Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Georges Delerue

Jules et Jim / Les Deux Anglaises et le Continent (Jules i Jim/Dwie Angielki i kontynent)

(1962/1971/2008)
-,-
Oceń tytuł:
Marek Łach | 04-11-2012 r.

Dwa filmy Francoisa Truffaut, dwie adaptacje literatury, obie opowiadające o trójkątach miłosnych: Jules et Jim o dwóch mężczyznach zakochanych w jednej kobiecie, Les Deux Anglaises et le Continent o dwóch siostrach kochających jednego mężczyznę. Jak z tym klasycznym romansowym motywem poradził sobie Georges Delerue? Recenzowane tu dwie ścieżki miłość przedstawiają w sposób wszechstronny, odarty z rzewnych stereotypów, w które Francuz popadł po przeprowadzce do Ameryki, gdzie mechanicznie pisał piękne wprawdzie, ale pozbawione większej inwencji artystycznej sentymentalne tematy. Obie ścieżki pokazują przede wszystkim, jak w najlepszych momentach kariery Delerue urzeczywistniał swoje artystyczne credo, w myśl którego muzyka powinna rozbrzmiewać dopiero wtedy gdy słowa, bądź obraz i dźwięk nie są wystarczające, by przekazać sens sceny i towarzyszące jej emocje.


Jules et Jim to w pierwszej kolejności temat wakacji (Vacances), jedna z tych niepozornych, chwytających za serce melodii Francuza, które choć skromne, pozostają na długo w pamięci po seansie filmu. Ów bezpretensjonalny, idylliczny utwór ma zaklętą w sobie beztroskę i radość życia, spozierające wesoło spośród nut błogiej, leniwie płynącej, sielankowej melodii; z tym większym zdumieniem odkrywa się później, że przy pomocy tego samego tematu (Brouillard) Delerue wydobywa inne, bardziej chmurne odcienie liryzmu. Ścieżka oczywiście na tym się nie kończy – dalej otrzymujemy bowiem melancholijny awiatyczny rozmach (La terre promise), poruszające nieszczęsliwe solo oboju (Confession au clair de lune), klasycznie francuski wodewil (Jules et Jim), dowcipną polkę (Jules et Thérèse), czy wreszcie crème de la crème ścieżki, czyli przeuroczą adaptację piosenki Serge Rezvaniego Le Tourbillon, której tytuł („wir”) koresponduje ze wzburzonymi kolejami życia trójki bohaterów filmu. Mimo pewnych nieścisłości albumowej chronologii, ścieżki słucha się wyśmienicie; tematyczny przekładaniec, jaki funduje słuchaczowi Delerue sprawia, że nie sposób się nudzić, a żywiołowa melodyka ilustracji stawia ją posród najciekawszych dokonań francuskiego okresu twórczości kompozytora.


Dwie Angielki są skonstruowane nieco inaczej. Dla każdej z sióstr Francuz napisał odrębne, znacząco się od siebie różniące tematy, ukazując tym samym różnice temperamentu i charakteru bohaterek. Anna – pogodna, ciekawa świata, kipiąca energią, poszukująca sposobu wyrażenia swojej radosnej witalności – otrzymała śliczny, subtelny temat fortepianowy, z którego bije kojące ciepło; Muriel z kolei – zasadnicza i religijna, choć emocjonalnie burzliwa, rozdarta moralnie, ale skłonna do samopoświęceń – opisana została rzewnym, naznaczonym smutkiem i poczuciem utraty smyczkowym tematem, momentami o niemal pastoralnym charakterze (ten trop nasuwa zresztą organowy Le voyage en Perse). Oba utwory w miarę rozwoju historii płynnie zmieniają funkcję na potrzeby każdego z wątków miłosnych, znakomicie podkreślając różnice w charakterze obu romansów. Delerue z dużą maestrią operuje przygotowanymi melodiami, pojawiają się one z zegarmistrzowską precyzją nie tylko w scenach z obecnością sióstr, ale także przy okazji różnych sugestii, naprowadzających głównego bohatera na wspomnienia jego miłosnych uniesień. Wysoka częstotliwość, z jaką oba tematy występują, sprawia iż błyskawicznie zapisują się w świadomości odbiorcy; na dodatek znakomicie się uzupełniają, czemu pomaga ich pokrewna konstrukcja.

Choć śliczne, tematy sióstr ustępują jednak cudownemu Une petite île, magicznemu choć skromnemu utworowi, będącemu jednym z najpiękniejszych dzieł Francuza, subtelnie delikatnemu i idealistycznemu. Pomysł, który narodził się kilka lat wcześniej przy okazji innej francuskiej produkcji, tutaj osiąga pełną dojrzałość i staje się na lata znakiem firmowym kompozytora: chodzi o słodko, nostalgicznie i czarodziejsko brzmiący indyjski sitar, zawieszony nad pełną gracji, kojącą sekwencją smyczkową. W filmie Truffauta utwór Delerue wypada wręcz genialnie, zamykając w krótkiej sekwencji filmowanej z płynącej żaglówki całą poezję i niewinność młodzieńczej miłości. Wyciszenie dialogów i prowadzenie widza przy pomocy muzyki zdarza się w toku opowieści kilkakrotnie, za każdym razem z rzadko spotykaną w muzyce filmowej liryczną finezją i maestrią.

Jules et Jim przez lata występował płytowo w formie 26-minutowej suity, której uciążliwość – brak podziału na mniejsze sekwencje – łatwo sobie wyobrazić. Problem ten naprawiła dopiero wytwórnia Universal Music France na niniejszym albumie, wchodzącym w skład doskonałej serii Écoutez Le Cinéma. Deux Anglaises… miały więcej szczęścia i funkcjonowały w sensownym wydaniu już od początku lat 90-tych. Recenzowana tu płyta z 2008 roku to na dzień dzisiejszy – również z uwagi na szeroką dostępność – edycja optymalna: z poprawionym dźwiękiem, satysfakcjonująco zaaranżowaną tracklistą i ciekawą, choć zwięzłą książeczką. Sama muzyka uraduje zaś każdego, kto ceni serdeczną melancholię, liryczne uniesienia i wszechobecną joie de vivre. Zresztą od kiedy to nazwisko Delerue potrzebuje rekomendacji?

Najnowsze recenzje

Komentarze