Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Christopher Young

Sinister

(2012)
5,0
Oceń tytuł:
Maciej Wawrzyniec Olech | 10-11-2012 r.

Muzyka do horrorów rządzi się swoimi prawami. Aż chciałoby się rzec, że panuje pewna żelazna zasada, jak należy komponować taką ścieżkę dźwiękową. Przede wszystkim potrzebny jest dobry, wpadający w ucho temat. Kiedy już to osiągniemy potrzebujemy na resztę score’u trochę niepokojących smyczków i sprawny underscore, który będzie kreował odpowiedni nastrój. Najlepiej ten niepokojący klimat przerywać co jakiś czas mocnymi uderzeniami co będzie potęgować efekt zaskoczenia i przerażenia. Na zakończenie do napisów końcowych dobrze jeszcze raz rozpisać temat główny i voilà mamy soundtrack do horroru! Oczywiście nie zamierzam tutaj generalizować, ale mimo wszystko pewne schematy się już utarły i tylko nielicznym udaje się skutecznie je przełamywać. Właśnie takie zupełnie inne podejście do gatunku prezentuje ścieżka dźwiękowa do horroru Sinister autorstwa Christophera Younga. Już teraz zaznaczam, że jest to podejście wyjątkowo radykalne, które niejednego może odstraszyć.

Sam film, podobnie jak seria Ring pokazuje, że siły nieczyste i zjawiska paranormalne nie należy tylko szukać na starych cmentarzach i opuszczonych domach. W tym przypadku mamy do czynienia z taśmami nagranymi kamerą Super 8, ukazujące straszliwe morderstwa. Kto dokonał tych morderstw, kto nagrał te filmy i jaki ma to związek z tajemniczym „Mr. Boogie”? Muszę przyznać, że odpowiedzi na te pytania wcale nie były tak głupie jak się można było spodziewać i sam film zaliczyć należy do udanych horrorów. Co prawda może samo zakończenie, nie było jakoś wielce szokujące, ale nie da się ukryć, że twórcom udało się stworzyć ciekawą historię i wykreować odpowiedni, niepokojący i czasami mrożący krew w żyłach nastrój. Niemałą rolę odegrała w tym muzyka Christophera Younga… Chociaż dla wielu pewnie tutaj nasunie się jedno pytanie: Czy to w ogóle jest jeszcze muzyka?.

Pierwszy kontakt ze ścieżką dźwiękową Younga może dla wielu być niełatwy, czy też posłużyć do wrzucenia jakiejś zdziwionej lub zszokowanej fotki z Internetu. Otóż amerykański kompozytor, który jak mało kto specjalizuje się w ilustracjach do filmów grozy, postanowił trochę poeksperymentować z formą, czego efektem otrzymaliśmy jedną z oryginalniejszych i dziwniejszych ścieżek do horroru jaką dane mi było słyszeć. Cały score jawi się jakby został pożarty, zmielony, a następnie wypluty przez jakąś wyżej niezidentyfikowaną maszynkę mielącą. I tak wśród gęstych oparów ambientu, co jakiś czas pojawiają się dziwnie zmiksowane ludzkie głosy, czasami wręcz demoniczne krzyki. Elektronika czasami zdaje się brzmieć jakby pochodziła ze zepsutego i dogorywającego komputera. A sam dźwięk nie raz zdaje się być jakby nagrany na startej płycie, która co chwilę się zacina. Szokujący miks tych wszystkich efektów otrzymujemy w kawałkach takich jak Levantation i The Horror In The Canisters,, które naprawdę potrafią przerazić i odstraszyć niejednego miłośnika muzyki filmowej. To co jednak na pierwszy rzut ucha wydaje się jak niesmaczny żart ze strony Younga po dokładniej analizie przeradza się w przemyślany zabieg. Szczególnie znajomość filmu pomaga zrozumieć ten score. Główny bohater wszak ogląda stare nagrania, często w słabej jakości, montuje je, przegrywa na komputer, zapisuje, kasuje je, przewija, pospiesza i w sumie te wszystkie czynności Christopher Young oddaje nam swoją muzyką.

W filmie zresztą ta eksperymentalna oprawa dźwiękowa spisuje się bez zarzutów, choć czasami nieco ginie. W ogóle sporą część ilustruje cisza i niewiele oryginalnego materiału zawartego na soundtracku znalazło się w obrazie. Pojawia się za to sporo kawałków różnych zespołów z pogranicza metalu i industrialu (np. Boards of Canada). Ta specyficzna muzyka pojawia się głównie przy nagraniach z kamery Super 8, jak i w scenach ze zjawiskami nadprzyrodzonymi. I naprawdę wtedy połączenie obrazu z tą nietypową muzyką, potrafi przerazić i wlać w nasze serca niepokój. A czyż nie o to chodzi w horrorach?

Błędne będzie jednak twierdzenia, że ten score to wyłącznie elektroniczne eksperymenty i efekty dźwiękowe. Przy dokładniejszym zagłębieniu się w tę oprawę muzyczną odkryjemy parę ciekawych melodii. W ogóle można odnieść wrażenie, że na początku Christopher Young skomponował całą muzykę na pianinie, a dopiero potem przetworzył ją przez komputery i urozmaicił najróżniejszymi dźwiękami. I trzeba przyznać, że melodie, które wygrywa pianino są naprawdę dobre i warte uwagi, jak chociażby ciekawe i ładne Never Go In Dad’s Office czy też eksperymentalne Millimeter Music.
Przy całym tym eksperymentowaniu Christopher Young jako wytrawny kompozytor, nie zapomniał o jednej żelaznej zasadzie soundtracków do horrorów. A mianowicie o dobrym temacie głównym. I tak tytułowe Sinister posiada wszystko co dobry temat do horrorów posiadać powinien. Mamy więc wpadającą w ucho melodię, która potrafi nas zaciekawić i przestraszyć zarazem. Cały utwór jak reszta albumu, został odpowiednio przemiksowany i wzbogacony o różne dźwięki łącznie z brutalnymi partiami na gitarę elektryczną. Dobry i hipnotyczny kawałek. Na szczególną uwagę zasługują też dwa końcowe utwory. Z jednej strony otrzymujemy prawie 10 minutową suitę plus remix tej ścieżki dźwiękowej, który najlepiej pasowałby na parkiety technoclubów. Co kto lubi.

Soundtrack ten trudno zaliczyć do tych, do których chętnie będziemy wracać i nucić sobie pod nosem. Zapewne wiele osób odrzuci forma i styl jaki obrał Christopher Young. Z drugiej jednak strony jak mantra powtarzane są teksty, że muzyka filmowa już niczym nie zaskakuje i już dawno zaczęła zjadać swój ogon. Narzekamy na brak oryginalności wśród ścieżek dźwiękowych i karcimy kompozytorów za powtarzalność i operowanie ciągle tym samym brzmieniem i stylem. Christopher Young jak mało który zna się na ilustrowaniu horrorów. Nie ma nawet sensu wymieniania wszystkich jego partytur do filmów grozy. Tym samym spokojnie mógł postąpić wedle wspomnianej na początku metody i napisać muzykę schematyczną i do bólu przewidywalną, która spełniłaby swoją rolę. Wtedy pewnie pojawiłaby się krytyka za brak oryginalności, a nawet zarzuty, że Young się skończył. Amerykanin pokazał jednak, że w tym można byłoby myśleć hermetycznym gatunku, który zna lepiej niż własną kieszeń, jest w stanie stworzyć coś nowego, przełamującego schematy. Czy eksperyment w pełni się udał? Tutaj pewnie zdania będą mocno podzielone. Ale w końcu kto nie eksperymentuje, nie próbuje i nie ryzykuje, ten nie pije szampana.

Najnowsze recenzje

Komentarze