Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Michael Giacchino

Cars 2 (Auta 2)

(2011)
-,-
Oceń tytuł:
Marek Łach | 08-07-2011 r.

Cechą muzyki Michaela Giacchino do filmów animowanych było zawsze dobre ukierunkowanie brzmienia, stylistyczna spójność pastiszu. Podczas gdy autorzy spoza studia Pixar potrafili zanudzić słuchacza parodystycznym chaosem, twórca Star Treka komponował ścieżki zdyscyplinowane i podporządkowane klarownej koncepcji – była więc bondowska stylistyka w Iniemamocnych, był romans z francuszczyzną w Ratatuju, były wątki klasycznego kina przygodowego w Odlocie. Rok 2011, z imitacją Manciniego w Monte Carlo, z imitacją Williamsa w Super 8 i wreszcie z kolejną parodią kina szpiegowskiego w Autach 2 sprawia jednak, iż czołobitność, z którą Giacchino podchodzi do klasyki gatunku, zaczyna robić się nudnawa i wtórna.


W przypadku Aut na pierwszy ogień idzie w tej kwestii temat przewodni, który z jednej strony charakteryzuje się oczekiwaną po tego typu projekcie chwytliwością, z drugiej jednak przynosi pewne rozczarowanie. Z pewnością podziwiać można swobodę i finezję, z jaką Giacchino wplata go w każdym możliwym miejscu muzycznej faktury; jego obecności nie sposób nie zauważyć i w zasadzie sam jeden nadaje ścieżce charakteru, efektownie nawiązując do stylistyki gatunku szpiegowskiego. Plastyczność ta sprowadza go jednak do roli krótkiego motywu: melodycznego pomysłu starcza bowiem zaledwie na dwa pierwsze takty, potem Giacchino jak gdyby traci koncentrację, co najbardziej widoczne jest w nieudanym zakończeniu tematu, które wydaje się nieukierunkowane i wymuszone. Podobnie, jak to było w przypadku tematu do The Incredibles, trudno oprzeć się wrażeniu, że główna siła twórcza poświęcona została na dobranie odpowiednio parodystycznego aranżu – na wypracowanie zaś ciekawej melodyki zabrakło po prostu chęci; w odróżnieniu jednak od Aut, rzemieślniczy temat z Iniemamocnych wydawał się lepiej przemyślany i zbalansowany. Oczywiście nowy szpiegowski motyw spełnia swoją rolę, ale więcej w tym aranżacyjnej gimnastyki aniżeli pomysłowego operowania melodią; a szkoda, bo łatwo sobie wyobrazić lepsze rozwiązanie w tym zakresie. Tak czy siak jednakże, fundament stylistyczny udaje się kompozytorowi w ilustracji szybko zakorzenić.


Niestety, muzyka Giacchino w połączeniu z obrazem potraktowana została po prostu niechlujnie. Sequel jest nieznośnie przegadany i ścieżka dźwiękowa ginie pośród niekończących się dialogów wygłaszanych w rozmaitych językach. Nietrudno sobie wyobrazić, mając w pamięci udany ilustracyjnie prolog filmu (It’s Finn McMissile!), jak wiele obraz Lassettera zyskałby na muzyce dobrze wyeksponowanej, na muzyce, której nie przyćmiewałby potok słów i hałaśliwych SFX. Rutynowa ilustracja Newmana, nie przewyższająca przecież kolorowej, pełnej życia ścieżki Giacchino, na sali kinowej radziła sobie o wiele lepiej, z tej prostej przyczyny, że pozostawiono jej dużo przestrzeni; Randy Newman mógł zatem prowadzić film muzyką – Michaelowi Giacchino umożliwiono to natomiast tylko momentami.

Auta 2 nie tylko w tej kwestii są gorzej umuzykalnione; również piosenki, które w poprzednim filmie ładnie budowały prowincjonalny nastrój, tutaj pełnią rolę śladową, mało co wnoszą do obrazu, a przez mnogość wątków brakuje im jednolitego ukierunkowania. Koszmarek w postaci Polyrhythm nie ułatwia natomiast obcowania z tymi w gruncie rzeczy przeciętnymi utworami na albumie. Dobrze chociaż, że sam score ma mniej kosmopolityczne brzmienie i nie ilustruje specyfiki każdej lokalizacji z osobna: przygrywki włoskie, japońskie, francuskie, brytyjskie – byłby to nieznośny, muzyczny chaos.


Ostatnim wreszcie problemem sequela jest brak umiaru w dawkowaniu elementów pastiszowych. Na pierwszy rzut oka o ten sam grzech można by oskarżyć Iniemamocnych – tam jednak imitacja Barry’ego nie ograniczała się do parodii, sama niosła ze sobą dawkę dramaturgiczną, jakiej nie posiadał żaden pastiszowy score w ostatnich latach. W Autach 2, które siłą rzeczy są filmem bardziej infantylnym, dramatyzm wyższych lotów odzywa się tylko momentami (Cranking Up the Heat, Mater’s the Bomb), a zamiast tego muzyka pędzi na złamanie karku, jak gdyby sama prędkość miała naładować ją adrenaliną. Adrenalinę, owszem, czuć, ale przede wszystkim podczas odsłuchu autonomicznego, gdzie nie ginie pod naporem efektów dźwiękowych i gdzie odrywa się od letniej opowiastki o kolorowych samochodach. Trudno się jednak dziwić – wyścigi były kwintesencją pierwszego filmu, tu zaś stają się tłem dla nijakiej afery szpiegowskiej; w efekcie fanfary Newmana mocniej pozostają w pamięci, aniżeli równie dobre i okazałe fanfary grane pod batutą Giacchino (Porto Corsa). To samo można zresztą powiedzieć o elementach country w scenach na prowincji – to, co Randy dobrze czuł i umiał wyeksponować, u twórcy Ratatuja jest zaledwie bezbarwną przygrywką.

Dawka krytyki w powyższych akapitach nie oznacza jednak, że Cars 2 to ścieżka nieudana. Jest ona, podobnie zresztą jak i jej poprzedniczka, profesjonalnym rzemiosłem, które samo w sobie ma sporo ciekawostek do zaoferowania. Album co prawda potrafi zmęczyć jednostajnym tonem, ale takimi utworami, jak spektakularny Towkyo Takeout, Tarmac the Magnificent czy The Other Shoot, Giacchino udowadnia, dlaczego uznawany jest za największą nadzieję hollywoodzkiej muzyki symfonicznej. Trudno jednak przy takiej dawce mało wyszukanego konceptualnie pastiszu, chłonąć całość za jednym zamachem bez uszczerbku dla pojedynczych, płytowych perełek. Auta 2 z tego punktu widzenia lepiej wypadają jako suma swoich części, docenianych wyrywkowo.

Wiele problemów ścieżki to pochodna problemów filmu, w związku z czym można na kompozycję Giacchino spojrzeć nieco łagodniejszym okiem (choć rosnąca ilość orkiestratorów niepokoi). Pozostaje jednak wrażenie, że jest to ścieżka straconych szans, która poza paroma świeżymi elementami nie wnosi serii na nowy muzyczny poziom, a ze względu na problemy z filmową ekspozycją może być nawet uznana za mały krok w tył. Zapoznać się można, niektóre utwory wręcz domagają się uwagi, ale wbrew klasycznej sequelowej recepcie, w tym przypadku więcej, szybciej i głośniej nie oznacza wcale lepiej.

Najnowsze recenzje

Komentarze