fabularne, broni się właśnie wizją świata przedstawionego i niełatwą tematyką, którą porusza. Sukces Walca był również sukcesem kompozytora Maxa Richtera, który tamtą pracą w zasadzie zadebiutował na szerszej arenie soundtrackowej i również w przypadku Kongresu jest on ważnym partnerem reżysera. Tworzy ścieżkę dźwiękową, której oczekiwali od niego jego fani, ale też zapuszcza się w dość niespodziewane rejony muzycznej wypowiedzi.

Kilka ostatnich pracy Richtera delikatnie mówiąc zbyt nie zachwycało, dawało się odczuć pewną mechaniczność rozwiązań a zazwyczaj obok jednej pięknej melodii mieliśmy do czynienia z morzem industrialno-minimalistycznego underscore’u, który niczym szczególnym nie zachwycał. W Kongresie Richter powraca do bardziej ekspresyjnej estetyki. Przede wszystkim miłośników jego neo-klasycznych talentów zachwyci kilka utworów z nieprzeciętnej urody emocjonalną liryką, tak jak w otwierającym Beginning and Ending, Winterreise czy pięknym All Your Joys, All Your Pain. Tutaj niemiecki Anglik odwołuje się do pięknie klasycyzującego grania oraz poruszającej melodyki, opartych o smyczkowe tło, elegancki fortepian czy smutną w wyrazie wiolonczelę (Still Dreaming, Still Travelling). Szczerze powiedziawszy to jest właśnie to, na co oczekiwałem u Maxa Richtera a filmowa sekwencja z przywołanego All Your(…), kiedy głównej bohaterce zostają wyjaśnione zasady halucynogennego świata przyszłości na przykładzie u-fantastycznionego Nowego Jorku zapada w pamięć podczas seansu także dzięki muzyce. Czasami klasyczna w wyrazie muzyka Richtera osiąga pewien stopień rozmachu (znakomite In the Garden of Cosmic Speculation), choć w warstwie kompozycyjnej nie rezygnuje z minimalistycznych, hipnotyzujących figur. Co czyni ją według mnie w jakimś stopniu ponadczasową. Zdarza się tu nawet swoisty utwór akcji (The Rebel Attack) z ciekawie utylizowaną perkusją oraz instrumentami dętymi. I nawet tu kompozytor zdaje się mówić: „nie jestem jakimś tam wyrobnikiem, mam trochę większe ambicje niż współczesna filmówka”.

Kongres to jednak nie tylko klasyczna forma. Na soundtracku znajdziemy również kilka utworów stricte elektronicznych, w których Anglik udanie nawiązuje do stylistyki lat 80-ych w tym gatunku. Szczególnie podobać może się dynamiczne On the Road to Abrahama, przy którym oglądamy Robin Wright podróżującej samochodem do filmowej krainy halucynacji. A także „przerywników” w postaci instrumentalnego rocka (w brzmieniu odwołujących się do lat 70-ych), związanych z kilkoma scenami, w których podkład ten funkcjonuje w pewnym sensie jako tzw. muzyka źródłowa. Kolejna muzyczna „odnoga” Kongresu to dwie piosenki śpiewane przez Wright (z dość dobrym skutkiem). I to nie byle kogo, bo Boba Dylana oraz Leonarda Cohena, wpisujące się w dziwaczną, odrealnioną atmosferę filmu. Album uzupełniają również dwa fragmenty klasyki – Schuberta oraz Szopena. Na jego końcu znalazły się również dwa utwory bonusowe, hałaśliwe piosenki z pogranicza post-rocka, które uchodzą za wspomnianą muzykę źródłową, choć nijak one nie pasują do żadnego z przytoczonych powyżej muzycznych światów. Na całe szczęście znajdują się na końcu…

Trudno tak naprawdę do końca „ugryźć” The Congress. Richter tym razem niemalże zachwyca w formach symfoniczno-instrumentalnych a na dodatek zaskakuje w zakresie elektroniki. Podobać mogą się piosenki, dobrany materiał klasyczny oraz nawet wspomniane rockowe „dżingle”. Problemem ogólnym w odbiorze muzyki poza filmem jest jednak jej sekwencjonowanie na albumie. Perfekcyjnym rozwiązaniem byłoby połączenie utworów z danej grupy w bloki – niestety fragmenty te są przemieszane i porozrzucane po albumie, co oczywiście nie sprzyja odsłuchowemu doświadczeniu. Oczywiście zawsze można sobie zaprogramować własną listę do odsłuchu, ale przecież nie w tym rzecz… Na pozostałych polach – oddziaływania w obrazie oraz oryginalności czy też świeżości, miks muzyki oryginalnej i już istniejącej mile łechce i zapewnia więcej niż solidny odsłuch. Co prawda poziomu Walca z Baszirem nie osiągnięto, ale Kongres spokojnie można zaliczyć do najlepszych filmowych dokonań Maxa Richtera i pozostaje nam tylko czekać na kolejną jego współpracę z Folmanem.

Najnowsze recenzje

Komentarze