Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Cécile Corbel

Karigurashi no Arrietty (The Borrower Arrietty)

(2010)
-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Koperski | 16-11-2011 r.

Dwa lata po Ponyo nazywany papieżem anime Hayao Miyazaki znów uraczył widzów swoim kolejnym dziełem. No, dobrze, może nie tak do końca. Miyazaki jest bowiem tylko producentem wykonawczym i współscenarzystą Karigurashi no Arrietty, które zresztą oparte zostało o klasyczną powieść Mary Norton traktującej o rodzinie Pożyczalskich, zaś stołek reżyserski przekazał zupełnemu debiutantowi, Hiromasie Yonebayashi’emu, z pracy którego był wszakże podobno niezwykle ukontentowany. I nic dziwnego, bo historia tytułowej Arrietty została opowiedziana w ten sam ciepły, magiczny i niezwykle barwny sposób, w jaki potrafił robić to mistrz Miyazaki. I czuć tu jego ducha, nawet jeśli nie on był reżyserem a kompozytorem nie został jego stały współpracownik, Joe Hisaishi. Tutaj studio Ghibli zgotowało chyba największą niespodziankę, powierzając zadanie stworzenia oprawy muzycznej francuskiej piosenkarce i harfistce Cécile Corbel.

Corbel to trochę taka młodsza, francuska wersja Loreeny McKennitt, gdyż podobnie jak Kanadyjka gra na harfie i specjalizuje się w brzmieniach celtyckich. W tym przypadku można by powiedzieć, że w bretońskich odmianach muzyki celtyckiej, Franuzka pochodzi z Bretonii właśnie i tamtejsze tradycje muzyczne wplata w swoją twórczość. Cécile Corbel prywatnie jest wielką fanką obrazów Ghibli i podobno w ramach podzięki za inspirację jaką znajduje w wyprodukowanych przez nie animacjach, wysłała do studia jedną ze swoich płyt. Ta wpadła w ręce głównego producenta japońskiej adaptacji Pożyczalskich – Toshio Suzuki’ego, któremu tak się spodobała, że aż wybrał się do Europy na koncert artystki a później zaproponował jej napisanie piosenki-tematu przewodniego do filmu. Współpraca rozrosła się od jednego songu do kompletnej ilustracji, jakże odmiennej od standardów studia, do których przyzwyczaił nas zwłaszcza Joe Hisaishi.

Karigurashi no Arrietty jest bowiem zdecydowanie bliższe codziennej twórczości artystki, niż jakiemukolwiek soundtrackowi. To typowe dla Corbel uwspółcześnione celtyckie brzmienia z jej delikatnym wokalem i wybijającą się harfą. To co jednak w kontekście płytowym można określić jako jeszcze jeden album z muzyką celtycką, w kontekście filmowym, zwłaszcza w japońskim anime, jawi się niezwykle oryginalnie i nowatorsko. I dla niektórych bardzo kontrowersyjnie. Zwłaszcza wielu recenzentów zachodnich, szczególnie amerykańskich, narzeka na muzykę, tęsknie wspominając tradycyjne granie pióra Hisaishiego. Absolutnie się z nimi nie zgadzam. Choć faktycznie dzieło Francuzki nie oddziałuje w filmie całkowicie bezbłędnie i są takie momenty, że bardziej konwencjonalna ilustracja poradziła by sobie lepiej niż pop-folkowe utwory. Jednak po pierwsze są też i momenty, w których piosenki zdają się być pisane idealnie pod montaż scen (a może sceny zostały zmontowane pod utwór?), gdy pauza wokalistki świetnie zgrywa się z akcją etc. Po drugie brzmienie całości fantastycznie pasuje do filmowej atmosfery. Głos Corbel, harfa, folkowe instrumenty sprawiają, że z ekranu bije jeszcze większy urok i magia. I co z tego, że Ghibli przeniosło akcję do Japonii. Nie ma to większego znaczenia, zresztą celtyckie konotacje można potraktować jako hołd dla brytyjskiej autorki powieści. Po trzecie wreszcie twórcy animacji dość rozsądnie gospodarują ilustracją muzyczną i nie używają jej, gdy nie trzeba. W filmie bowiem bardzo ważną rolę odgrywa dźwięk. Z perspektywy malutkich Pożyczalskich buszujących nocą po domu, nawet tykanie zegara brzmi niesamowicie i wrzucenie w tym samym czasie muzyki zniszczyłoby tylko wspaniałe wrażenie. Oczywiście nic takiego nie ma miejsca.

Na soundtracku usłyszymy dwadzieścia dwa utwory (na wydaniu z Francji dwadzieścia trzy, tam bowiem dorzucono jedną piosenkę śpiewaną po francusku), wśród których znajdziemy zarówno piosenki (po angielsku, z jednym wyjątkiem po japońsku), jak i utwory instrumentalne, nierzadko ten sam temat w obydwu wersjach. Wszystkie cechują podobne brzmienie, klimat i aranżacje na skromny aparat wykonawczy (lista solistów i ich instrumentów pod okładką, po prawej), co przy delikatnym i spokojnym tonie może sprawiać, że całość niektórym wyda się ciut monotonna. Jednak Cécile Corbel oferuje nam całkiem spore bogactwo uroczych melodii, niezwykle przyjemnych i łatwo wpadających w ucho. Cztery najważniejsze i najbardziej pamiętne tematy to The Neglected Garden; Our House Below; The Doll House i oczywiście Arrietty’s Song – wszystkie usłyszymy w wesji z wokalem artystki i bez niego. Nie wyczerpują one oczywiście pięknych fragmentów soundtracku, ale opisywanie każdego z osobna mijałoby się z celem. Warto na pewno zwrócić uwagę na dwa przeurocze walczyki oraz nostalgiczny Sho’s Lament.

Karigurashi no Arrietty to jedna z moich ulubionych pozycji, zarówno filmowych jak i muzycznych, roku 2010. Dzieło Cécile Corbel traktuję jako przyjemną odskocznię od tradycyjnego brzmienia i konceptu ilustracji filmowej. Trochę przypomina tym samym zawierający muzykę z serialu Robin of Sherwood album Legend zespołu Clannad, choć oczywiście stylistyka muzyki Francuzki a irlandzkiego bandu jest dość odmienna. W obu przypadkach mamy jednak zbiór piosenek i melodii przenoszących wyobraźnię słuchacza w magiczny świat filmu. I żeby cieszyć się tą muzyką kontekst filmowy nie jest wcale wymagany. Polecam.

PS: Warto zwrócić uwagę na ciekawe wydanie tej muzyki w Japonii. Album nie ma przedniej okładki (zaprezentowany cover to ilustracja z tyłu płyty), a zamiast niej malutką książeczkę, niczym dla Pożyczalskich. No, może nieco dla nich za dużą. 😉 Zawiera ona teksty piosenek po angielsku i japońsku, garść informacji o kompozytorce i muzyce oraz katalog soundtracków z fimów studia Ghibli.

Najnowsze recenzje

Komentarze