Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Cliff Martinez

Only God Forgives (Tylko Bóg wybacza)

(2013)
-,-
Oceń tytuł:
Maciej Wawrzyniec Olech | 27-06-2013 r.

Po artystycznym i komercyjnym sukcesie Drive wrota Hollywood szeroko otworzyły się dla jego twórcy Nicolasa Windinga Refna. Duński reżyser postanowił jednak nie skorzystać z wielu lukratywnych propozycji, po tym jak dokonał niesamowitego odkrycia, że hollywoodzkie filmy skierowane są głównie na zysk. Poznawszy tę szokującą i nikomu nieznaną wcześniej prawdę, postanowił nakręcić obraz według własnych upodobań, bez wtrącających się hollywoodzkich bossów. I chyba trochę przesadził.

Po seansie Only God Forgives do te pory nie wiem, co to właściwie było? O ile przy Drive udało się zachować świetny balans pomiędzy stereotypowo pojętym kinem amerykańskim i europejskim, tak tym razem Refn mocno przeszarżował. Właściwie to ciężko nie odnosić się do tego filmu przez pryzmat Drive, tym bardziej, że można odnieść wrażenie, iż Duńczyk chciał ulepszyć już gotowe dzieło. Niestety w efekcie tego otrzymaliśmy typowy przykład przerostu formy nad treścią, zważywszy z jak prostą historią mamy do czynienia. Wprawdzie trafiają się naprawdę dobre momenty, ale też takie, kiedy widz ma prawo łapać się za głowę i dziwić się co też to właściwie jest i czy reżyser nie stroi sobie z niego żartów. Strona wizualna, choć niesamowita, z czasem wydaje się być przestylizowana tak, że można odnieść wrażenie oglądania reklamy Diora czy Armaniego.

Jak zaś w tym całym dziwacznie napuszonym obrazie prezentuje się oprawa dźwiękowa. Soundtrack do Drive’a (tak, znowu porównanie) z miejsca zyskał status kultowego, głównie za sprawą przebojowych piosenek, gdyż i tak mało kto dawał radę przejść przez ambientową ścianę dźwięków Cliffa Martineza. Zważywszy, że soundtrack do Only God Forgives składa się głównie z jego muzyki i mając w pamięci poprzednie dokonania, należy domniemywać, że przebrnięcie przez niego może być sporym wyzwaniem. Skoro o minimalistycznym, industrialnym, monolitycznym sound designie Martineza trudno się wielce rozpisywać, to postanawiam wyzwać na pojedynek samego Ryana Goslinga! W Only God Forgives amerykański aktor wypowiada łącznie 17 kwestii, czym zawstydził samego Arnolda Schwarzeneggera z pierwszego Terminatora. W takim razie ja postaram się zawstydzić ich obu i zrecenzować tę muzykę przy użyciu 16 zdań!

1)Pierwszy kontakt z tym soundtrackiem może odstraszyć, szczególnie jeżeli wcześniej nie miało się styczności z innymi pracami Martineza. 2) Na krążku dominuje mroczny, wręcz miejscami usypiający ambient, który bardziej skupia się na budowaniu odpowiedniej atmosfery niż sprawiania przyjemności słuchaczowi. 3) Nie uświadczymy tutaj przebojowych piosenek, które byłyby miłą odmianą od wszechobecnego sound designu. 4) Zamiast nich mamy trzy tajskie piosenki. 5) Miejsce akcji filmu doskonale usprawiedliwia ich obecność i ciężko je nazwać złymi, ale pewien szok kulturowy jednak są w stanie wywołać. 6) Nie będę ukrywał, że za pierwszym razem ledwo dałem radę przesłuchać do końca ten soundtrack. 7) Szczególnie takie utwory jak chociażby ponad 8 minutowy Ladie Close Your Eyes potrafią być sporym wyzwaniem i niejednego słuchacza mogą po prostu męczyć. 8) Dlatego też po pierwszym kontakcie z płytą postanowiłem sobie nigdy więcej do niej nie wracać. 9) Gdy jednak obejrzałem film, byłem zmuszony skorygować moją wcześniejszą opinię i dać temu soundtrackowi drugą szansę. 10) Naturalnie znając już wcześniejsze prace amerykańskiego kompozytora, domyślałem się że jego muzyka będzie się spisywać w filmie Refnaznacznie ciekawiej, jak na albumie. 11) Nigdy jednak bym nie przypuszczał, że muzyka Cliffa Martineza będzie najmocniejszą stroną produkcji Duńczyka. 12) Ta ścieżka nie tylko spisuje się dobrze w obrazie, ona jest jego nierozłączną częścią. 13) Martinez tworzy niesamowity, hipnotyzujący klimat z pogranicza snu i jawy. 14) Wszystkie dźwięki, delikatne melodie, doskonale współgrają z lokalizacją i specyficzną narracją i stylem w jakim Only God Forgives został nakręcony. 15) Dziwne na pierwszy rzut ucha tajskie piosenki, po seansie nabierają zupełnie nowego znaczenia i inaczej zaczynamy je odbierać. 16) Trudno mi teraz odmówić piękna niesamowitemu Falling In Love, z wokalem tajskiej piosenkarki/aktorki Rhatha’i Phongam (gra w filmie rolę Mai). 17) Także dziwaczne Can’t Forget wykonywane przez, również grającego w filmie, Vithaya Pansringarma zupełnie inaczej, normalniej, się prezentuje po filmowym seansie.

Ach ten Gosling! Jednak nie dałem rady. Zgubiła mnie moja pycha, gdyż myślałem, że jestem w stanie dorównać… ba, nawet przebić samego Ryana Goslinga! Porwałem się z motyką na słońce, gdyż widać tylko on mówiąc tak mało, lub nie mówiąc wcale, potrafi zachwycić i zauroczyć tak wielu. Jednak moja rzetelność recenzencka jest ważniejsza i po głębszej analizie, a w szczególności po zapoznaniu się z samym filmem, uważam, że byłoby niesprawiedliwie potraktować pracę Martineza wyłącznie 17 suchymi zdaniami. Pomijając już wspomnianą niezwykłą symbiozę z obrazem, nawet sam album, kiedy dokładniej się w niego zagłębimy, można odkryć na nowo. Zamiast jednej wielkiej plamy dźwięku, wyłaniają się pojedyncze utwory. Zawaham się nawet stwierdzić, że to jednak z bardziej zróżnicowanych ścieżek Cliffa Martineza. Na szczególną uwagę zasługuje, rytmiczny, charakterystyczny motyw, która pojawia się w takich kawałkach jak Chang And Sword, Take It Off i . Szczególnie w tym ostatnim wydaniu prezentuje się on najlepiej na płycie. Nie lada wrażenie może też zrobić zapętlający się Wanna Fight który wprowadza nas w koszmarny trans. Zaś przy utworze Sister, Pt. 1 otrzymujemy niezwykle urzekającą dawkę naprawdę ładnego, wyciszającego ambientu.

Trudno też nie docenić drobnych smaczków, które mają sprawić, że naprawdę poczujemy się jak byśmy przechadzali pełnymi neonów ulicami Bangkoku. Chodzi głównie o symboliczne użycie niektórych tradycyjnych tajskich instrumentów, takich jak chociażby phin będący tamtejszym rodzajem lutni. Ciekawym zabiegiem jest też użycie dźwięku organów, które swoim przetworzonym brzmieniem, szczególnie w otwierającym album tytułowym Only God Forgives mogą przywodzić na myśl motyw towarzyszący zwiastunom systemu THX.

Oczywiście nawet po doszukaniu się tych interesujących elementów i ciekawych pojedynczych utworów, ścieżka z Only God Forgives dalej jest dość ciężka w odbiorze. Szczególnie jeżeli nie zna się całego filmowego kontekstu i podchodzi się do niej wyłącznie jako zwykłej płyty z muzyką filmową. Trzeba przyznać, że Cliff Martinez naprawdę miał pomysłu na ten score. Można by nawet zaryzykować stwierdzenie, że on, jako nieliczny, w pełni zrozumiał artystyczny zamysł Refna.

Najnowsze recenzje

Komentarze