Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Christophe Beck

Tower Heist (Tower Heist: Zemsta cieciów)

(2011)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 16-02-2012 r.

„Dobrze zapłacisz? Ok, to przyjmuję zlecenie!”



… aż chciałoby się powiedzieć przeglądając filmografię Christophe’a Becka. Kompozytor ten próbuje zaistnieć dosłownie wszędzie – od ortodoksyjnego kina s-f, poprzez tanią sensację, głupkowatą komedię, a na musicalu skończywszy. Mordercza praca przynosząca nawet do ośmiu tytułów rocznie, ogranicza się głównie do powielania wielu nakreślonych wcześniej schematów. Nic więc dziwnego, że większość jego prac, poza obrazem do którego powstają, nie stanowi jakości samej w sobie. Niemniej i w dorobku Christophe’a Becka zdarzają się partytury wychodzące poza swoje filmowe kompetencje. Jako miłośnik gatunku „heist film” moją uwagę przykuła ostatnio ścieżka dźwiękowa do nowego obrazu Bretta Ratnera, Tower Heist: Zemsta cieciów.

Tytuł filmu mówi już wiele, ale jak to w tego typu amerykańskich produkcjach bywa, fabuła to tylko wisienka na torcie ogólnej zabawy, jaka miała stać się udziałem zaprawionej w komediowym boju obsady aktorskiej. Eddie Murphy i Ben Stiller to naprawdę dobry duet. Duet, który w filmie Ratnera genialnie wręcz dokonuje humorystycznego pastiszu gatunku, z którego wyrosły takie hity, jak Ocean’s Eleven, czy chociażby ubiegłoroczny Fast Five. Dobra obsada to tylko połowa sukcesu Zemsty cieciów. Choć film rozkręca się bardzo wolno, w miarę postępowania akcji i knucia kolejnych planów zwiększa się także dynamika montażu, a muzyka Christophe’a Becka… No cóż, Ostatnie sceny pokazują, że wychodzi ona nieco poza bezpłciowe plumkanie zagłuszane przez dialogi i dźwięki sfx. Ścieżka dźwiękowa w swojej jazzowo-bluesowej konwencji pełni tutaj dosyć istotną rolę nie tylko w wyznaczaniu tempa akcji, ale również ilustrowaniu niedorzecznego, wydawać by się mogło, wyczynu głównych bohaterów. W warunkach filmowych partytura Becka sprawuje się zatem całkiem dobrze. Ale czy z równym powodzeniem skupia ona uwagę słuchacza lubującego się w odsłuchiwaniu soundtracków w domowym zaciszu?

Pomimo wielu walorów estetycznych, Tower Heist jest tylko perfekcyjnie skonstruowanym rzemiosłem. Rzemiosłem mającym co prawda swoje momenty, aczkolwiek bardzo mocno przywiązanym do obrazu Ratnera. Wydany nakładem Varese Sarabande, czterdziestominutowy soundtrack, to muzyczna przygoda dedykowana głównie tym, którzy dobrze bawili się podczas oglądania Zemsty cieciów. Już na wstępie otrzymujemy temat, na którym Christophe Beck opiera właściwie całą sferę melodyjną partytury. Z jednej strony mamy więc solidny filar w postaci charakterystycznej melodii, z drugiej nie trudno tutaj o szybkie „wypalenie się” podczas wertowania zawartego na albumie materiału. Kompozytor sili się jak może, aby ową melodię ubrać w ładne szaty aranżacji i przyznam szczerze, że mu się to udaje. Aby docenić relacje instrumentów orkiestrowych z perkusją, basem, gitarami, czy elektrycznym pianinem wystarczy tylko sięgnąć po utwory takie, jak Code Black, Grand Theft Auto lub Gold Rush. Partytura Christophe’a Becka to zupełne przeciwieństwo opisywanego niedawno na tym portalu Sztosu 2, który przecież wywodzi się z podobnego gatunku filmowego. W utworach akcji ścieżka dźwiękowa do Tower Heist jest po prostu przebojowa, łatwo przyswajalna i nie męcząca surowym, „bezjajecznym” wykonaniem.

Nie oznacza to, że album Varese od początku do końca zapewnia taki sam poziom rozrywki. Przykuwające uwagę utwory ze scen akcji przesiane są bowiem całkiem pokaźną liczbą mniej frapujących fragmentów muzycznych – tych mających za zadanie zbudowanie napięcia, bądź też opisujących wątłe relacje między bohaterami. Podstawą jest tutaj perkusja, której najczęstszym towarzyszem jest pianino elektryczne oraz powtarzający niczym mantrę temat główny, bas. A jak już wspomniałem wyżej, bieda w zakresie tematycznym bardzo mocno daje o sobie znać w Zemście cieciów. Nie ukrywam, że słuchacze poszukujący czegoś nietypowego w tej partyturze również będą mieli powody do kręcenia nosem. Twór Christophe’a Becka czerpie bowiem z gatunku pełnymi garściami, niestety nic nowego od siebie nie daje.

Jak zatem należałoby ocenić muzykę do Zemsty cieciów? Chyba tak, jak należałoby ocenić niezobowiązujące i nie drażniące ucha dzieło muzyczne – ścieżkę dźwiękową, która w filmie sprawuje się należycie, ale na płycie stanowi tylko atrakcję dla zainteresowanych filmem. Jako miłośnik gatunku zapewne niejednokrotnie powrócę jeszcze do tego albumu. Ale czy Tobie, Drogi Czytelniku, przypadnie do gustu ta płyta? Sprawdź i przekonaj się sam!

Najnowsze recenzje

Komentarze