Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Hans Zimmer

Hannibal

(2001)
5,0
Oceń tytuł:
Łukasz Wudarski | 15-04-2007 r.

Muzyka komponowana na potrzeby thrillerów rządzi się swoimi prawami. Rzadko kiedy tego typu kompozycje stają się przebojami pozafilmowymi. Wszak podstawowym zadaniem takich ścieżek jest integracja z obrazem, subtelne asystowanie w akcji, podkreślanie i wyodrębnianie. Nic więcej. Z tego powodu słuchanie muzyki do thrillerów najczęściej wymaga dużo samozaparcia od odbiorcy.

Kompozycja Zimmera jest na tym tle pewnego rodzaju ewenementem. Nie tylko stanowi najlepszą oprawę muzyczną całej trylogii Thomasa Harrisa, ale jest też ilustracją przełamującą pewne schematy charakterystyczne dla gatunku filmowego jakim jest thriller. Zarówno bowiem Howard Shore (Milczenie Owiec) jak i Danny Elfman (Czerwony Smok) postawili na sprawne rzemiosło. Zintegrowali swoją partyturę z obrazem. Uczynili muzykę niesłyszalną. Mroczną, lecz pozbawioną autonomicznego pozafilmowego życia. Zimmer miał zupełnie inny pomysł. Napisał ścieżkę pastisz, w której wnikliwa erudycja miesza się z wielkim żartem. Podobnie jak Scott, który wraz ze scenarzystami uczynił dr Lectera postacią jak najbardziej groteskową, niemiecki kompozytor zabawił się muzyką klasyczną. Napisał postmodernistyczną mieszankę łączącą Bacha, Mahlera i Straussa. Wszystko to ubarwił syntezatorami, odgłosami z filmu i różnymi dziwnymi ambientowymi brzmieniami. Powstała hybryda lokująca się na granicy wielkiej sztuki i wielkiego kiczu. Przyznam się szczerze, że mi tego typu zabawy bardzo odpowiadają, niosą bowiem powiew świeżości do, coraz bardziej skonwencjonalizowanego, rzemiosła zza oceanu .

Płytę otwiera utwór Dear Clarice w którym po raz pierwszy zapoznajemy się z głównym tematem. Nie jest to przebojowy pean do których przyzwyczajał nas Zimmer w swoich wcześniejszych pracach. Dostajemy subtelną, klasyczną wariację z delikatnym chłopięcym chórem i niepokojącymi ambientowymi dźwiękami. Pierwszą rzeczą która uderza nas przy słuchaniu soundtracku jest wykorzystanie filmowych dialogów. To dosyć częsty zabieg producentów, zabieg mający uatrakcyjnić produkt i tym samym ułatwić jego sprzedaż (w myśl zasady: widz kupuje wszystko co wiąże się z filmem). W tym wypadku jest jednak nieco inaczej. To nie producenci zadecydowali o umieszczeniu kojących monologów Anthony Hopkinsa na płycie, lecz sam kompozytor, który pisał utwory pod łagodne brzmienie głosu aktora. Przyznam się iż początkowo taki pomysł wyjątkowo mnie irytował. Soundtrack z muzyką to nie miejsce na tego rodzaju zabawy (chcąc posłuchać filmu można sobie kupić płytę DVD). Marzyłem więc o zdobyciu wersji bez aktorskich popisów słynnego Walijczyka. Gdy w końcu udało mi się natrafić na obrobione wydanie muzyki (z monologami zredukowanymi do minimum) dostrzegłem klasę posunięcia Zimmera. Zrozumiałem że utwory takie jak Dear Clarice, Let My Home Be My Gallows, czy Burning Heart są boleśnie niepełne bez kojącego głosu Hannibala, głosu który stanowi kolejny instrument partytury Niemca. Owszem można się czepiać koszmarnego akcentu Hopkinsa, jego angielskiego zmanierowania, lecz nie można odmówić mu jednego: perfekcji wokalnej, która to sprawia że fragmenty muzyki i monologu współgrają ze sobą idealnie tworząc prawdziwy wzór dla młodych adeptów sztuki kompozytorskiej

Kolejnym utworem na płycie są słynne Wariacje Goldbergowskie Jana Sebastiana Bacha. Ridley Scott życzył sobie aby zarówno w filmie, jak i na soundtracku zabrzmiał ten utwór. Dostajemy więc genialną interpretację słynnej Aria Da Capo w wykonaniu Glena Goulda. Interpretacje mistrzowską w każdym calu. Szkoda tylko że soundtrack z Hannibala nie trzyma swego wysokiego poziomu od początku do końca. Kawałki takie jak The Capponi Library i For A Small Stipend to zupełnie nieciekawe underscorowe utwory budujące napięcie. Co z tego, że zbudowane są za pomocą nowoczesnych elektronicznych instrumentów, jeśli brzmią strasznie sztampowo. Miłe zaskoczenie gotuje nam natomiast ścieżka Gourment Valse Tartare. Jest to wzorowana na Straussie (Nad pięknym, modrym Dunajem) kompozycja Klausa Badelta, brzmiąca interesująco i ciekawie (głównie za sprawą subtelnego wplecenia elektroniki), choć może mało oryginalnie. Najważniejsze jest jednak to jak utwór wypada w filmie. Po prostu porażająco, zaś scena którą ilustruje na długo zapada w pamięć i to właśnie dzięki muzyce. Całkiem niezłym utworem jest również dynamiczna Firenze di Notte (skomponowana przez Martina Tillmana i Mela Wessona). Solidna dramatyczna robota. Utwory Virtue i The Burnning Heart to medytację nad głównym tematem. Niepokojący chór i wiolonczela, wszystko to buduje klimat, ale co ważne słuchając ich mamy wrażenie, że nie jest to tylko prosta ilustracja. Że za muzyką czai się coś więcej. I choć brak tu oryginalności (wszystko to już mieliśmy u kompozytorów klasycznych), to słucha się tego tak dobrze jak niektóre dzieła – pierwowzory.

Niewątpliwe najlepszym utworem napisanym przez Zimmera i zawartym na tym krążku jest Let My Own Home Be My Gallows dziesięciominutowy majstersztyk, popis możliwości ilustratorskich Zimmera. Wzorowany na muzyce klasycznej, ale oryginalny (znów dzieki niesmowitej elektronice). Szczególnie pierwsza połowa utworu to prawdziwa poezja. Chłopięcy chór, niepokojąca, taktowna elektronika, a wszystko to otoczone aurą drapiących skrzypiec i ilustracyjnych przejść rodem z twórczości Bernarda Hermana. Przyznam się, że opisywanie tego utworu nie do końca ma sens. Każdy szanujący się miłośnik muzyki filmowej powinien go znać. Wydaje mi się, że Zimmer w sposób naprawdę wybitny opisał scenę wykładu Lectera, dając wymarzone muzyczne tło dla, rozgrywającej się we florenckim Palazzo Vecchio, akcji. Ostatnim utworem autorstwa niemieckiego kompozytora jest To Every Captive Soul Ciekawa, choć niezbyt twórcza wersja Adagietta z V Symfonii Gustawa Mahlera. Jednak to nie ta ścieżka zamyka płytę. Na sam koniec dostajemy prawdziwą perłę – skomponowaną specjalnie na potrzeby filmu arię Vide Core Meum. Jej autorem jest Patrick Cassidy, irlandzki kompozytor, który zasłynął między innymi oratorium The Children Lir. Tutaj do libretta wziętego z La vita nuova Dantego stworzył prawdziwe cacuszko. Misterną operę z kojącymi partiami wokalnymi wykonywanymi przez Danielle de Niese i Bruno Lazzarettiego. Zdecydowanie najlepszy utwór na tej płycie.

Podsumowując. Hans Zimmer komponując muzykę do Hannibala udowodnił, że potrafi być naprawdę wszechstronnym twórcą. Stworzył partyturę niebanalną, pełną postmodernistycznych nawiązań, które powinny stać się tematem osobnego artykułu. Partyturę w wielu miejscach zupełnie wyłamującą się z konwencji gatunku. Oczywiście płyta ma pewne wady. Największą są pewne nieoryginalności (kompozytor mógł bez wątpienia bardziej twórczo podejść do tematu Mahlera) jak również nierówny poziom ścieżek (The Capponi Library, For A Small Stipend). Są one w moim mniemaniu zbyt ilustracyjne, czym psują nieco wrażenie jakie wywiera ta płyta. To wszystko jednak nie jest w stanie zniszczyć pozytywnego wrażenia jakie pozostawia Hannibal – soundtrack który każdy szanujący się miłośnik dobrej muzyki filmowej powinien mieć w swej kolekcji.

Najnowsze recenzje

Komentarze