Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Victor Reyes

Red Lights

(2012)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 20-11-2012 r.

Światek muzyki filmowej miał okazję przed dwoma laty szerzej poznać hiszpańskiego kompozytora Victora Reyesa, który wraz ze swoim rodakiem Rodrigo Cortesem udowodnił, iż można stworzyć niebanalny film rozrywkowy z człowiekiem zamkniętym w trumnie. Sukces i dobre przyjęcie Pogrzebanego pomogły Cortesowi w realizacji jego kolejnych projektów i tak oto, w tym roku pojawił się obraz pt. Red Lights. Hybryda thrillera psychologicznego z elementami paranormalnymi i oczywiście jak to w kinie hiszpańskim – elementami dramatycznymi. Poziomu Prestiżu nie osiągnięto, choć przy pomocy takich nazwisk jak Cillian Murphy, Sigourney Weaver i sam Robert De Niro (wreszcie w dobrej roli!), w rezultacie dało porządny, klimatyczny film z dreszczykiem. Oczywiście, muzykę ponownie skomponował Reyes i mimo, że finalny produkt jest więcej niż solidny, jest nieco słabszy niż wspomniany Pogrzebany.

Partytura z 2010 roku była pracą dość mocno osadzoną w klasycznym, orkiestrowym stylu, z elektryzującym podkładem pod napisy początkowe i zapadającym w pamięć, emocjonalnym finałem. Przy Czerwonych światłach Reyes także korzysta głównie z symfoniki, ale akcenty są już rozłożone nieco inaczej, jako że partytura Hiszpana ma dużo bardziej współczesne brzmienie. Większość materiału z 53-minutowego wydania oparta jest na rytmice i budowaniu napięcia. Muzyka jest bardziej modernistyczna, cechuje ją progresywność, również poprzez wtrącenia gitar czy elektroniki. Nie ustrzegła się również nadużywanych w ostatnich lat ostinat, i w tym miejscu najbardziej traci na osobowości czy charakterze, upodabniając się do wielu innych, podobnych ilustracji filmowych. Nieco ciekawiej radzi sobie w bazie tematycznej i budowania napięcia, choć i to jest sporne. Tematy są krótkie – raczej 3 lub 4-nutowe i w tej kwestii zdziwiło mnie bardzo podobieństwo 3-nutowego (najczęściej powtarzanego) tematu głównego do sygnatury Howarda Shore’a z filmu Azyl. Mimo, że dodaje on muzyce szczypty rozmachu, jakiejś przestrzeni, nie wiem czy do końca można go uznać za sukces. W ogóle mam wrażenie, że muzyka kanadyjskiego kompozytora tworzyła temp-track filmu, do którego być może kazano Reyesowi się odnieść w swojej muzyce. Weźmy na przykład brudne, mroczne frazy sekcji dętej w Lost Lonely Woman, wyjęte wprost z partytury choćby do Siedem. Również wspomniana progresywna rytmika przypomina Shore’a i ilustracje typu The Score… Warstwa ilustracyjna mimo wszystko broni się. Czasami możemy usłyszeć ciekawy zabieg kompozycyjny czy np. powiewające grozą wokale (utwór 14), choć przy konkurencyjnym Intruders Roque Banosa blednie. Ogólnie underscore określa sens poszukiwania, śledztwa, powolnego wyjawiania tajemnicy, które udziela się bohaterom tropiącym w filmie fałszywe zjawiska paranormalne.

Pora wspomnieć o ciekawszych i jaśniejszych punktach ścieżki. Podobnie jak przy Pogrzebanym wyróżnia się sekwencja pod napisy początkowe. Mroczna, intensywna, włącznie z odgłosem dzownów i potężnymi 'gestami’ orkiestry, przypominająca trochę napisy początkowe z Czerwonego smoka Elfmana. Bardzo dobrze sprawuje się szczególnie w filmie – tu na pewno Reyes nie zawodzi. Warte wspomnienia są również okazałe orkiestrowe crescenda w Stand Up! czy What Is You’ve Come to See (tu trochę na matrixową modłę razem z mocarną aranżacją głównego tematu). Końcówka partytury to piękna, emocjonalna, choć subtelna muzyka, trochę w stylu Michaela Giacchino. Duża klasa i kompozytorska sprawność pierwszego sortu. Razem z End Credits, intonującym temat główny z perkusyjnym podkładem stanowią mocny, 10-minutowy finał soundtracka.

Red Lights nie jest muzyką w żaden sposób przełomową. Jednakowoż nie schodzi poniżej dobrego, czy w momentach wysokiego poziomu, którym raczą nas od kilku lat iberyjscy twórcy. A szczególnie w klimatach, które reprezentuje: thriller i dramat. Albumu słucha się bardzo dobrze (niewiele ponad trzy kwadranse), choć nie do końca sprawdza się kilka krótszych utworów, które nie wnoszą za wiele do odsłuchu całości. Chociaż idzie lekko w kierunku nowoczesnych trendów komponowania, nadal trzyma się klasycznej, instrumentalnej oprawy z kilkoma sekwencjami symfonicznymi, które zadowolą wybredniejszych fanów gatunku a jednocześnie są dowodem umiejętności kompozytora. W głowie, podobnie jak w przypadku poprzedniej pracy Reyesa, pozostają szczególnie napisy początkowe emocjonalny finisz. W kilku miejscach cierpi na anonimowość i brak muzycznego charakteru, co nie pozwala uznać ją za pracę bardzo dobrą. Ale jeżeli Reyes ma prezentować w przyszłości nadal ten sam poziom, to będę więcej niż zadowolony.

Najnowsze recenzje

Komentarze