Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
James Horner

Black Gold (Czarne złoto)

(2012)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 25-04-2012 r.

Czarne złoto to najnowszy film Jean-Jacques Annauda traktujący o personalnym i ekonomicznym konflikcie dwóch zwaśnionych ludzi – emira Nasiba (Antonio Banderas) i sułtana Amara (Mark Strong). Akcja filmu osadzona jest na tle gigantycznego skoku cywilizacyjnego, który staje się udziałem Bliskiego Wschodu, kiedy Amerykanie zaczynają inwestować w tamtejszą ropą naftową. Wiadomo, tam gdzie pojawia się pieniądz, pojawiają się również emocje działające niczym oliwa dolewana do ognia i tak trudnych do okiełznania antagonizmów. Wtopiona w te dramatyczne wydarzenia opowieść o miłości księcia Auda z piękną księżniczką Leylą prezentuje to, co w produkcjach francuskiego reżysera wydaje się najbardziej charakterystyczne, czyli stosunkowo prosta historia obarczona bardzo trudnym wątkiem historyczno-kulturowym. I choć krytyka nie szczędziła gorzkich słów pod adresem reżysera i obsady aktorskiej, Czarne złoto ma wiele mocnych atutów, dla których warto chyba poświęcić dwie godziny swojego życia. Czy jednym z nich jest oprawa muzyczna Jamesa Hornera, który po raz kolejny postanowił zmierzyć się z warsztatem Annauda?



Cóż, amerykański kompozytor zdążył już przyzwyczaić nas do pewnego schematycznego sposobu działania. Warsztat metodyczny Hornera opiera się bowiem na wielu wyuczonych trickach, które determinują rozwój psychologiczny oprawy muzycznej. Bogate doświadczenie i szeroka wiedza w zakresie orkiestracji, sprawiają, że każdy, nawet najbardziej banalny produkt wychodzący spod jego ręki jawi się jako całkiem atrakcyjne brzmieniowo rzemiosło. Ponadto, wrodzony talent do autonomizacji nawet najbardziej ilustracyjnych części partytury wskazuje na pewien uniwersalizm materii muzycznej tworzonej przez Amerykanina. Na przykładzie Czarnego złota widzimy, że Horner podchodzi do swojego zadania bardziej metodycznie aniżeli artystycznie. Przyjmuje do wiadomości konwencję i treść filmu, ale i tak stara się dopasować te realia do gotowych już pomysłów. Można więc powiedzieć, że tworzy pewnego rodzaju równoważnię pomiędzy sferą wizualną, a audytywną, serwującą widzowi osobne, intymne wręcz doznania muzyczne. I pod tym względem ścieżka dźwiękowa do Czarnego złota prezentuje się nader ciekawie. Nie ucieka jednak od standardowych (w hollywoodzkim rozumieniu) zabiegów, wszak bezkres pustyni znajduje swoje odzwierciedlenie w długich, przeciągłych frazach, a zaglądające do skal arabskich, wokale, przypominają o rejonie toczącej się akcji. Szkoda tylko, że przedsiębrane przez Jamesa Hornera środki muzycznego wyrazu, jak i cała koncepcyjna płaszczyzna partytury, tkwią głęboko w przeszłości tego twórcy.



O ile samo doświadczenie filmowe wydawać się może bardzo przyjemne, to konfrontacja z materiałem umieszczonym na płycie wyłoży jak na tacy wszelkie niedociągnięcia związane z tą partyturą. A jest ich całkiem sporo. Nie będzie chyba zaskoczeniem, gdy powiem, że ścieżka dźwiękowa do Czarnego złota jest w większej mierze odtwórcza. Ciąży na niej bowiem brzemię wielu poprzednich prac Hornera, ot takich, jak chociażby Cena honoru, Troja, czy Wróg u bram. Amerykanin nie ukrywa, że brak mu pomysłu na jakieś nowe, unikatowe brzmienie. I chyba z tego właśnie powodu sięga po kilka sprawdzonych recept na epickie kino osadzone na tle historycznym. Choć opieranie się na wypracowanej wcześniej stylistyce jest jak najbardziej wytłumaczalne, to zrozumienia nie znajduje u mnie kwestia fatalnego w skutkach zaniedbania sfery tematycznej. Niestety w muzycznych złożach Czarnego złota panują poważne ubytki. Z żalem stwierdzam, że partyturze brakuje jakiegoś solidnego argumentu tematycznego, a posługiwanie się melodyjnymi „sloganami” odwołującymi się do wyżej wspomnianych prac raczej nie stanowi tutaj dobrego substytutu.


I już w tym miejscu moglibyśmy postawić krzyżyk na pracy Hornera gdyby nie fakt, że kompozytor ten genialnie potrafi sprzedać nawet najbardziej wtórny produkt. Otwierający płytę sześciominutowy utwór Main Title – A Desert Truce nie przyprawi nas o szybsze bicie serca, ale z pewnością zaczaruje zrównoważoną liryką i typowym dla tego twórcy dramatyzmem. Przysłuchując się dalszym utworom można odnieść wrażenie, że Horner ślizga się od jednego fragmentu do drugiego w poszukiwaniu jakiś idei. Nie pozostaje przy tym do końca bierny. Tu zaprezentuje kunszt posługiwania się dęciakami, tam sprzeda jakiś rzewny wokal… Zawsze coś się dzieje. Zawsze znajdzie się jakiś moment, który skutecznie zniechęci nas do przedwczesnego zakończenia przygody z albumem soundtrackowym. Takowym będzie na przykład melancholijny utwór Phantom Army, żwawy The Wonders Of Wealth przypominający przygodowe fantazje Hornera z oprawy muzycznej do filmu Balto, czy też romantyczny i pięknie rozwijający się I Have Chosen You. Największym motorem napędzającym naszą (przynajmniej moją) ciekawość będzie natomiast techniczna strona partytury.



Instrumentacje Hornera zawsze budziły mój podziw. Choć są one przewidywalne pod względem metodycznym, to jednak bardzo zrównoważone, bo każdej sekcji przypisywana jest konkretna rola. Jedyny wyjątek stanowi ulubiony instrument kompozytora, czyli fortepian, który wymyka się wszelkim panującym w Hollywood schematom. Czemu? Z jednej strony budowana jest na nim romantyczna liryka, z drugiej natomiast stanowi bazę pod wszelkiego rodzaju dramatyczne i pełne fermentu zwroty w akcji. Budowanie grozy i napięcia na kilku komunikujących się ze sobą fortepianach dostarcza emocji jakich chyba u żadnego innego kompozytora nie doświadczymy. U żadnego innego kompozytora nie doświadczymy również takiej nieporadności w urozmaicaniu sfery melodycznej. Geniusz techniczny okupiony został niestety rutyną tak skutecznie zabijającą chęci kreatywnego poszukiwania rozwiązań ilustracyjnych. Muzyka akcji tonie wręcz w machinalnym i przedmiotowym podejściu do tematu konfliktu dwóch arabskich rodów. Stanowiące siłą rzeczy ikonę tej płaszczyzny partytury, Battle In The Oil Fields, bezpardonowo sięga po zapis nutowy sporządzony na potrzeby Wroga u bram. I mimo że w połączeniu z obrazem brzmi to wszystko ładnie i składnie, niesmak i tak pozostaje.



Całe szczęście przed nami jeszcze największy highlight ścieżki dźwiękowej – końcowa suita, która w ośmiu minutach hiperdramatycznego orkiestrowego grania streszcza nam godzinny, nieco zbyt leniwy, score. Gdybym miał wybrać jeden utwór godny szczególnego polecenia, bez żadnych wątpliwości wskazałbym właśnie A Kingdom Of Oil, gdzie najbardziej urzekają nie same tematy, a sposób ich wykonania. Czy to jednak wystarcza, aby ścieżkę dźwiękową do Czarnego złota nazwać bardzo dobrą? Wydaje mi się że nie. Owszem, jest ona subtelna, tak jak subtelny wydaje się sam film Annauda, ale mam wrażenie, że w karty partytury wdała się pewnego rodzaju apatia kompozytora, jakieś znudzenie tematem, być może nawet epickim kinem historycznym. Z drugiej strony całkiem możliwe, że zadziałało tu prawo rozczarowania niespełnionymi, wygórowanymi oczekiwaniami fana. Wszak po całkiem udanej (a podobnej merytorycznie) kompozycji do Ceny honoru mój apetyt był naprawdę spory. I kto wie, czy podręcznikowa superpoprawność Czarnego złota nie jest właśnie jej piętą achillesową.

Najnowsze recenzje

Komentarze