Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Alexandre Desplat, Różni wykonawcy

Moonrise Kingdom (Kochankowie z Księżyca)

(2012)
-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Koperski | 04-11-2012 r.

Trzy lata po faktycznie Fantastycznym Panu Lisie, młody reżyser Wes Anderson powraca do kina z żywymi aktorami, aczkolwiek nadal pozostaje w swoim specyficznym, ekstrawaganckim, śmieszno-nostalgicznym świecie. Moonrise Kingdom (posługiwanie się polskim tytułem sobie daruję, jakoś nie mogę się do niego przemóc) to osadzona w owym magicznym realizmie Andersona, przeurocza opowieść o pierwszej miłości dwójki dwunastolatków, którzy decydują się na ucieczkę, w jej przypadku – z domu, w jego – ze skautowskiego obozu. Choć akcję swojego obrazu, najeżonego gwiazdami kina (Murray, Willis, Norton, Keitel, Swinton) i znakomitymi debiutantami, reżyser umieszcza w latach 60. minionego stulecia, to jednak w fabule korzysta z własnych wspomnień z lat dziecięcych i młodzieńczych, tworząc niejako fantazję na temat własnego pierwszego zauroczenia dziewczyną. To odwoływanie się do przeszłości ma też niebagatelny wpływ na ścieżkę dźwiękową, która w obrazie wypada chyba jeszcze lepiej i bardziej znacząco na jego atmosferę, niż w przecież świetnym pod tym względem Fantastic Mr. Fox.

Nie tylko dlatego, że to ostatni z wcześniejszych obrazów Andersona, przywołuję znów Lisa, ale także z powodu łączącej go z Moonrise Kingdom osoby kompozytora. Reżyser ponownie bowiem o stworzenie oryginalnej ścieżki dźwiękowej poprosił mocno rozchwytywanego Alexandre’a Desplata. Najwyraźniej panowie przy poprzednim filmie świetnie się dogadywali, ale czyż mogło być inaczej, skoro rezultat ich współpracy wypadł tak przekonująco i nietuzinkowo. Zresztą Desplat (jak w sumie wielu kompozytorów) wyraźnie pokazuje, że z niektórymi reżyserami, zwłaszcza tymi bardziej nieszablonowymi, bardziej jest mu po drodze niż z innymi, i pisane dla nich kompozycje zdecydowanie wyróżniają się na tle czasem masowo pisanych a i bywa że dość wtórnych „plumkadełek”. Takim reżyserem bez wątpienie jest Wes Anderson, choć współpraca z nim wydawać by się mogła dla kompozytora dość niewdzięczna. Oryginalny score stanowi bowiem tylko pewną, niewielką część występującej w filmie muzyki i nie raz, nie dwa, ustąpić musi pola wykorzystanym piosenkom oraz fragmentom muzyki klasycznej.

W przypadku Moonrise Kingdom muzyczną ilustrację można podzielić na cztery zbiory: zdominowana przez Benjamina Brittena klasyka; piosenki, wśród których przeważają songi country autorstwa Hanka Williamsa; score Desplata; oraz czasowo stanowiąca najmniej znaczący element, na soundtrackowym albumie ograniczony do jednego kawałka, ale jednak skomponowanego specjalnie pod film, więc warta osobnego wyróżnienia, muzyka skautowska stworzona przez Marka Mothersbaugha (znanego z udanej ilustracji do animacji Klopski i inne zjawiska pogodowe a wcześniej współpracującego już z Andersonem przy jego starszych filmach). Zacząłem tę listę od XX-wiecznego brytyjskiego kompozytora Benjamina Brittena, gdyż i reżyser tworząc fabułę filmu zaczynał od wspomnień z nim związanych. Wes Anderson jako 10-latek wraz ze starszym bratem wystąpił w szkolnym przedstawieniu opartym na operze Brittena Noe i potop, stworzonej z myślą o wystawianiu przez pół-amatorskich, lokalnych wykonawców, w kościołach etc. Anderson wspomina, że odgrywał tam mało znaczącą rolę jelenia, jednego ze zwierzaków zabranych na arkę. W filmie to właśnie ta opera rozpocznie znajomość dwójki bohaterów, podczas przypadkowego spotkania w garderobie, to także z nią związany będzie finał. Jednak to inne dzieło Brittena stanowić będzie klamrę dla filmu. The Young Person’s Guide to the Orchestra (znane także jako Wariacje i fuga na temat Purcella) to swoisty przewodnik dla dzieci, rozpoczynających kontakt z pracami symfonicznymi, pokazujące jak piękny temat barokowego kompozytora Henry’ego Purcella pochodzący z ilustracji sztuki teatralnej pt. Abdelazar może być aranżowany na różne grupy instrumentów. W filmie i na płycie usłyszymy je w wykonaniu Nowojorskich Filharmoników pod batutą samego Leonarda Bernsteina. To także Bernstein własnym głosem zapowie i dyrygować będzie kawałkiem z Karnawału zwierząt Saint-Saënsa.

W warstwie piosenkowej dominuje wspomniane już country Hanka Williamsa, co wynika zapewne z prostych skojarzeń z osobą głównego bohatera (skaut, traperska czapka, wyprawa przez głuszę). Jedyna inna piosenka to Le Temps de l’Amour będąca w filmie ulubionym utworem głównej bohaterki, ale wydaje mi się, że odgrywa tu ważniejszą rolę niż Williams, a już z całą pewnością bardziej pamięta się scenę, w której została użyta. Ciekawostką wydaje mi się trzynasty utwór płyty – skomponowany przez Franza Schuberta, ale wykorzystana tu aranżacja na fortepian i żeński wokal pochodzi z francuskiego filmu Popatrz na mnie. Naturalnie rodzi się pytanie, kto ten track do Moonrise Kingdom wynalazł: czy reżyser, czy może jednak Alexandre Desplat, tak jak podobne wątpliwości można było mieć w przypadku utworów Georgesa Delerue w Fantastycznym Panu Lisie.

Skoro wywołałem już do tablicy Desplata, to warto bliżej przyjrzeć się temu, co Francuz skomponował. Ilość materiału jest bardzo podobna jak w przypadku wcześniejszej współpracy kompozytora z reżyserem: na albumie znalazło się tylko nieco ponad kwadrans muzyki oryginalnej. Także stylistycznie jest podobnie. Znów jest po „desplatowemu”, ale tak nie do końca. Typowa dla Francuza delikatność i ekspozycja detali łączy się z czymś, z czym zazwyczaj kojarzony nie był: z bezpośredniością i urokliwą, melodyjną prostotą (chociaż kilka ostatnich prac też wskazuje, że Desplat coraz częściej potrafi pójść w tym kierunku). Także od strony instrumentacji mamy tu połączenie typowego Desplata z tym znanym z Lisa: są harfy, delikatny flet, fortepian, skrzypce grające pizzicato ale i ksylofon, chór, werble, gitara klasyczna, elektryczna czy nawet ukulele. Co dokładnie to wszyscy dowiemy się w ostatnim z utworów Desplata, będącym żartem i hołdem ze strony reżysera zarazem, bowiem nawiązując do The Young Person’s Guide… Brittena po kolei przedstawiane są instrumenty składające się na orkiestrę „Mister Desplata”. Najciekawszą częścią desplatowskiej suity będzie jednak ta najdłuższa, oznaczona jako Part 4-6, a wykorzystana w końcówce filmu, najbardziej żywa, dynamiczna i ekspresyjna ze wszystkich.

Moonrise Kingdom, jak wiele soundtracków zbudowanych na zasadzie łączenia oryginalnego score z klasyką/piosenkami wywołuje mieszane uczucia. Dla wszystkich osób nieobeznanych z filmem, płyta może być jako całość nieco męcząca, zbyt różnorodna stylistycznie, chaotyczna i niezrozumiała w swej koncepcji. Wszystko to zmienia się oczywiście po seansie ale i tak utwory na albumie zebrane razem dalej nie brzmią tak przekonująco, jak w połączeniu z ciepłymi kadrami filmu Andersona. Tam jednak muzyka filmowa, niezależnie czy skomponowana specjalnie na jego potrzeby, czy też wyszukana przez twórców wśród istniejących dzieł, właśnie powinna się najlepiej odnajdywać i najwięcej wnosić, a soundtrack to tylko dodatek, szansa by słuchając go w wyobraźni ponownie przenieść się do świata wykreowanego przez reżysera. W przypadku Moonrise Kingdom także muzyka sama w sobie jest zdecydowanie, przynajmniej jako zbiór, dziełem właśnie Wesa Andersona. Alexandre Desplat, choć wykonał tutaj kawałek naprawdę fajnej roboty, był tylko jednym z kompozytorów, którzy w tej kreacji amerykańskiego reżysera, świadomie bądź nie, wsparli. I o tym trzeba pamiętać, także przy ocenie. Mimo wszelkich płytowych niedoskonałości nie można muzycznej warstwy Moonrise Kingdom ocenić inaczej niż pozytywnie, choć nota końcowa w tym przypadku brać się będzie głównie z filmowego kontekstu niż z prezentacji albumowej. Do tej ostatniej większość osób wracać będzie, tak podejrzewam, głównie fragmentarycznie. Czy dla utworów Desplata, czy dla innych, trudno mi powiedzieć, ale myślę, że choćby te kilkanaście minut muzyki Francuza właśnie godnych jest uwagi.

Najnowsze recenzje

Komentarze