Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Howard Shore

Looking for Richard (Sposób na Ryszarda)

(1996)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 15-04-2007 r.

Al Pacino od bardzo dawna był fascynatem dzieł Shakespeare’a. Jego zamiłowania w tym kierunku sięgały jeszcze lat studenckich. Kiedy zyskał już sławę i pieniądze postanowił nawiązać do swoich zainteresowań i stworzyć film. Sposób na Ryszarda to debiut reżyserski tego aktora. Za muzykę wziął się Howard Shore. Było to dla niego nie lada wyzwanie, gdyż po filmach Milczenie owiec i Siedem przypięto do niego łatkę kompozytora mrocznych i ciężkich dla nie wprawionych słuchaczy partytur. Kompozytor spędzał dużo czasu na planie filmowym, rozmawiając z reżyserem, aktorami, studiując dzieła Shakespeare’a i dużo rozmyślając nad ogólnym schematem dźwiękowym. W stosownym czasie zaprosił do współpracy Elizabeth Cotnoir, która przełożyła teksty renesansowego pisarza na język łaciński. Zostały one wykorzystane w licznych partiach chóralnych. Efekt tej pracy okazał się zdumiewający.

Komu ta płyta się może spodobać? Melomani delektujący się muzyką w stylu Rabina, Beltramiego, czy Gregsona-Williamsa raczej nie znajdą nic ciekawego w tej partyturze. Właściwie może się im nawet wydać nudna. Niemniej warto ją polecić przynajmniej ze względu na nietypowy charakter jakim się odznacza. Całość tworzy jedną wielką suitę, która jest podzielona na siedem części. Każdy track to kolejna część suity. Z zaledwie pięćdziesięciu minut muzyki prezentowanych nam na krążku możemy wynieść olbrzymi ładunek emocji. To co najbardziej w niej lubię to niezwykły, mroczny klimat. Od pierwszej do ostatniej nuty odczuć można, że błądzi się gdzieś pomiędzy średniowieczem a renesansem, a podniosłe momenty w wykonaniu sekcji dętej przynoszą na myśl potężne sale zamkowe i całą atmosferę tamtych czasów. Bardzo trafną decyzją kompozytora było zatrudnienie Orkiestry Filharmonii Londyńskiej wraz z chórem, której prestiż i profesjonalizm pozwolił na idealne odtworzenie nut zapisanych w zeszycie Shorea.

Looking for Richard to partytura czysto klasyczna. Nie ma w niej żadnych wstawek elektronicznych, które w dzisiejszej muzyce filmowej stały się jak gdyby plagą. Kompozycja utworów także dalece odbiega od tej typowej dla zwykłych ścieżek dźwiękowych. W zasadzie słuchając Richarda odniosłem wrażenie, że jest to bardziej klasyczna kompozycja niż filmowa. „Kłodą” oddzielającą te dwa gatunki w niej są dwa tematy przewodnie przewijające co jakiś czas. Pierwszy z motywów jest dosyć spokojny, opatrzony miękkimi wstawkami chóralnymi, drugi bardziej dynamiczny, opatrzony silną sekcja dętą. Oba prezentują się znakomicie. Przesłuchanie pierwszego utworu daje nam ogólny zarys całego score’a. Instrumentem dominującym, pojawiającym się w każdej części tej suity są organy. Ozdobą dla muzyki jest chór słyszany równie często. Do wyjątków możemy zaliczyć utwór Queen Margaret gdzie chórów po prostu nie ma. Jako ciekawostkę mogę podać, że sesję nagraniową przeprowadzono w kościele Wszystkich Świętych, w Tooting, w Anglii. Dlaczego właśnie tam? Na pewno ze względów akustycznych i dla tego, że znajdowały się tam odpowiednio stare organy. Oba czynniki pozwalały na otrzymanie lepszego dźwięku, a co za tym idzie integracji ducha kompozycji z epoką.

Warto zwrócić uwagę na ostatni utwór Henry, Earl of Richmond, będący również moim ulubionym. Rozpoczyna się bardzo spokojnie lekkimi uderzeniami w kotły. Po chwili do kotłów dołączają organy i chór. Z każdą sekundą podbudowywany jest klimat i muzyka staje się bardziej monumentalna, aż w okolicach trzeciej minuty osiąga pewnego rodzaju finał, po którym następuje stopniowe wyciszenie i muzyczno-chóralna konkluzja partytury.

Nieraz słysząc spekulacje na temat kariery Howarda Shorea padają tytuły Milczenie owiec, Mucha, Cela itd. Sposób na Richarda niejednokrotnie jest pomijany, spychany na szary koniec, szczególnie ostatnio, gdy o kompozytorze usłyszał cały świat dzięki jego partyturom do Władcy Pierścieni i Oscarom które otrzymał za nie. Osobiście nie zawahałbym się zestawić obie kompozycje i porównać je ze sobą i myślę, iż ten pierwszy wcale by tak blado nie wypadł. Według mnie Richard jest najbardziej nie docenioną muzyką Shore’a w całej jego karierze.

Najnowsze recenzje

Komentarze