Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Hans Zimmer

Black Hawk Down (Helikopter w ogniu)

(2001)
5,0
Oceń tytuł:
Paweł Stroiński | 15-04-2007 r.

Somalia. Rok 1993. Krajem rządzi Mohammed Farah Aidid, szef jednego z klanów. Jego podstawową bronią jest głód. Rezydujące w ramach misji ONZ wojska amerykańskie podejmują akcję porwania dwóch przywódców armii Aidida. Nic nie zapowiadało klęski operacji. Opór miejscowej ludności był niespodziewanie duży, a cały plan rozleciał się, kiedy Amerykanie stracili jeden z helikopterów. W dwudniowej walce zginęło 18 żołnierzy USA i przez to Bill Clinton wycofał wojska z Somalii. Całą operację opisał w swojej książce Black Hawk Down Mark Bowden. Materiałem zainteresował się producent Jerry Bruckheimer. Reżyserem filmu został Ridley Scott.

Tak jak w przypadku Gladiatora i Hannibala za muzykę odpowiedzialny był Hans Zimmer, ale, jak sam kompozytor mówi, całość była wielką improwizacją. Wspomina perkusistkę, która grała tak mocno, że poraniła sobie ręce. Cały pomysł Niemca polegał na walce dwóch różnych kultur, amerykańskiej i afrykańskiej. Amerykę reprezentuje, mówiąc w dużym uproszczeniu, heavy metal, Afrykę perkusja, instrumentacja i solowy wokal Baaby Maala. W filmie partytura wypada znakomicie, jest po prostu przerażająca, czasem przypominająca horror, choć trzeba zaznaczyć, że służy głównie jako dodatkowa ścieżka efektów dźwiękowych.

Wydanie Decca rozpoczyna utwór Hunger. Na początku słychać wokal Baaby Maala na tle elektroniki i charakterystycznej wiolonczeli Martina Tillmana. Partie wokalne są swoistą elegią, zarówno tu, Still jak i w Of the Earth (bardzo ciepły wokal). Mimo, że całość jest dość emocjonalna, Zimmer nie posuwa się nigdy do manipulacji. Następujący po krótkiej chwili fragment jest zapowiedzi większości muzyki akcji. Perkusja, elektronika, etnika i proste akordy na gitarę elektryczną. Kiedy się spojrzy na to dokładniej, zauważy się, że całość jest bardzo precyzyjna, brutalna, ale precyzyjna.

Mistrzostwo partytury polega na jednoczesnym unikaniu stereotypów i bawieniu się nimi. Wiele osób krytykowało pomysł zatrudnienia Senegalczyka do dramatu wojennego o Somalii. Dla mnie taka krytyka jest pozbawiona podstaw, zresztą sam Zimmer traktuje wokal jako symbol tego, co w Afryce jest dobre. Sam album wydany jest w formie suity, tak że trudno określić, chronologię utworów i ich pojawianie się w danym miejscu. W moim mniemaniu taki układ materiału wcale nie razi, a wręcz przeciwnie sprawia. że ta trudna w odbiorze muzyka staje się bardziej przystępna i łatwiej słuchalna. Znawcy filmu na pewno rozpoznają Chant, jeden z najbrutalniejszych utworów, jako temat somalijskich partyzantów. Właśnie w konstrukcji tego utworu można rozpoznać niezwykle oryginalną i przemyślaną grę stereotypami. Melodia na smyczki brzmi jak tradycyjna, kliszowa wręcz muzyka arabska, jednakże metalowa perkusja i gitara w brutalny sposób aktualizują tę kliszę, tym samym zmieniają kontekst całości. Ze względu na oryginalność warto wspomnieć o Synchrotone z bardzo oryginalnymi samplami i o niemal hip hopowym Bakara. Mroczne, ale wyciszone Ashes to Ashes jest osobiście moim ulubionym utworem na płycie, mimo że na pewno nie najlepszym.

Przy tego typu ścieżce warto również nadmienić o funkcji orkiestry. Gra ona w Black Hawk Down minimalną rolę. Żywe smyczki przeważają w takich utworach jak Still. Konstrukcja taka zapowiada późniejsze Tears of the Sun, które można by czasami nazwać nawet bardziej melodyjną wersją tej partytury. Czasami, jak w końcówce Synchrotone partie smyczkowe upodabniają się do Cienkiej czerwonej linii. Zimmer mówił, że zależało mu przede wszystkim na awangardowym brzmieniu orkiestry. Pomógł mu w tym dyrygent i orkiestrator Bruce Fowler, który wcześniej współpracował z Frankiem Zappą i znał różne awangardowe zagrania. Najlepiej słychać to w Tribal War. Utwór jest podobny do muzyki akcji z 4 lata wcześniejszego Peacemakera, ale dużo bardziej brutalny i z lepszą elektroniką.

Najbardziej przystępne dla słuchacza są piosenki. Barra Barra Rachida Taha’y jest oparte na dokładnie tym samym pomyśle, co partytura Zimmera, nazwijmy to ethnic metal. Nie jest jednak tak brutalne jak odpowiednie fragmenty score. Piosenka Gortoz a Ran/J’Attends Deneza Prigenta i Lisy Gerrard jest piękna, z subtelnymi elementami celtyckiego brzmienia. W filmie zostaje wykorzystana parokrotnie, w scenie modlitwy (początek wieczoru podczas bitwy) i na samym końcu. Wykonywany przez niedawno zmarłego Joe Strummera i jego zespół The Strummers Minstrel Boy słychać w napisach końcowych. Oparty jest na irlandzkim wierszu Thomasa Moore’a.

Z samego score najbardziej przystępnym utworem jest Leave No Man Behind. Przepiękny temat, bardzo emocjonalny i z celtyckimi elementami. Osobiście zaliczam go do moich ulubionych utworów Niemca. świetne są partie na skrzypce, gitarę i fortepian. Na płycie niestety brakuje paru wykonań tego tematu, na werbel i solową trąbkę (śmierć Dominicka Pilli), aranżacja na fortepian (śmierć jednego z żołnierzy w zajętym przez nich budynku). Samą płytę kończy zaś aranżacja utworu Still bez wokalu Baaby Maala, którego partie przejmuje grający na elektrycznej wiolonczeli Martin Tillman.

Bardzo ciężka płyta i muzyka. Nigdy nie miała być prosta do słuchania. Jest to jeden wielki eksperyment brzmieniowy, bardzo zresztą udany. Wydanie Decca należy pochwalić, nawet, jeśli tylko za doskonałą jakość nagrania. Muzyka działa w filmie znakomicie i zachwyca swą oryginalnością. Warto pamiętać, że do tego brzmienia nawiązuje też w Pasji John Debney. Jeśli zrozumie się pomysł Zimmera, płyta może się bardzo spodobać. Na pewno wymaga wielu przesłuchań. Osobiście uważam, że jest bardzo dobra.

Najnowsze recenzje

Komentarze