Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Bracia Figo Fagot

Na bogatości

(2012)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 27-05-2012 r.

Muzyka filmowa jest wspaniałym i chyba jedynym w swoim rodzaju przykładem eklektyzmu w sztuce. Tutaj zdarzyć się może dosłownie wszystko: stare łączy się z nowym, melodia przeplata się z chaosem, a bogactwo instrumentacji z prostotą wykonania. Na przestrzeni ostatnich trzydziestu lat daje się zauważyć dosyć wyraźnie tendencje do synkretycznego zestawiania ze sobą skrajnych wydawać by się mogło nurtów muzycznych, a wszystko w imię uzyskania jakiegoś nowego, uchylającego się od utartych szlaków, brzmienia. Na współczesnym soundtracku znaleźć możemy bardzo dużo – począwszy od orkiestrowego przepychu i dramatycznej liryki poprzez polichromatyczne pejzaże etniczne, a skończywszy na popularnej muzyce rozrywkowej wyjętej żywcem z największych list przebojów. O ile nie powinno nas dziwić angażowanie niszowego brzmienia, to kwestia sięgnięcia po gatunek disco polo wydawać się już może totalnym szaleństwem. Cóż, drogą awansu kulturowego disco polo z niechcianego bękarta muzyki rozrywkowej urosło już pewnego rodzaju egzotyki muzycznej – wiejskiej etniki typowej dla określonych długości i szerokości geograficznych, tudzież miejsc okupowanych przez sale weselne i remizy, gdzie ów folklor w połączeniu z odpowiednią ilością wódki wprawia w ruch nawet najbardziej sztywne gnaty.

Jesteście gotowi na disco?

Jesteście gotowi na polo?

No to myk!

Traktowanie albumu Na bogatości na równi z innymi „dziełami” muzyki filmowej byłoby jednak niewłaściwe, zwłaszcza że motywy jego powstania odcinają się nieco od klasycznej polityki wydawniczej soundtracków. Żeby więc nie mącić aż nadto zacznę od podstaw, czyli od genezy powstania samego zespołu Figo Fagot. Tutaj uwagę należałoby skierować w kierunku jednego z najbardziej pokręconych serialowych projektów GIT Produkcji, czyli Kaliber 200 volt. Odpowiedzialny za jego powstanie Bartosz Walaszek (twórca legendarnego Zespołu Filmowego „Skurcz”, były perkusista grupy TPN 25 i członek zespołu Nunczaki Orientu) z typową dla siebie finezją działania przedstawił nam historię dwóch gwiazd podwarszawskiej sceny disco polo, Filipa i Fabiana Barłosiów (Figo i Fagot), którzy co rusz przeżywają jakieś sensacyjne przygody. W liczącym sobie 18 odcinków serialu dzieje się dużo, ale i tak najważniejszym jego elementem są muzyczne wynurzenia naszych bohaterów. Discopolowe przyśpiewki tak bardzo spodobały się internautom, że tworzący je Bartosz Walaszek i Piotr Połać postanowili wyjść ze swoim repertuarem na prawdziwą scenę muzyczną. Na początku były koncerty i liczne wstępy na imprezach tematycznych (np. V Festiwal Sztuki Żenującej w Warszawie), aż w końcu przyszedł czas na podbój rynku fonograficznego. Ale czy w przypadku amatorsko brzmiących i obciachowych piosenek można mówić o jakimkolwiek podboju? Myślę, że tak. Fanów nietuzinkowej twórczości Braci Figo Fagot z każdym dniem przybywa… Także wśród miłośników muzyki filmowej ceniących sobie dziwadła pokroju Wesela Tymona Tymańskiego.

Nic tak nie wchodzi jak wódka,

Wódka, pod disco polo.

Disco czesze nutą,

a polo alkoholo.

Przysłuchując się jedenastu utworom umieszczonym na krążku raczej nie trudno wywnioskować, że nieodzownym elementem procesu twórczego był alkohol i tym podobne stymulatory. Choć prostota muzycznego wykonania i żenujący wokal rozkładają przeciętnego melomana na łopatki, niewątpliwie największą uwagę takowego skupią niewybredne teksty piosenek. Braciom Figo Fagot udało się w genialny wręcz sposób podsumować wszystko na czym disco polo stoi – począwszy od muzyków parających się tym zajęciem, aż po samych odbiorców. Tematami przewodnimi są oczywiście kobiety, seks i mocno zakrapiane imprezy, ale z utworów Braci płyną również życiowe mądrości, ot chociażby taka, że zupełną głupotą jest staranie się o względy kobiety. Zamiast kupować kwiaty, zbierać do kina i spełniać zachcianki swojej wybranki lepiej przecież wybrać się do burdelu i zaspokoić potrzeby po mniejszych kosztach. Proste, nieprawdaż?

Disco Commando wchodzi na scenę,

La bomba, La fiesta – do wyboru.

Największym zaskoczeniem są jednak zmiany w strukturze samych utworów, jakie zaszły od czasów, kiedy zostały one po raz pierwszy zaprezentowane w serialu Kaliber 200 volt. Zmiany oczywiście in plus, gdyż aranże wzbogacono o dodatkowe elementy, a piosenki… Cóż, najzwyczajniej w świecie je wydłużono. W ten oto sposób otwierający płytę Hot dog jest jeszcze bardziej apetyczny, a pełna melancholii i smutku Małgoś głupia zyskała nawet łatwo wpadający w ucho temat wybrzdąkany na syntezatorze Walaszka. Słuchając tego muzyczno-wokalnego miszmaszu można się poczuć na prawdę na bogatości, a przecież to nie wszystko, czym zaskakują nas serialowi Barłosie. Muzycy wierni discopolowej tradycji dziękowania rodzicom za ich daremny trud włożony w wychowanie postanowili zamknąć album właśnie piosenką dla mamy. Czyż to nie urocze? Faktem jest, że po pół godzinie wysłuchiwania o zdradach, parówkach z majonezem, goleniu wąsów i seksie w toalecie na dyskotece w Dawidach Bankowych, piosenka o mamie wydaje się jakby wyrwana z innego świata. No ale jest to tylko kolejny dowód na to, że Bracia Figo Fagot doskonale bawią się konwencją. I jeżeli w ten sposób podejdziemy do tego albumu, to gwarantuję, że czas przy nim spędzony będzie solidną porcją rozrywki.

Bal jak bal, disco rżnie na full

na parkiecie świński tłum…

Mimo tego nie każdego ma prawo przekonać problematyka poruszana w utworach Braci Figo Fagot. Pal licho samą muzykę, która żenuje już po kilku akordach. Obsceniczność i bezpardonowość tekstów już na starcie wyczesze pewną część słuchaczy chcących oderwać się od nudnych soundtracków. Zapewne konserwatywna większość fanów muzyki filmowej oburzy się święcie na skądinąd wysoką ocenę końcową płyty, porównując ją z innymi, równie optymistycznie ocenionymi przeze mnie ścieżkami dźwiękowymi. Pamiętajmy jednak, że muzyka filmowa to dama lekkich obyczajów, która daje każdemu i w każdej sytuacji. Poza aparycją i ilością noszonych chorób wenerycznych należałoby więc skupić się dodatkowo na innych aspektach tego gatunku. Ot na przykład takich jak luźne podejście do tematu, czy sposób nawiązywania kontaktu z klientelą, tudzież filmem oraz samym odbiorcą albumu. A co jak co, ale Na bogatości przykuło moją uwagę skutecznie!

P.S.: Wydawcy, szczwane lisy, przewidzieli, że po skończonej przygodzie z albumem „Na bogatości” słuchacz sam zechce zapuścić wąs i spróbować swoich sił w disco polo. Do płyty dołączyli więc w ramach bonusu dwa przyklejane wąsy, dzięki którym możemy poczuć się jak Figo lub Fagot (zależy, czy mamy nadwagę czy też niedowagę). Niestety wąsy nie gwarantują nagłego przypływu geniuszu muzycznego, co wyraźnie powinno zostać podkreślone w dołączonej do płyty książeczce. 😉


Najnowsze recenzje

Komentarze