Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Mark Mancina

Bad Boys

5,0
Oceń tytuł:
Mariusz Tomaszewski | 15-04-2007 r.

Mike Lowrey – Urządzasz sobie piknik w moim samochodzie??

Marcus Burnett – Słuchaj stary, żona się ze mną nie kocha. Nie zabraniaj mi chociaż tego.

ML – Co ty bredzisz? Co noc śpisz z piękną kobietą.

MB – Właśnie. Śpię i nic więcej. Na tym polega małżeństwo.

W takim klimacie utrzymany jest cały film. Bad Boys Michaela Bay’a to świetne kino rozrywkowe. Film nakręcony z polotem, nafaszerowany został niesamowitą dawką humoru. Praktycznie każdy dialog w obrazie potrafi wywołać uśmiech na twarzy widza. Na kasowy sukces kolejnej produkcji Jerry Bruckheimera i Dona Simpsona (odpowiedzialni za takie hity jak: Beverly Hills Cop, Top Gun, Crimson Tide czy The Rock) składa się świetna reżyseria Bay’a, u którego kamera prawie nigdy nie pozostaje w miejscu. Naturalnie tak skonstruowany film akcji wymaga bardzo dynamicznej muzyki. Wybór padł na Mancinę, który miał już pewne doświadczenie w tego typu kinie, gdyż rok wcześniej napisał muzykę to hitu, jakim niespodziewanie okazał się Speed. Wybór ten okazał się nader trafny. Bad Boys stał się filmem przełomowym dla jego producentów, dla reżysera, dla aktorów w nim grających, dla samego kompozytora i zaryzykuję nawet stwierdzenie, że to właśnie rok 1995 przyniósł nam rewolucję, którą dzisiaj nazywamy dawnym stylem Media Ventures.

Bad Boys doczekało się soundtracku, na którym znajdziemy… piosenki, które można usłyszeć w filmie. Niejako na pociechę mamy jeden utwór Manicny. Ale to trochę jak lizanie słoika miodu bez zasmakowania w nim na dobre. Taki zabieg raczej zaostrzył apetyt na wydanie muzyki, niźli go zaspokoił. Akurat w tym konkretnym przypadku można w ciemno powiedzieć, że ten score byłby kasowym hitem. Do tej pory nie wiadomo, czemu nie został oficjalnie wydany. Co ciekawe, nawet sam kompozytor tego nie wie. Oto, co mówi na ten temat sam zainteresowany: ”Bad Boys to dobry score. Ta muzyka, bardziej niż jakakolwiek inna, którą stworzyłem, była powielana. Słyszałem już ją miliony razy w trailerach, w innych filmach i w ogóle tam gdzie tylko się dało ją umieścić. Nigdy nie została oficjalnie wydana, co jest bardzo dużym rozczarowaniem. Jeśli spojrzeć na inne filmy Jerry Bruckheimera, tylko moja muzyka z Bad Boys nie została oficjalnie wydana. Nigdy tego nie zrozumiem.”. Jasno widać, że kompozytor ma żal do producentów o takie, a nie inne zachowanie w stosunku do jego osoby. Na pewno ta sytuacja miała też wpływ na zrezygnowanie z usług Manciny przy sequelu Bad Boys 2, do którego angaż dostał Trevor Rabin. Zatem biedni melomani po raz kolejny musieli zdać się na bootleg. Najlepszym ‘dostępnym’ wydaniem tej muzyki jest opisywane przeze mnie Concorde Edition.

Dobrze, dobrze, ale o co tyle szumu? Cóż takiego stworzył amerykański kompozytor, że spędzało to sen z powiek tak wielu kinomanom? Mamy tu do czynienia z bardzo dynamiczną muzyką, która wprost genialnie współgra z obrazem. Muzyka ta jest bogata tematycznie, jest świetnym połączeniem orkiestry z elektroniką, gdzie żadne z nich nie wybija się na pierwszy plan, a idealnie ze sobą koegzystuje. Co zatem sprawia, że ów score jest tak pożądany przez rzesze fanów muzyki? Moim zdaniem tajemnica sukcesu tkwi w symbiozie, jaka istnieje pomiędzy obrazem a muzyką. Zarówno film bez tej muzyki nie miałby takiej siły przebicia, tak samo muzyka bez nawiązania do dzieła Michaela Bay’a owszem, mogłaby zaistnieć w wyobraźni słuchacza, ale to już nie byłoby to samo. Bad Boys to idealny przykład wprost genialnego połączenia muzyki z obrazem. Esencja współczesnej muzyki filmowej. Takich właśnie okoliczności potrzebowało Media Ventures, aby zaistnieć na stałe w historii muzyki filmowej.

Styl Media Ventures (grupa kompozytorów zrzeszona pod opieką Hansa Zimmera) można by najprościej zdefiniować jako rewolucyjne połączenie elektroniki z orkiestrą na skalę, jakiej wcześniej nie było. Wręcz elektronika przejęła prym i to ona najczęściej prowadziła muzykę. Muzyka symfoniczna nierzadko stawała się tylko tłem. Pulsująca rytmicznie elektronika, zsamplowana perkusja, elektryczna gitatra, to tylko nieliczne cechy, jakie na pierwszy rzut oka wyróżniają kompozycje opatrzone szyldem Media Ventures. Podwaliny pod ten właśnie styl słyszymy w Bad Boys. A stworzył je właśnie Mark Mancina i Nick Glennie-Smith. Ten drugi jest odpowiedzialny w dużej mierze za muzykę do The Rock, gdzie styl Media Ventures rozwinął swoje skrzydła i możemy go podziwiać (lub nie, jak kto woli) w tymże właśnie obrazie. W sumie definiując styl MV opisałem muzykę do Bad Boys, ale spróbujmy zagłębić się w nią jeszcze bardziej.

Logicznym jest, że film akcji z założenia zwiera więcej muzyki akcji, niż underscore czy suspensu. Tak więc w muzyce akcji należy upatrywać ewentualnego sukcesu, tudzież klęski kompozytora. W tym przypadku mamy do czynienia z mistrzowskim action score, którego szkielet powstał na potrzeby Speed. Można zauważyć duże podobieństwa stylistyczne w muzyce z Bad Boys do tej ze Speed. Naturalnie późniejsze dokonanie Manciny prezentuje się bardziej dojrzale i okazale. Wygląda to tak, jakby kompozytor na potrzeby nowego projektu przearanżował swoją muzykę akcji, która istniała już wcześniej. Nie nazwałbym tego jednak self-plagiatyzmem, co najwyżej mowa tu nawiązaniach konstrukcyjnych. Świetnym przykładem takiej muzyki akcji jest Main Title/We’re In. Słychać tu doskonale motyw basowy, który towarzyszy nam od samego początku do końca albumu. Motyw ten nie wychodzi na prowadzenie, skrywa się zaś doskonale za orkiestrą, w której główną rolę grają smyczki, dęte blaszane oraz kotły. Całość mocno wspiera elektronika. Do tego dochodzi elektryczna gitara, która nadaje klimatu utworowi towarzyszącemu w filmie napisom początkowym. Jednakże mimo, iż jest to Main Title, nie jest to początek albumu. Na otwarcie dostajemy iście diabelski kawałek. The Porsche Scene jest rewelacyjnym prologiem, w którym to możemy po raz pierwszy usłyszeć temat przewodni wykonywany w na gitarze elektrycznej. Istna perełka na rozpoczęcie przygody z tym albumem. Oglądając film ciężko sobie wyobrazić inną muzykę w tym miejscu. Wracając do nawiązań, ciekawym w tym miejscu byłoby porównanie tego utworu do klasyki muzyki filmowej, jaką jest Axel F. Harolda Faltermeyera. Ten bardzo znany kawałek z Beverly Hills Cop brzmi podobnie do pierwszego tracku z recenzowanego przeze mnie albumu. Można by zaryzykować twierdzenie, że The Porshe Scene to lepsza i nowsza wersja starego klasyku. Na wyróżnienie zasługuje również temat przepełniony smutkiem i zarazem patosem, którego nigdy za wiele w filmach Bay’a. Możemy go usłyszeć w He Knew the Girl i We Need You czy w troszkę innej aranżacji w Thanks for Everything (Mike). Smutna melodia grana na gitarze stanowi ciekawy kontrast dla muzyki akcji, której jest najwięcej na albumie. Naturalnie wraz z bohaterami filmu znajdujemy się w Miami, tak więc nie mogło zabraknąć zabawnych iście rastamańskich aranżacji głównego tematu. Najlepszym przykładem tego jest JoJo Doesn’t Know/Hello We’re Negroes. Cały album to głównie muzyka akcji z momentami wytchnienia i lekką dawką underscore, bez którego prawie żaden film się nie może obejść.

– Hej, słyszeliście co mówiłem? Ja słyszałem, bo stałem w pobliżu kiedy to mówiłem!

Na pewno zasmakują w tym albumie wszyscy ci, którzy widzieli Bad Boys. Styl Media Ventures charakteryzuje się tym, że jest przystępny dla szerszego grona odbiorców, (w przeciwieństwie do klasycznej muzyki orkiestrowej). Zatem nie trzeba być żadnym znawcą i ekspertem, żeby docenić muzykę Manciny. Ci zaś, którzy nie widzieli filmu Michaela Bay’a, też nie ryzykują zbyt wiele sięgając po ten bootleg; no może jedynie to, że ktoś może na stałe polubić brzmienie Media Ventures, które jednak nie ma zbyt wysokich notowań u krytyków. Ale wszyscy wiemy, że oni się nie znają na dobrej muzyce… 😛

Najnowsze recenzje

Komentarze