Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Bear McCreary

Caprica (2CD)

(2013)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 23-10-2013 r.

Czasami trzeba wiele zachodu, by na rynku płytowym ukazała się ścieżka dźwiękowa do jakiegoś ważnego projektu. Caprica jest tego idealnym przykładem. Po unoszącym się na fali popularności Battlestara, pilotażowym odcinku spin-offu umiejscowionego w przedwojennym świecie 12 Kolonii, spodziewano się, że będzie równie wielkim hitem, co remake przygód załogi Galactici. Zaangażowany do tworzenia oprawy muzycznej Bear McCreary otrzymał wtedy niesamowitą szansę, by uzupełnić to arcyciekawe muzyczne uniwersum o polityczny oraz religijny aspekt. Czy udało mu się?



Patrząc z perspektywy czasu można powiedzieć, że tak, czego żywym przykładem jest zachowana w minimalistycznym duchu, bardzo intymna ścieżka dźwiękowa do pilota Caprici. Nakreślone tam szkice tematyczne posłużyć miały jako fundament do kreowania innego, bardziej dramatycznego oblicza 12 Kolonii. I faktycznie, jak ogląda się krótki, bo niespełna kilkunastoodcinkowy periodyk, nie sposób nie zauważyć swoistego rodzaju pomostu, jaki kompozytor zarzuca pomiędzy nowymi ideami, a tematami nakreślonymi w filmie wprowadzającym do fabuły. Znalazło się tam wiele zarówno nowatorskich, jak i tych sprawdzonych wcześniej metod ilustracji, które kształtowały warsztat Beara na przestrzeni lat. Wszystko to oczywiście aż się prosiło, by trafić w ręce fanów w postaci okazjonalnego albumu soundtrackowego. Niestety, anulowanie serialu i komplikacje prawne wynikłe z restrukturyzacją kanału należącego do sieci NBC Universal wstrzymały wszystkie rozmowy na długie lata. Dopiero olbrzymie larum podniesione przez liczne grono fanów i determinacja samego kompozytora mogły zaowocować tym oto specjalnym, dwupłytowym wydaniem soundtracku do Caprici.

Sam autor muzyki wypowiada się o nim jako o najbardziej kompletnym zestawie muzycznym, jaki powstał na potrzeby serialu. Fakt, przysłuchując się sferze audytywnej periodyku nie idzie nam stwierdzić porażającej ilości materiału snującego się w tle. Prezentowane nakładem La-La Land Records ponad 2,5-godzinne doświadczenie muzyczne, wyczerpuje więc w zupełności potrzeby nawet najbardziej wymagającego odbiorcy. Ale jak to się wszystko ma do tak zwanego „listening experience”?



Tutaj pojawia się gigantyczny problem, bowiem to, co stworzył McCreary na potrzeby Caprici rozmija się z charakterystyczną dla Battlestara przebojowością. Pisałem o tym zresztą już przy okazji recenzji soundtracku do odcinka pilotażowego, a następujący po nim serial zdaje się tylko utwierdzać w tym przekonaniu. Oczywiście sama muzyka nie jest jako takim problemem, gdyż w warunkach widowiska, jakie zdobi, sprawdza się znakomicie. Jej stonowany, pełen melancholii wyraz idealnie odzwierciedla podzielone przez żal i ambicje rodziny Graysone’ów i Adamów. Niestety, przerzucenie ciężaru ilustracyjnego na liryczny, choć ciężki w obyciu underscore, odbiera pełną radość słuchania. Dwupłytowe limitowane do 3 tysięcy egzemplarzy wydawnictwo La-Li, pomimo wielu zabiegów mających na celu wyrwanie tego materiału ze szpon nudy, nie można nazwać produktem ukierunkowanym na przypadkowego odbiorcę. Dowodem na to niech będzie fakt, że po ponad dwóch latach, jakie minęły od emisji ostatniego odcinka, ponowne wejście w to muzyczne uniwersum wymagało nielichej gimnastyki pamięci. Także niejednokrotnego powrotu do bloga kompozytora, gdzie z pedantyczną wręcz skrupulatnością opisywany był proces powstawania oprawy do całego serialu. Jako entuzjasta prac Beara mogłem sobie na to pozwolić. Ciężko jednak wymagać od każdego słuchacza sięgającego po dwupłytową Capricę, by odrabiał tak obszerną pracę domową.

Mimo tego, nawet najbardziej poświęcone sprawie jednostki mogą mieć problem z przyswojeniem całości. Materiał zawarty na dwóch krążkach spokojnie mógłby zostać skompresowany do jednego, arcyciekawego kompaktu. Przeglądając tracklistę nie sposób bowiem nie zauważyć, że wydawcy starali się wycisnąć z kompozycji Beara dosłownie ostatnie soki. Świadczą o tym częste powroty do muzyki z pilotażowego odcinka serialu – rozszerzone co prawda o nowe fragmenty, ale tak na dobrą sprawę nic nie wnoszące do całokształtu. Podobnie sprawy się mają z licznymi aranżami tematów przewodnich, które w mniej lub bardziej inwazyjnej formie kształtują muzyczny wizerunek Capici. Spośród kilkudziesięciu minut daje się jednak wyszczególnić utwory o wielkim potencjale – te do których zapewne niejeden fan powracał będzie dosyć regularnie.

Na pierwszy plan wysuwa się utwór New Cap Cityoraz fragmenty ilustrujące końcówkę serialu, a mianowicie Apotheosis oraz The Differently Sentient. Jeżeli miałbym użyć porównania dałbym tutaj za przykład temat z Apocalypse (BSG: The Plan) oraz Black Market (BSG Sezon 2). Oba utwory oparte są bowiem na dosyć prostych płaszczyznach rytmicznych, które są tylko pretekstem do rozwoju równie nieskomplikowanej myśli muzycznej. Wszystko to oczywiście trzyma się pewnych charakterystycznych dla warsztatu Beara McCreary’ego ram stylistycznych… Naszej uwadze nie umknie także obecność królujących w mainstreamie ostinat oraz nawiązania do wielu poprzednich prac kompozytora. Najbardziej daje się to odczuć na płaszczyźnie elementów elektronicznych, które zdają się jakby żywcem wyjęte z serialowych Kronik Sary Connor. Lista zaangażowanych w projekt osób tylko potwierdza ten „dziwny zbieg okoliczności”. A powraca między innymi producent muzyki elektronicznej, Captain Ahab (Was Love) oraz brat kompozytora, Brendan, który po raz kolejny napisał i wyśpiewał kilka piosenek (solowo lub w grupie Young Beautiful in a Hurry).



Skoro już poruszyliśmy kwestię piosenek, muszę z przykrością stwierdzić, że jest to najsłabsze ogniwo dwupłytowego albumu do Caprici. Muzyka Brendana jakoś nigdy do mnie nie przemawiała, a krzyczany bez ładu i składu wokal aż prosił się o zakończenie przygody z jego tolerowaniem. Nie inaczej w moim mniemaniu prezentuje się także oficjalny athem stolicy 12 Kolonii przywiązany stylistycznie do complandowskiej Americany. O ile wersja instrumentalna nie przeszkadza, to już ta opatrzona patetycznym wokalem zdecydowanie przegrywa w starciu z moją cierpliwością. A szkoda, bo utworem tym właściwie zaczynamy naszą przygodę z soundtrackiem…

Ci, którzy nie zrażą się do skądinąd dziwnych piosenek, z pewnością zostaną nagrodzeni kilkoma highlightami. Do takowych, poza wspomnianym wyżej Apotheosis, New Cap City oraz The Differently Sentient, należy zaliczyć również operę napisaną i wykonaną specjalnie na potrzeby jednego z epizodów CapriciEnd of Line. Te prawie 9-minutowe doświadczenie muzyczne rekompensuje wszystkie napotykane do tej pory trudności z odbiorem nieco przydługiego albumu. Kameralna muzyka (przywołująca twórczość angielskiego kompozytora Johna Tavenera) opatrzona została pięknym tekstem napisanym przez matkę McCreary’ego, Laurę Kalpakin. Zachowany w duchu sakralnym, utwór, posiada jeszcze jedną interesującą płaszczyznę – jeden z wokali wykonany został przez battlestarowego porucznika Felixa Gaetę (Alessandro Juliani). Z tego chociażby powodu gorąco polecam sięgnięcie po ten jakże ciekawy fragment muzyczny.

Swoistego rodzaju ciekawostką mogą się również okazać szkice tematyczne i demówki umieszczone na krążku dzięki usilnym staraniom samego kompozytora. Jest ich stosunkowo dużo, więc nie widzę sensu opisywanie każdego z tych bonusów. Warto jednak zwrócić uwagę na utrzymany w jazzowej stylistyce utwór Cerberus Dance, gdzie za tło rytmiczne posłużyły charakterystyczne dla warsztatu Beara instrumenty perkusyjne. Jest to pierwotna wersja dosyć agresywnego i szorstkiego w brzmieniu Burlesque remiksowanego na potrzeby filmowe przez Jonathana Snipesa. Ciekawostką, choć nie zrywającą kapci z nóg, będzie również źródłowe Graystone Plays Nomion Variations, gdzie pojawia się słynny temat Exploration autorstwa Stu Phillipsa.

Jak zatem widzimy, dwupłytowe wydanie ścieżki dźwiękowej do Caprici to dosyć nierówny album. Z jednej strony obfituje w wiele interesujących momentów, z drugiej natomiast naszpikowany jest całą masą zbędnego materiału ilustracyjno-wokalnego. Dlatego też wszystkim słuchaczom ciekawym przede wszystkim tematycznej spuścizny Caprici polecałbym jednak pozostanie przy soundtracku z odcinka pilotażowego.


Inne recenzje z serii:

  • Caprica (pilot)
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze