Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Michael Kamen

Brazil

(1992)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 15-04-2007 r.

Brazil Terry Gilliama był w 1985 roku dla nieodżałowanego Michaela Kamena filmem, który przerzucił go tak naprawdę do wielkiego kina. Do tego czasu kompozytor mógł się pochwalić jedynie umiarkowanymi sukcesami na polu kompozytora muzyki filmowej, by wspomnieć Jad czy Martwą strefę. Ta psychodeliczna, uciekająca w świat fantazji i herosów monty-pythonowska wersja Roku 1984 Orwella pozwoliła mu wypłynąć na szersze wody, na których pozostał już do końca swojego życia.

Brazil to kraina szczęśliwości, do której udaje się w swoich marzeniach i snach główny bohater filmu grany przez Jonathana Pryce’a, skromny urzędas żyjący w technokratycznym, doszczętnie zbiurokratyzowanym społeczeństwie pod absolutną kontrolą wolności słowa. Główną osią muzycznej kompozycji Kamena jest niezwykle łatwo wpadająca w ucho piosenka Brazylijczyka Ary Barosso, poprostu pod tytułem Brazil, napisana jeszcze w 1939 roku. Słyszymy ją w filmie (wykonywaną przez Geoffa i Marię Muldaur), dodatkowo szczególną atrakcją jest jej wersja z wokalem popularnej w owym czasie Kate Bush, która brzmi pięknie i nostalgicznie. To właśnie sekwencje senne bohatera Pryce’a są źródłem jednych z najbardziej inspirujących fragmentów muzyki kompozytora w całej jego karierze. Wtedy to Kamen aranżuje tytułowy temat Barosso na pełną, rzewną orkiestrę (z przewagą smyczek) i wywołującą magiczne wrażenia harfę. Każde wejście tematu Barosso niesie ze sobą na albumie pewien pierwiastek magii a nuty Kamena są pełne jak jego twórczość liryzmu i wyciszenia (szczególnie warta uwagi jest końcówka drugiego utworu). Najciekawszy jest chyba jednak utwór Waiting For Daddy, przepełniona erotyzmem i uwiedzeniem, nostalgiczna melodia na saksofon w wykonaniu Mela Collinsa. Utwór ten znalazł się również na albumie Concerto for Saxophone, gdzie gra go w sposób fascynujący współpracujący z Kamenem (min. przy Zabójczej broni) David Sanborn. Zaskakuje również aranżacja Brazil na styl….brazylijski. Finałowy utwór to już tętniąca życiem samba, pojawia się w filmie na końcowych napisach i jest całkowitą opozycją do chyba jednego z najsmutniejszych zakończeń we historii kina (ale jednocześnie najbardziej zwycięskich…(?)).

Jednakowoż soundtrack z Brazil to również ogromny eklektyzm. Oprócz nastrojowych, pięknych, powyżej wspomnianych sekwencji, mamy muzykę akcji, której nie jest dużo, lecz jednokrotnie przez niezbyt trafione sekwensowanie albumu, przerywa nam piękny nastrój. Nie jest tak potężna i dynamiczna jak w kinie akcji, do którego pisywał Kamen pod koniec lat 80-ych a raczej jest zwykłą ilustracją, bez tematycznych rozwinięć i przewodniej myśli. Otwierający utwór za to jest popisem inwencji twórczej, gdyż twórca orkiestrę symfoniczną łączy z odgłosami maszyny do pisania; daje to zdumiewający efekt. Oprócz tego pomiędzy utwory wciśnięto kwestie dialogowe i reklamy (Central Services! ) z filmu, jednak ich dziwaczność i monty-phytonowa nutka całkowicie rozmijają się tak z muzyką opisową jak i źródłową (tanga i walce w stylu retro).

Mimo swoich tylko 38 minut trwania, albumu z Brazil słucha się z zaciekawieniem i przyjemnością, ma swoisty klimat lat 40-ych poprzez wprowadzenie orkiestracji kojarzących się z filmem noir. Michael Kamen, już wtedy, niespełna 40-letni twórca charakteryzował się własnym, niepodrabialnym „głosem” muzycznym, czymś co wyróżnia wielkich od zwykłych wyrobników, którzy dziś mienią się nowymi i wschodzącymi gwiazdami muzyki filmowej. Historia filmu jak i muzyki do Brazil jest pełna anegdot i ciekawostek. Terry Gilliam, z którym Kamen współpracował potem jeszcze przy dwóch filmach zagroził iż spali negatyw filmu, jeżeli muzyka kompozytora zostanie wyrzucona. Był to wspaniały pomysł niesławnego szefa Universalu, Sidneya Sheinberga, który jest odpowiedzialny również za wyrzucenie genialnej muzyki Jerry Goldsmitha z Legendy. Czasem się opłaca jednak walczyć, coś co umiał Terry Gilliam a czego nie potrafił Ridley Scott. Dlatego też dziś Brazil zajmuje poczesne miejsce pośród filmów kultowych a o Legendzie niestety dużo ludzi już zapomniało. I trudno sobie wyobrazić ten film bez muzyki Kamena, a może raczej zaadaptowanej muzyki Kamena (tak trzeba byłoby to nazwać), która wypada w filmie znakomicie. Trudno jednoznacznie ocenić album Milanu. Dużo to eklektyzmu, który nie sprzyja dobremu odsłuchowi, oprócz fragmentów takich, które chce się słuchać i słuchać są utwory jednoznacznie nie interesujące, mające swój byt tylko w filmie. Mimo tego Brazil trzeba pochwalić za odwagę i za to otrzyma marki takie a nie inne.

(tekst opublikowany na Score Aficionado)

Najnowsze recenzje

Komentarze