Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Michael Giacchino

Super 8

(2011)
-,-
Oceń tytuł:
Paweł Stroiński | 09-07-2011 r.

W roku 1979 13-letni Joe Lambs traci matkę w wypadku w fabryce w miasteczku Lillian w stanie Ohio. Wszystko to w momencie, kiedy on i jego kilku przyjaciół kręci film o zombie na kamerze Super 8. Parę miesięcy i kilka zmian w scenariuszu później udaje im się znaleźć dziewczynę do zagrania „żony” detektywa w filmie. Podczas kręcenia ważnej sceny przy torach kolejowych dochodzi do katastrofy kolejowej. Zaczynają się dziać dziwne rzeczy… Scenarzysta i reżyser Super 8 J. J. Abrams, jedna z reżyserskich gwiazd ostatniej dekady (o ile Mission: Impossible III nie należało nigdy do najwybitniejszych filmów, przez fanów serii było jednak cenione, a wielki sukces dla reżysera przyszedł wraz z nową wersją Star Treka) a także twórca i producent takich seriali jak Agentka o stu twarzach, Zagubieni czy Fringe), tym filmem złożył hołd dla kina, na jakim się wychował, czyli klasycznych filmów Stevena Spielberga z lat 80. Kręcenie kamerą Super 8 było doświadczeniem, które sam wspomina z wielkim rozrzewnieniem. Historia ta, niejako łącząca Gooniesów z ET i, w mroczniejszych scenach, Bliskimi spotkaniami trzeciego stopnia całkiem nieźle radzi sobie w kinach (tak samo jak wcześniejsze hołdy dla lat 80., czyli Red i Niezniszczalni Sylvestra Stallone’a) i pełna jest nostalgii i ciepła. Cokolwiek można o tym filmie powiedzieć, nie można odmówić mu, że zrobiono go z pasją. Spielberg mocno zaangażował się jako producent wykonawczy Super 8, łącznie z pobytem na planie.

Michael Giacchino stale współpracuje z Abramsem już od Agentki o stu twarzach. Panowie zaprzyjaźnili się od początku współpracy i mogli rozmawiać o czasach, kiedy jako dzieci bawili się w kręcenie filmów kamerami Super 8 (doświadczenie, które Giacchino wspomniał w swoim przemówieniu po dostaniu Oscara za muzykę do Odlotu). Po Mission: Impossible III i Star Treku, wiadome było, że przy Super 8 obaj panowie spotkają się ponownie. Dla obu był to nostalgiczny powrót do dzieciństwa. W zawartej w albumowej książeczce wypowiedzi Abramsa wspomina on, jak starał się za wszelką cenę NIE płakać przy nagrywaniu suity do nowego filmu. Reżyser zawsze był mistrzem promocji (podobnie jak Christopher Nolan; chyba można metody promocyjne tych dwóch panów porównywać) i oczywiście trochę tego udzieliło się także muzyce. Wypowiedzi (obecnego zresztą na sesjach nagraniowych) Spielberga, że jest to najlepsza partytura Giacchino od czasów Ratatuja pomogły podkręcić atmosferę (a przypomnijmy, że to za zgodą Spielberga Giacchino dostał pracę nad dwiema grami wydanymi przez Dreamworks, czyli Medal of Honor i wcześniejszej adaptacji Zaginionego świata, a to właśnie te gry w zasadzie zaczęły jego karierę). Do tego doszła jeszcze sytuacja albumu z muzyką, który już dawno temu zapowiedziało Varese Sarabande. Najpierw ścieżka miała wyjść 28 czerwca, ale po przygodach zapewne dotyczących problemów z zarezerwowaniem grafiki na okładki, przesunięto premierę muzyki w końcu na drugiego sierpnia. Album wyszedł jednak już parę dni temu na amerykańskim serwisie iTunes.

Muzyczna klasyka kina Spielbergowskiego, nie mam tutaj na myśli nawiązującej do Złotej Ery muzyki z Indiany Jonesa, ale takie ścieżki jak E.T. czy Bliskie spotkania trzeciego stopnia miała dosć specyficzną strukturę. Mówię tutaj zwłaszcza o tej drugiej ścieżce, dlatego, że mroczny film Spielberga i przez to thrillerowa muzyka Johna Williamsa (poza emocjonalnym finałem ścieżka ta jest niejako odpowiedzią science fiction na Czarną niedzielę i chyba nie przesadzam wygłaszając taką tezę) buduje i narasta do emocjonalnego finału zbierającego wszystkie tematy z filmu. Pojawiają się także mroczne i prawie marszowe spiskowe tematy dla agentów rządowych. W Super 8 wszelkiego rodzaju nawiązania do Williamsa mają głównie charakter konwencjonalny właśnie. Partytura Michaela Giacchino składa się w zasadzie z dwóch elementów, jeśli nie światów. Po pierwsze mamy mroczny materiał dla potwora i dla żołnierzy, przede wszystkim budujący napięcie, i emocjonalny materiał związany z dziećmi, a zwłaszcza Joem. Także tę część score’u można podzielić na tematykę „rodzinną” (problemy rodziny Lambsów, czyli głównie relacje z ojcem i cały czas obecny wątek śmierci matki chłopca) i niejako „wątek miłosny”, czyli powoli budującą się przyjaźń Joe’go i Alice. Od razu trzeba powiedzieć, że Giacchino to kompozytor, który wykształcił własny niepowtarzalny styl, mimo że cały czas jest mistrzem mniej lub bardziej subtelnych hołdów do, zwłaszcza jazzowych, mistrzów gatunku. Swój styl wykształcił przede wszystkim w serialu Zagubieni, gdzie, co trzeba powiedzieć wyraźnie, stworzył zupełnie nowy muzyczny świat dla wyspy, na której znajdują się główni bohaterowie. Tutaj styl Giacchino wyraźny jest przede wszystkim w liryce, której podstawy możemy usłyszeć już w ścieżce do Medal of Honor: Frontline. Osoby, które spodziewały się bardzo bezpośredniego hołdu dla klasycznych partytur Williamsa, Goldsmitha (np. kinowa wersja Strefy mroku) czy nawet Grusina (Gooniesi) mogą poczuć się rozczarowane. Partytury Giacchino nie da się jednak tak łatwo odrzucić.

Wspomniane już nawiązania są subtelne dlatego, że są to nawiązania na poziomie konwencjonalnym i strukturalnym, nie do końca zaś melodycznym. Hołd, którego dokonuje tutaj Giacchino, jest najtrudniejszy, ponieważ muzyka brzmi, jak klasyczne ścieżki do kina produkcji Amblin, jednocześnie tak nie brzmiąc. Z własnej twórczości Giacchino najlepiej rzecz jasna słychać tutaj odwołania do stylistyki Zagubionych, która, jak powiedział jakiś czas temu sam kompozytor, jest jego stylistyką. Słychać to przede wszystkim w liryce, ale także, już bardziej subtelnie, w specyficznym brzmieniu smyczków, w wykorzystaniu tremola, a także w charakterystycznych dla muzyki z tego serialu ostinatach. Stylistyka Giacchino jest więc w muzyce do Super 8 wszechobecna. Jeden z bardziej Williamsowskich elementów ścieżki, czyli militarny marsz jest nawiązaniem Giacchino…. ale do samego siebie. Temat ten pochodzi z gry komputerowej Secret Weapons Over Normandy, gdzie też był tematem czarnych charakterów (w tym przypadku Niemców). Istnieje także prosty trzynutowy motyw dla kosmity, który zaczyna zarówno film, jak i album (utwór tytułowy). W całej ścieżce można więc mówić o czterech tematach głównych.

Wiele trzeba powiedzieć o spottingu ścieżki. Abrams i Giacchino muzyki używają bardzo ostrożnie i to jest świetne. W pierwszej połowie, napięcie buduje się przede wszystkim brakiem muzyki. Wielka katastrofa kolejowa, która rozpoczyna całą historię na dobre nie ma w ogóle muzyki, dopiero po sekwencji akcji wchodzi muzyka rodem z horroru (i jeden z czterech najdłuższych utworów na albumie). Muzyki jest niewiele, fragmenty są krótkie i dlatego zawierający w zasadzie całą partyturę album wydaje się tak poszatkowany. Potem w filmie jest coraz więcej utworów i to utworów dłuższych. Zaczyna pojawiać się bardzo dobra muzyka akcji i trochę nawiązań do Williamsa w takich utworach jak Evacuation of Lillian czy Lambs on the Lam i jeden z najlepszych utworów akcji w całej karierze Michaela Giacchino, jakim jest World’s Worst Field Trip. Faktem jest, że różnica trwania między najkrótszym utworem na płycie (Family Matters) a najdłuższym (Creature Comforts) zakrawa na śmieszność – najkrótszy ma mniej niż pół minuty, najdłuższy więcej niż 10 minut. Więcej muzyki w drugiej połowie filmu zwiększa intensywność scen na ekranie. Napięcie Giacchino buduje świetnie (mowa tutaj głównie o wspomnianym już Creature Comforts) i łączy to z emocjonalnym materiałem, głównie tematem rodziny (chociaż pojawia się także temat Alice, ze względu na rolę, jaką w ostatnich scenach ta postać odgrywa). Pełna napięcia ostatnia sekwencja doprowadza nas do emocjonalnego finału, który jest hołdem dla Spielbergowskich finałów. Tutaj kompozytor zbiera wszystkie motywy i tematy i o ile dotychczas ścieżka była raczej wyciszona, w ostatnich scenach wspina się na wyżyny intensywności, także w karierze samego Michaela Giacchino. Letting Go (a także Super 8 Suite zdecydowanie należą do najlepszych utworów w karierze twórcy Ratatuja. I żeby była jasność, wszystko, tak jak w najlepszych ścieżkach i czasach muzyki filmowej, dąży do tego emocjonalnego wybuchu. Pomaga w tym zdecydowanie fakt wyciszenia wcześniejszych instancji głównych tematów. Tutaj wszystko łączy się w piękną harmonijną całość, która kończy film.

Album kończy gratka dla fanów poczucia humoru Giacchino. Kompozytor zawsze z niego słynął (i nie mówimy tutaj o jego niesławnych tytułach utworu, które nie są pomysłem jego, ale jego muzycznego montażysty). Tym razem dostajemy muzykę z filmu głównych bohaterów Super 8, który w całości widzimy w napisach końcowych (swoją drogą, uwielbiam takie żarty, kiedy zawodowcy robią wszystko, by zrobić coś amatorskiego, wymaga to podwójnego profesjonalizmu i wychodzi zwykle bardzo zabawnie!). Sama ścieżka jest chyba najlepszą muzyką filmową, którą Michael Giacchino napisał do filmu aktorskiego (co pozwala nam pominąć przy porównaniach jego znakomite partytury do filmów wytwórni Pixar). Pomaga w tym bardzo wyważone i ostrożne podłożenie muzyki w samym dziele Abramsa. Tutaj nie chodzi tylko o to, że partytura działa znakomicie, tutaj trzeba także pamiętać o tym, jak pięknie w scenach „ataków” potwora i w scenie katastrofy kolejowej działa jej brak. Jest więc to nie tylko po prostu świetna muzyka, z której Michael Giacchino może być zdecydowanie dumny, ale także bardzo mądre jej wykorzystanie. Pomaga zdecydowanie zakończenie filmu i to, jak wszystko pięknie łączy się w całość (można kłócić się z interpretacją zakończenia, ale uznajmy, że chodzi tutaj przede wszystkim o rozwiązanie wszystkich problemów rodzinnych, które może faktycznie mogło być przez Abramsa ukazane trochę lepiej). Muzyki filmowej, która dąży to emocjonalnego wybuchu łączącego harmonijnie wszystkie wątki fabularne i tematyczne dzisiaj jest jak na lekarstwo. Jednym z kompozytorów, którzy kiedyś celowali w takich rozwiązaniach, jest bez wątpienia John Williams. Michael Giacchino zrozumiał tę konwencję ilustracyjną i pięknie wymieszał ją z własnym, w sumie niepodrabialnym (a to zawsze zaleta), kompozytorskim stylem. Bardzo dobra muzyka do naprawdę dobrego filmu i jeden z najmądrzejszych, jeśli nie najmądrzejszy, spotting, jaki w hollywoodzkim mainstreamie słyszałem od lat.

Najnowsze recenzje

Komentarze