Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Jacob Groth

Dead Man Down (Czas zemsty)

(2013)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 23-08-2013 r.

Hollywood coraz częściej w ostatnich latach sięga (i pewnie będzie sięgać) po kompozytorów wywodzących się ze Starego Kontynentu. Doskonałym przykładem jest tu nasz rodak Abel Korzeniowski, który swym talentem zawstydza większość kompozytorów-wyrobników rejonu Los Angeles. Duńczyk Jacob Groth, znany do tej pory głównie z ilustracji do serii Millenium, opartej na bestsellerowych powieściach Stiega Larsona, do Czasu zemsty przyszedł głównie z racji wcześniejszej współpracy z reżyserem Nielsem Ardenem Oplevem. Ten angaż oraz fakt nie odrzucenia muzyki Grotha na rzecz jakiegoś IV-ligowego miejscowego grajka, pokazuje, że jednak w Hollywood próbuje się szukać czegoś nowego. Być może sytuacja taka miałaby miejsce gdyby Dead Man Down był zwykłym akcyjniakiem z zemstą w tle. Na szczęście europejskie korzenie twórców oraz europejscy odtwórcy głównych ról (znakomita Noomi Rapace i dobry Colin Farrell) tworzą mimo pewnych ułomności angażujące połączenie filmu kryminalnego, dramatu psychologicznego, romansu oraz sensacji. Sam Groth nie popełnił wiekopomnego dzieła, o co dość trudno w tej tematyce, jednak jego praca jest choćby warta zauważenia.

Mogę sobie wyobrazić, iż kompozytor mógł mieć niezłego pietra związanego z tym, czy jego praca będzie odrzucona w jakiejś tam fazie projektu przez wszechwładnych producentów czy też nie. Słychać to w bardziej odtwórczej ilustracji, nastawionej na kreowanie sound designu, typowego dla współczesnego hollywoodzkiego scoringu thrillerów czy też obrazów sensacyjnych. Objawia się to głównie w mrocznym, powolnym underscorze, choć ma to również uzasadnienie w smutnym, stonowanym wydźwięku samej fabuły, która opowiada o rzeczach bolesnych i trudnych. W tych momentach doświadczymy i ciężkiej elektroniki, i efektów dźwiękowych (różne „zgrzyty”, „odgłosy”), i technik przynależnych bardziej gatunkowi horroru (szemrzące smyczki itp.). Kilka utworów niestety nadaje się tylko do pominięcia przy przesłuchu. Praca Grotha na szczęście ma również ciekawe elementy, na które warto zwrócić uwagę. Momenty, które pokazują, że europejski twórca miał jakieś ambicje, które chciał przemycić do tego projektu.

Bardzo subtelnie charakteryzuje przede wszystkim powoli tworzące się uczucie pomiędzy dwójką głównych protagonistów – życiowych wykolejeńców. Najpierw ilustruje ich rozmowy stonowanym, dramatycznie ‘umazanym’ smyczkowym tłem, które w filmie bardzo dobrze pozwala wczuć się w ich dramatyczną przeszłość. Później natomiast wprowadza delikatne akordy i tony, które asystują ich trudno rozwijającemu się uczuciu. Ważny dla muzycznej narracji ścieżki jest przede wszystkim emocjonalny, i tak jak większość rzeczy w tej pracy, przepełniony smutkiem temat Victora. Interesujące jest jego przejście do jednego z nielicznych momentów otuchy czy też inspiracji w utworze The Decision. Bardzo ładna wiolonczelowa solówka zostaje nam z kolei zaprezentowana w finałowym utworze płyty. Groth zapewnia nam w Czasie zemsty także nieco muzycznej akcji. Część z niej jest niestety nieco wtórna i nie opierająca się schematom hollywoodzkiego modelu muzyki sensacyjnej. Ucho można zawiesić szczególnie w przypadku początkowego Cafe Cora, gdy Duńczyk wchodzi na ciekawy, przypominający nieco zimmerowską elektronikę z lat 90-ych rytm, w asyście dysonansów oraz elektrycznej gitary i perkusji. Druga sytuacja to ilustracja finałowego starcia (The Battle), przyprószona dynamiczną elektroniką.

Jacob Groth na pewno nie zawojuje Czasem zemsty hollywoodzkiej sceny kompozytorskiej, jednak miło widzieć, że nawet i Europejczycy mają coś do powiedzenia w muzycznym gatunku thriller/sensacja, który był w zasadzie od zawsze amerykańską domeną. Jest to ścieżka dość przeciętna, jednakowoż posiada jakiś charakter, jako że kompozytor starał się nadać jej nieprzeciętnego rysu czy to przez materiał dramatyczny, czy żeńskie, choć dość stonowane wokalizy. Ostatnim wartym uwagi elementem, który nie znalazł się niestety (pewnie ze względów licencyjnych) na wydaniu Varsese Sarabande jest piosenka Eblouie Par la Nuit francuskiej piosenkarki Zaz, która doskonale zamyka film Opleva. Całość została wykonana przez duńską orkiestrę z Kopenhagi. Soundtracka z Dead Man Down, głównie dzięki czasowi trwania (nie wyobrażam sobie tego np. w postaci 70-minutowego wydania…) słucha się znośnie i dość łatwo można wyłapać w nim najciekawsze jego momenty. Dlatego też polecam najpierw zaznajomić się z tym niebanalnym filmem, w którym muzyka wypada chyba nieco lepiej i pokazuje też kontekst, w jakim została stworzona.

Najnowsze recenzje

Komentarze