Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Thomas Gouska, Lukas Wüdarsky

Ich Trolle

(2010)
-,-
Oceń tytuł:
Marek Checiński | 01-04-2010 r.

Gdy Paulovi Strovinskiemu udało się przekonać producentów do realizacji swojego pierwszego filmu pełnometrażowego, chyba wszyscy wiedzieli, że będzie to wydarzenie na skalę międzynarodową. Po doskonale przyjętym krótkometrażowym filmie Babuch Bibliotekarz, poprzeczka ustawiona była bardzo wysoko. Ta skromna produkcja opowiadająca historię niepełnosprawnego chłopca z małej podtoruńskiej wioski, który od dziecka pragnął spełnić swe wielkie marzenie – zostać bibliotekarzem, wzruszyła do łez jurorów międzygminnego przeglądu twórczości koronczarek Bobrowniki 2009, którzy zgodnie nagrodzili film pierwszą nagrodą Szarego Kapcia. Strovinski pokazał, że jak mało który reżyser, potrafi oddać emocje, genialnie manipulując widzem za pomocą świadomie nieprofesjonalnych tricków formalnych (nieostre zdjęcia, drżący obraz, uciekający dźwięk, złe oświetlenie). Ten charakterystyczny styl sprawił, że oczekiwania były spore. Reżyser w jednym z wywiadów powiedział jednak, że gdy do ręki dostał tak błyskotliwy scenariusz nie wahał się ani minuty: Co z tego, że publika wysoko postawiła poprzeczkę. Taki tekst zdarza się raz na milion. Gdy Krysinsky przyniósł mi do biura skrypt, od razu przekonałem się do niego. Wiedziałem, że muszę zrobić ten film, gdyż tak dużo było tam moich uczuć, moich marzeń, mojej wiary w sukces.

Film Strovinski’ego jest rzeczywiście arcydziełem. Dawno nie widziałem w kinie czegoś tak wstrząsającego, a jednocześnie czegoś, co daje tyle nadziei. To historia trzech upośledzonych redaktorów portalu internetowego, mieszkających w różnych punktach Polski, redaktorów których życie toczy się zarówno w wirtualnym świecie (poznajemy pasjonujące historie rodem z komunikatorów i portali społecznościowych), a także w rzeczywistości (każdy z bohaterów w realu stara się spełnić swe utopijne marzenia – zostać śmieciarzem, nauczyć się gry na ukulele, czy wreszcie zdobyć uprawnienia trenera chomików – trenera II klasy). Ich życie dramatycznie zmienia się jednak, gdy poznają rudowłosą piękność zainteresowaną muzyką filmową, która nieśmiało zaczyna komentować na forum (kobieta jest w całości wykreowana komputerowo – mistrzowskie animacje Lucasa Walirurskiego.)

Stroiński z banalnej historii robi genialnie realny moralitet, zabarwiony symbolami. Po raz kolejny popełnia masę pozornych błędów formalnych (w wielu miejscach nie słychać dialogów, niektórym scenom brakuje oświetlenia, scenografia zaś to istna kpina – całość nakręcono w jednym wnętrzu –podwarszawska obora). Wszystko to jednak pozór, maska którą reżyser przywdziewa by z widza szydzić. Nic w tym filmie nie jest takie jak nam się zdaje. Idiota staje się wieszczem (brawurowy epizod Piotra Swenda w roli nieznajomego mędrca), a beztalencie okazuje się być geniuszem (w tej roli autor scenariusza Adamus Krysinsky). To wszystko każe mi uznać dzieło za prawdziwe arcydzieło, ba nadarcydzieło.

Film pewnie nie byłby nawet w połowie tak dobry gdyby nie muzyka. Z nią wiąże się ciekawa historia. Otóż początkowo został wynajęty Thomas Gouska. Uczeń Steve Jablonksiego, od którego nie tylko przejął rzemiosło, ale także bazę sampli. Gouska stworzył kilka tematów, między innymi dramatyczny motyw zabójstwa chomika Lucasa Koperskiego (Zabójstwo Chomika), jednak Strovinski nie był zadowolony z pozostałych motywów. Miłosny temat dla Rudej Piękności leżał zupełnie, podobnie jak tryumfalny fragment zwycięstwa reprezentacji portalowej, w korespondencyjnym pojedynku szachowym, z zaprzyjaźnionym portalem Sądtraxxx.pl. Gouska miał zupełnie inną wizję tych scen. Chciał to wszystko zilustrować atakiem kaszlu gruźliczego, zsamplowanego z masywnym solo na tamburynie. Niestety dla Strovinskiego było to za wiele. Po testowych pokazach, w których wzięły udział trzy moherowe babcie z parafii pod wezwaniem św Tadeusza Judy w Czystochlebie, Strovinski podjął decyzję o rozstaniu się z kompozytorem. Problem był jednak taki, że brakowało kilkudziesięciu minut partytury. Strovinski bez wahania sięgnął więc po zupełnie nie znanego w kręgach kompozytorskich tajnego współpracownika Dale’a Shackera niejakiego Lukasa Wüdarsky. Ten nie tylko zgodził się za symboliczną opłatą ukończyć partyturę Gouski, ale także dopisał swoje tematy. Zajęło mu to 17 minut (proces kompozycyjny) i 2 godziny 14 minut nagranie na domowym sprzęcie. Efekt jest zadziwiający. Muzyka filmowa jeszcze czegoś takiego nie znała. Pełen fałszywych nut, poczucia rytmu, feelingu i wreszcie warstwy tematycznej score, który jest bardzo trudny w odsłuchu na płycie, w filmie robi niesłychane (dosłownie!) wrażenie. Idealnie uzupełnia celowo nieprofesjonalny obraz Strovinskiego. Jego muzyczna chropowatość (miałkość można by rzecz nawet) czerpiąca od klasyków gatunku w rodzaju Shackera czy Jablonskiego jest nową jakością. Swoistą antymuzyką. Jestem przekonany, że dzięki dziełu Gouski i Wüdarsky’ego muzyka filmowa wkroczyła na nowe tory, a takie utwory jak Zabójstwo Chomika, Szachowa Wiktoria nad portalem Sądtraxxx.pl czy Elegia na Brak Papieru w Publicznej Toalecie Stacji Warszawa Centralna (brawurowo podłożony pod dramatyczny moment defekacji Lucasa Kopersky’ego podczas postoju pociągu relacji Toruń – Zielona Góra) z pewnością wejdą do kanonu utworów genialnych.

Zanim przejdziemy do ostatecznej oceny zatrzymajmy się na chwilę przy warstwie produkcyjnej soundtracku. Ta stoi na iście wysokim poziomie. Wspaniały, czysty dźwięk (mp3 128 kbps), perfekcyjna okładka z fotosami z filmu, rozkładanym plakatem Lukasa Kopersky’ego w slipach, oraz Marka Łacha bez slipów uzupełniona jest obszernym wywiadem z Gouską i Wüdarskym. A wszystko na kredowym papierze, pachnącym farbą drukarską. Taka edycja zadowoli każdego miłośnika filmowych partytur. Jako bonus wydawca dodaje też próbki kremu na hemoroidy w poręcznym aplikatorze, oraz specjalny kod, który po wpisaniu w przeglądarce przenosi nas na stronę naszaklasa.pl, skąd możemy sobie pobrać autograf reżysera w wysokiej rozdzielczości. Tak dziś się promuje muzykę! Piszę o tym nie bez dumy. Bowiem to właśnie nasz portal (największy i najlepszy w kraju) objął soundtrack swoim patronatem medialnym. Jesteśmy tacy dumni….

Przyszedł czas na dwa słowa podsumowania. Redaktor Marek Łach w swojej brawurowej dysertacji metodologicznej poklasyfikował muzykę filmową na kilka grup. „Ich Trolle” bez wątpienia są partyturą pełną symboliki, którą należy umieścić w kategorii A, obok takich perełek gatunku jak intelektualne dzieła Desplata, Morricone, Newmana, czy Herrmana. Choć nie każdy będzie zachwycony odsłuchem na płycie (przyznajmy jasno dosyć trudnym, gdyż w pewien sposób erudycyjnym), o tyle w filmie nikt nie będzie miał wątpliwości, że do czynienia mamy z arcydziełem. Piszę to z pełną świadomością tych słów, tym bardziej dumny, że dane mi było poznać samych twórców, moich mistrzów, moich idoli, moich przyjaciół…

Niniejsza recenzja jest primaaprilisowym żartem, opublikowanym 1 kwietnia 2010 roku. Nie traktujcie jej zbyt serio…

Najnowsze recenzje

Komentarze